Tadeusz Rzeżuchowski: Rywale muszą poczekać aż się zestarzeję

Satysfakcję mam z tego, gdy przyjeżdżam przed innymi, ale nie sprawia mi to szczególnej radości z tego powodu, że jestem starszy od nich. Poza tym, tak się nie czuję. Przebywamy razem wiele dni, dużo rozmawiamy. Jesteśmy jak kumple - mówi Tadeusz Rzeżuchowski, zawodnik Dacia Duster Motrio Cup przed Wysoka Grzęda Baja Poland 2020. Runda Pucharu Świata FIA odbędzie się w dniach 4-6 września.

Sezon zaczęliście od drugiego miejsca w Szczecinku. Drugą rundą sezonu jest Wysoka Grzęda Baja Poland, czyli rajd, z którym macie rachunki do wyrównania. W 2018 nie udało się wam osiągnąć mety, w zeszłym roku skończyliście poza podium.

- Nastawiamy się na walkę. Nie będziemy się odgrażać, ale nie będziemy się poddawać. Chcemy przejechać trasę czysto, z głową i nigdzie nie utknąć, ale jechać też w odpowiednim tempie. Trzeba będzie podzielić siły na większą liczbę kilometrów

Organizatorzy wytyczyli 190 km odcinka specjalnego na poligonie drawskim, który przejedziecie dwukrotnie. W czym tkwi trudność tego etapu?

Reklama

- Możliwości ułożenia trasy na poligonie jest wiele, nie da się tych dróg zapamiętać, choć rajd odbywa się tam od lat. Jest tam wiele miejsc, do których trzeba podejść ostrożnie i się wcześniej na nie przygotować. Zdarzają się ostre zakręty, który w połowie nagle przechodzą w górę głębokiego piachu. Człowiek skupia się na samym zakręcie, a zakopuje się w piachu.

Jeździł pan wieloma niesamowitymi samochodami na wielu torach, ale startuje w rajdach terenowych. Dlaczego?

- To jest najciekawszy sport motorowy, bo tu nie wiadomo, co jest za kolejnym zakrętem i co nas czeka. Pilot mi mówi, że za kilometr zakręt w prawo pod kątem 90 stopni. I nic więcej. Czy to będzie w błocie, po szutrze - nic nie wiadomo. Poza tym, lubię dłuższe rajdy, gdzie można sobie pojeździć. Takie, które liczą ponad 200 km. Do tego dochodzi niesamowita atmosfera w Hiszpanii czy Portugalii, gdzie są dziesiątki kibiców. Taka jazda to ogromna przyjemność.

Dacia Duster to nie za słabe auto do rajdów terenowych?

- Nieważne jakie auto i ile ma koni. Chodzi o to, żeby umieć wykorzystać jego potencjał w jak największym stopniu. Są zawodnicy, którzy przesiadają się z Dacii do mocniejszych aut, a potem nie radzą sobie z nimi na trasie. Ale jak mają sobie poradzić, skoro wykorzystywali ledwie 80 procent możliwości, które daje Duster?

A pan jaki procent potencjału Dustera już wykorzystuje?

- Na pewno jeszcze nie pełny. Jeszcze muszę poćwiczyć. Na ogół jest tak, że do jakiegoś poziomu dochodzi się szybko, a potem to jest wyższa szkoła jazdy. W grę wchodzą talent, predyspozycje. Te ostatnie dwa, trzy procent, o których często mówi Krzysztof Hołowczyc, to strefa, którą osiągają nieliczni.

Skąd się wzięło pana zamiłowanie do rajdów?

- Zawsze mnie ciągnęło do sportu motorowego, tylko nie było warunków. To było moje marzenie. W latach 1968-1971 startowałem w motocrossie m.in. z ojcem jednego z rajdowych kolegów, ale później założyłem rodzinę i karierę przerwałem. Przy trójce dzieci czasu zaczęło brakować. Rodzina była priorytetem. Ale gdy pojawiły się możliwości, zacząłem startować w rajdach terenowych.

Zaczęło się od dołączenia do Supercar Clubu w Warszawie, gdzie poznałem Andrzeja Kalitowicza. Od niego dowiedziałem się, że powstaje puchar Dacii. Przed trzema laty w Przasnyszu pojechałem po raz pierwszy w rajdzie, za kierownicą Dustera.

- Był pan do rajdów dobrze przygotowany?

- Zawsze byłem za pan brat z kierownicą. Byłem instruktorem nauki jazdy, potem kierownikiem ośrodka szkolenia kierowców. Łączyłem to z pracą kierowcy autokarów turystycznych. Byłem też mechanikiem, kierowcą w straży pożarnej. Przez 10 lat jeździłem ciężarówkami po Europie i Bliskim Wschodzie. To dobrze przygotowało mnie do startów w rajdach terenowych.

Pański pilot, Wojciech Jermakow, wspominał, że te wieloletnie doświadczenia nie raz ratowały wam skórę. Podobno jest pan w stanie wymienić drążek kierowniczy na odcinku specjalnym w kwadrans?

- To było na rajdzie w Hiszpanii, gdy zahaczyliśmy o kamień i urwaliśmy drążek. Ale byliśmy do tej sytuacji dobrze przygotowani. Naszymi autami opiekują się fachowcy najwyższej klasy. Paweł Paź, szef mechaników Dacia Duster Motrio Cup, przewidział usterkę, zapakował nam zapasowe drążki, przestrzegł, gdzie może się taka sytuacja wydarzyć. I tak się stało. Na spokojnie wymieniliśmy drążek i pojechaliśmy dalej.

Pilot mówił, że to pan sam dokonał tej naprawy. A on tylko klucze trzymał.

- (śmiech) Ale to też ważna rola. Najważniejsze, że udało nam się auto naprawić.

W Portugalii dojechaliście do mety, mimo awarii interkomów i trasy dyktowanej na migi.

- Bardzo łatwo rozumiałem to, co Wojtek chciał mi przekazać, bo miałem doświadczenia z pracą z osobami głuchoniemymi. Jako instruktor nauki jazdy, przeszkoliłem całą grupę takich osób. A było to szalenie trudne zadanie. Dlatego, gdy zepsuł nam się interkom w Portugalii, byłem spokojny.

Czy jest w ogóle coś, co jest w stanie pana zaskoczyć?

-  Na pewno moje doświadczenia za kierownicą dużo mi dają. W rajdach terenowych jednak musiałem nabrać wprawy. Nie było tu tak łatwo na początku, do wielu rzeczy trzeba się przyzwyczaić i nauczyć m.in. oceny tego, jak przejeżdżać zakręty. Rajdy terenowe to duże wyzwanie, a często problemy mają też kierowcy, którzy przechodzą z rajdów drogowych. Ja wiele rzeczy szybko nadrobiłem i w pewnym momencie poczułem, że mogę jechać naprawdę szybko, choć cały czas spokojnie i rozważnie.

Jest pan najstarszym zawodnikiem w rajdowej stawce i do tego cały czas w jej czubie. Czuje pan coś szczególnego “objeżdżając" młodzież?

- Satysfakcję mam z tego, gdy przyjeżdżam przed innymi, ale nie sprawia mi to szczególnej radości z tego powodu, że jestem starszy od nich. Poza tym, tak się nie czuję. Przebywamy razem wiele dni, dużo rozmawiamy. Jesteśmy jak kumple. I zapominam, że jestem starym dziadem. Bo w przyszłym roku skończę 70 lat.

Czuje pan jakieś ograniczenia w związku ze swoim wiekiem?

- Póki co mi ten wiek w niczym nie przeszkadza. Rywale muszą więc poczekać aż się zestarzeję. (śmiech)

Jak pan utrzymuje się w formie? Bo sylwetki mogliby panu pozazdrościć młodsi konkurenci.

- Codziennie ćwiczę. Nie robię tego w profesjonalny sposób, ale amatorsko. Fitness, spacery, rower, joga, basen - staram się, żeby było różnorodnie. Bez tego trudno byłoby mi startować. Im więcej człowiek ma lat, tym więcej czasu powinien przeznaczać na trening. W młodym wieku nawet dwa miesiące przerwy w ćwiczeniach różnicy nie zrobią. Gdybym odpuścił na tydzień czy dwa, czułbym każdą kosteczkę.

Pana pilot jest młodszy od pana. To też niecodzienna sytuacja w rajdowych ekipach. Łatwo słuchać się młodszego?

- Wiele osób myśli błędnie, że ja jako ten starszy wiem wszystko, a on o blisko 40 lat młodszy ode mnie nic. Tak świat nie funkcjonuje. Młody wiek nikogo nie przekreśla. Liczy się inteligencja i bystrość - zwłaszcza w tym sporcie. Jest mnóstwo miejsc, w których trzeba improwizować. Praca pilota nie polega na tym, że on tylko odczytuje to, co ma zapisane w roadbooku. Musi przewidywać, dawać z siebie jak najwięcej. Wojtek jest odpowiedzialny, bardzo fajnie mi się z nim jeździ.

Ufa mu pan?

- W stu procentach. Wiadomo, że on też może się pomylić. Ale to się zdarza bardzo rzadko. Mi też zdarza się popełnić błąd, bo źle wejdę w zakręt, zbyt wysokim biegiem i są problemy. Czasem też coś nie wyjdzie mechanikom. Ale to normalne w tym sporcie. Nie ma między nami kłótni. Nie jestem konfliktowy.

***

Wysoka Grzęda Baja Poland 2020 odbędzie się w dniach 4-6 września Szczecinie, Dobrej i Drawsku. W ciągu trzech dni zawodnicy rundy Pucharu Świata FIA będą się ścigać na ponad 444 km podzielonych na siedem odcinków specjalnych.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy