A ty jeździsz buspasami?

Co jest największym wrogiem kierowcy w dużym mieście? Dziury w jezdniach? No też, ale zdążyliśmy się już do ich wszechobecności trochę przyzwyczaić. Piesi i rowerzyści?

Cóż, nawet najzagorzalszemu entuzjaście zdarza się znaleźć w ich roli. Zaryzykujemy twierdzenie, że najbardziej nienawidzimy korków. Codziennie tracimy w nich czas, nerwy i pieniądze na spalone niepotrzebnie paliwo.

Szybko zwiększająca się liczba samochodów w połączeniu z niedorozwojem infrastruktury drogowej, unieważniają pojęcie "godzin szczytów". Wiele ulic jest zatłoczonych właściwie przez cały czas, od wczesnego ranka do późnego wieczoru.

Zmotoryzowani cholerycy klną, irytują się i pomstują cna cały świat. Stoicy starają się zachować spokój i pokornie poddają się losowi. Cwaniacy próbują wszelkimi sposobami, przeważnie niezgodnymi z prawem, poradzić sobie z problemem.

Reklama

Powszechne jest lekceważenie zakazu wjazdu na skrzyżowanie, jeżeli grozi to jego zablokowaniem. Wielu kierowców wychodzi bowiem z założenia, że najważniejsze, by posuwać się do przodu. Choćby o kilkanaście metrów, choćby kosztem innych użytkowników drogi. Inni bez żenady wjeżdżają na buspasy, wyznaczane przez władze miast w celu usprawnienia komunikacji miejskiej. Najsprytniejsi korzystają z pasów przeznaczonych do jazdy w innych kierunkach, w ostatniej chwili bezczelnie przejeżdżając na ten właściwy.

Są miejsca w polskich miastach, gdzie stały monitoring, umożliwiający rejestrowanie wykroczeń drogowych i karanie ich sprawców, przyniósłby plon nieporównanie obfitszy plon niż cały szpaler fotoradarów. Co ważne - takie działania spotkałyby się z aprobatą ze strony tych, dla których przepisy ruchu nie są nic nie znaczącymi świstkami papieru.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy