Durczoka trafia szlag. Wiesz, dlaczego?
Przepisy zezwalające na zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o więcej niż 50 km/h wciąż budzą wątpliwości prawników. Dzięki nim udało się jednak utemperować zapędy wielu piratów drogowych.
Wśród osób, które - na trzy miesiące - musiały rozstać się z uprawnieniami do prowadzenia samochodu nie brakuje ludzi z pierwszych stron gazet. Najnowszą z "ofiar" jest były prowadzący i redaktor naczelny Faktów TVN - Kamil Durczok.
Dziennikarz, związany obecnie ze stacją Polsat News, przyznał się do drogowej wpadki na Twitterze. "Ciężka noga to bolesna przypadłość. Moje prawo jazdy jest na 3 m-ce w areszcie" - czytamy w serwisie społecznościowym.
Tam, w okolicach Częstochowy jest dwupasmówka, trochę przygazowałem, przyznaję - zagapiłem się, wyłączyłem świadomość, bo taka dobra droga. A że przepisy w tej kwestii są bezlitosne, musiałem pożegnać się z prawem jazdy. Na trzy miesiące. Teraz muszę jeździć taksówkami, nad czym, nie ukrywam, ubolewam. Szlag mnie trafia, że moje auto musi stać w garażu. Mam nauczkę na przyszłość - powiedział dziennikarz w rozmowie z "Super Expressem".
Przypominamy, że z dniem 1 stycznia weszła w życie nowelizacja przepisów dotyczących trybu przekazywania staroście informacji o ujawnionym przez policję wykroczeniu. Fakt zatrzymania przez policjanta prawa jazdy, w związku z popełnionym wykroczeniem, pozostaje obecnie bez wpływu na możliwość późniejszego zatrzymania tego dokumentu na okres 3 miesięcy. Do wydania przez starostę decyzji w tym zakresie wystarczająca jest informacja o ujawnieniu takiego wykroczenia.
Oznacza to, że przed utratą prawa jazdy na trzy miesiące nie chroni już "gapiostwo", czyli brak dokumentu w czasie kontroli. Reasumując - jeśli nie oddamy prawa jazdy policjantowi zasłaniając się tym, że nie mamy go przy sobie - oprócz cofnięcia uprawnień na okres 3 miesięcy - czeka nas jeszcze mandat za brak praw jazdy...