Alonso w INTERIA.PL

Niektórzy z moich znajomych pracują w biurach podróży, inni myją okna. Ja jestem kierowcą – powiedział mistrz świata Formuły 1 Fernando Alonso podczas rozmowy, którą publikujemy poniżej.

Dowiesz się z niej wiele nieznanych do tej pory szczegółów z życia najszybszego kierowcy świata.

- Fernando, powróćmy do ostatniego okrążenia podczas Grand Prix Brazylii. Zdobyłeś wówczas punkty, które przybliżyły Cię do tytułu mistrza świata : o czym wtedy myślałeś?

- O oponach ! Były na granicy. Najważniejsze było ukończenie okrążenia. Pamiętam, że spytałem Roda, mojego inżyniera, jak się plasuje Michael Schumacher. Nie chciałem stracić trzeciego miejsca w wyścigi na ostatnich metrach. Miałem 12 sekund przewagi, dosyć łatwo było więc nad tym panować. Oczywiście, słyszałem dziwne odgłosy. Modliłem się, żeby nie zaczęło padać. I wreszcie zobaczyłem przed sobą ostatni zakręt…

Reklama

- Pierwszą rzeczą, którą zrobiłeś przez radio było podziękowanie zespołowi. To było dla Ciebie ważne?

- Niezwykle ważne. Właściwie najważniejsze. W Formule 1 nic nie dzieje się przypadkiem. W tym roku udało mi zrealizować swoje marzenie, ponieważ zespół kilkuset osób przez niemal rok dokonywał kolosalnych wysiłków. Wszyscy od dyrektorów technicznych po ludzi z produkcji dali z siebie jeszcze więcej, i to właśnie to złożyło się na tę różnicę. Powiedziałem więc im przez radio : wszyscy jesteśmy mistrzami świata. Byłem szczery.

- Później dziękowałeś im kolejny raz w Chinach…

- To prawda. Myślałem, że nic nie dorówna emocjom z Brazylii. Myliłem się.

- Opisz nam podium w Sao Paulo. Co czułeś patrząc na zespół i na ten napis « World Champion »…

- Kiedy wysiadłem z samochodu, w ogrodzonym terenie, zobaczyłem całą ekipę i nad nią ten napis « Fernando Alonso, World Champion ». To było zbyt piękne. Dałem upust swojej radości. W jednej chwili całe napięcie opadło. Tak naprawdę nie bardzo pamiętam dojście do podium. Pamiętam to jakby niebieskie morze pod moimi stopami i dziesiątki uśmiechów. Byli tam również niektórzy mechanicy ze stajni Minardiego, z którą pracowałem w 2001 roku. Miałem łzy w oczach.

- Kiedy wróciłeś do hotelu zobaczyłeś w telewizji tłumy w Oviedo. Co wówczas odczuwałeś?

- Zawołałem mojego ojca, żeby przyszedł zobaczyć. Nie wierzyłem własnym oczom. Wszystkie te miejsca, które znałem na pamięć, w których wyrosłem, były pełne kibiców. Były ich tysiące, nawet w Madrycie! Byli fantastyczni przez cały sezon i dużo im zawdzięczam: kiedy siedzi się za kierownicą, świadomość że ma się wsparcie wszystkich tych pasjonatów dodaje skrzydeł. Jestem dumny z tego, że mogłem im podziękować zdobywając tytuł mistrza świata.

- Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie z tego sezonu?

- Jest ich dużo… Brazylia pozostanie chyba najważniejszym dniem w moim życiu. Chiny to również były wyjątkowe chwile. Grand Prix Francji, wyścig w kraju Renault, zwycięstwo przed tysiącami fanów… to obrazy, których nie można zapomnieć.

- A Twój najlepszy manewr wyprzedzania w tym sezonie?

- Bez cienia wątpliwości wyprzedzenie Michaela Schumachera w130R w Suzuka. Dużo ryzykowałem. Może nawet za dużo!

- Co czułeś w momencie, w którym uderzyłeś w bandę w Montrealu?

- Atakowałem naprawdę ostro. Przyjąłem niewłaściwy tor jazdy, przejechałem przez krawężnik…a potem uderzyłem w bandę. Nie lubię rozwodzić się nad swoimi błędami. Nie patrzę w tył, ale do przodu. Tak jak to później powiedziałem, to był mój pierwszy błąd w ciągu połowy sezonu. Więcej ich nie było, więc jestem zadowolony.

- W jakim stopniu ten sezon Cię zmienił?

- Nie sądzę, żebym się zmienił. Kiedy przyjechałem do Japonii, dwa tygodnie po wyścigu w Brazylii, zadawano mi to pytanie setki razy. Nie jestem pewien, czy moja odpowiedź była taka, jakiej się wszyscy spodziewali! W dalszym ciągu jestem tym samym chłopakiem. Moje doświadczenie jest bogatsze o 19 wyścigów i wiem jak rozgrywać sezon, żeby zdobyć tytuł mistrza. Ale nie zmieniłem się.

- W dalszym ciągu pasjonuje Cię rywalizacja?

- W każdej formie i to od dziecka. Czy chodzi o mecz piłki nożnej lub tenisa czy Grand Prix Formuły 1, zawsze robię wszystko, żeby wygrać. Czasami to nie jest możliwe, wtedy ustalam sobie bardziej realistyczny cel i staram się go osiągnąć.

- Cała ekipa chwali Cię za dojrzałość. Czy rzeczywiście jesteś poważnym młodym człowiekiem czy też umiesz cieszyć się życiem poza torem?

- Na torze jestem po to, żeby pracować. Muszę być profesjonalny, bez zarzutu – reprezentuję Renault i wysiłek 800 osób. W paddocku jestem stale skoncentrowany, nawet wtedy, gdy nie jadę. Nie widzę wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają. Kiedy wracam do domu, jest inaczej. Spotykam się z przyjaciółmi, śmiejemy się, miło spędzamy czas. Wygłupy też mi się przydarzają…

- Czy dziś jesteś lepszym kierowcą?

- Tak, ale w następnych testach będę jeszcze lepszy – stale się uczę, jak tylko wsiadam do samochodu. Opony, podwozie, silnik, zawsze można czegoś się nauczyć, coś przeanalizować.

- Kiedy pojawiłeś się w Renault F1 Team, mówiłeś, że musisz w większym stopniu słuchać swego bolidu. Czy Ci się to udało?

- Sądzę, że tak W dalszym ciągu jestem bardzo agresywny dla samochodu, ale wiem również jak go chronić. Nie staram się skompensować jego słabości, jak musiałem to robić w 2004 roku. Wtedy musiałem po prostu zapanować nad samochodem, żeby jechał tam, gdzie chcę. W tym roku potrafiłem się wsłuchać w samochód i współpracować z nim. To był dialog. Dobrym tego przykładem był wyścig w Imola – trzeba było oszczędzać silnik, opony, pracować z zespołem, żeby wiedzieć jak zareagować. I wygraliśmy!

- Regulamin wymusił oszczędzanie opon. Czy to było trudne?

- Nie bardzo. Wszystkie zespoły musiały nauczyć się tak używać opon, aby wystarczyły na cały wyścig, ale jeśli chodzi mój o styl jazdy, to wcale się nie zmienił z powodu regulaminu. Michelin był w tym roku fantastyczny.

- Musiałeś pohamować swój agresywny styl jazdy, żeby utrzymać przewagę w klasyfikacji. Czy czasami było trudno się kontrolować?

- Mam być szczery? Tak. Ale trzeba było przede wszystkim myśleć o końcowym wyniku. Musiałem albo podejmować ryzyko, aby walczyć o zwycięstwo w każdym wyścigu, albo wykazać się większym rozsądkiem i walczyć o tytuł. Mieliśmy w tym sezonie dobry start, a później zdecydowaliśmy się na optymalizację naszych wyników.

- Co to znaczy?

- Przyjęliśmy inne podejście. Weźmy, na przykład, pierwszy zakręt w Silverstone, lub wyprzedzenie Montoyi w Brazylii. Świadomie zdjąłem nogę z gazu z myślą o tytule. W Suzuka tego nie było: atakowałem na całego od początku do końca.

-Właśnie, jaka była reakcja Twoich znajomych po zdobyciu tytułu?

- Cieszą się ze względu na mnie. W Brazylii w ciągu dwóch godzin dostałem 300 telefonów. Chcieli mi pogratulować, byli ze mnie dumni.

- Czy czytałeś prasę po Sao Paulo? Jaka była Twoja reakcja?

- Tak, w poniedziałek na lotnisku. Zabawne było zobaczyć reakcję dziennikarzy, czytać te wszystkie artykuły. Dopiero wtedy zacząłem w to wierzyć, uświadamiać sobie, że to nie był sen !

- Jaka reakcja Cię najbardziej poruszyła?

- To, że zostałem zgłoszony do nagrody Principe de Asturias. Powiedziano mi, że jestem przykładem dla młodych ludzi na świecie, że złożyłem dowody motywacji i skromności. To było fantastyczne. Król Hiszpanii powiedział też, że wyścig w Brazylii był wielkim dniem dla mojej ojczyzny. To bardzo wiele znaczy w moich oczach …

- Czy miałeś czas cieszyć się swoim osiągnięciem czy od razu pomyślałeś o sezonie 2006 i o tym jak obronić tytuł?

- Nieco po zakończeniu sezonu miałem czas przeanalizować mistrzostwa. Zatrzymałem się na chwilę, naładowałem «akumulator» po ciężkim roku, świętowałem zdobycie tytułu z przyjaciółmi. Ale rzeczywiście, sezon 2006 zbliża się wielkimi krokami. Zaczął się w listopadzie. Samochód będzie gotowy w styczniu. Już go widziałem w tunelu aerodynamicznym: specjaliści od aerodynamiki namalowali na dziobie numer 1, żeby mi sprawić przyjemność.

- Jakie będzie Twoje podejście do roku 2006?

- Nic nie będę uważał za przesądzone. Startuję od zera. Postaramy się świetnie przygotować i być może uda się nam powtórzyć nasz wyczyn. Jest tylko jeden sposób: bardzo ciężko pracować.

- Kiedy się pojawiłeś w paddocku, mówiłeś, że Twój zawód wydaje Ci się najzupełniej normalny. Czy nie zmieniłeś zdania?

- W pewien sposób… nie. Zawsze wkładam dużo wysiłku w moją pracę i moim celem jest uzyskanie jak najlepszego wyniku. Niektórzy z moich znajomych pracują w biurach podróży, inni myją okna. Ja jestem kierowcą. Jestem uprzywilejowany, ale to jest mój zawód. Natomiast zaskakujące jest to, że mogę motywować cały zespół – i to właśnie sprawia, że codzienność staje się wyjątkowa. Unikalna jest również pasja fanów tego sportu. Za nic w świecie nie zmieniłbym więc zawodu!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: "Mistrz" | Fernando Alonso | Grand Prix | reakcja | wyścig | mistrz świata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy