A może by tak kupić terenówkę?
Słowa "terenówka" i dynamiczna jazda nie muszą się wcale wykluczać. Pod warunkiem, że kupimy jeepa cherokee 4.0l...
Mali chłopcy mają to do siebie, że często się brudzą. Taplając się w błocie potrafią upaprać się do tego stopnia, że dopóki latorośl nie wyjdzie z łazienki zastanawiasz się, czy czarny stworek, którego na siłę udało ci się wyciągnąć z piaskownicy to aby na pewno twój syn...
Z wiekiem przypadłość ta zdaje się przyjmować coraz to dziwniejsze formy. Gdy w piwnicy pojawi się rower na ubraniach zakwitną pierwsze plamy oleju, wraz z pierwszym motocyklem czy samochodem za paznokciami zagnieździ się smar. Potem przeważnie jest już lepiej. Narastająca chęć przypodobania się z natury bardziej sterylnej płci pięknej przeważnie szybko rozwiązuje ten problem. U niektórych jednak, dzieje się tak tylko chwilowo.
Gdy zdobędą już starannie wyselekcjonowaną samicę, wielu dorosłych samców powraca do nawyków z dzieciństwa. Wspomnienia beztroski coraz częściej dają o sobie znać, w głowie rozbrzmiewać zaczyna jedna, nie dająca spokoju myśl. A gdyby tak kupić sobie ternówkę...?
Właśnie z myślą o tych nieco już posuniętych w latach małych chłopcach wzięliśmy pod lupę jednego z tańszych, co nie znaczy gorszych, przedstawicieli porządnych terenówek - jeepa cherokee.
Ortodoksyjni właściciele "sztywnych" offroaderów właśnie w tej chwili wzięli się za wypisywanie zgryźliwych komentarzy sugerujących, że cherokee nie jest wcale terenówką. I mają nawet odrobinę racji - w konstrukcji samochodu nie występuje zespawana "z torów kolejowych" rama.
Nie oznacza to jednak, że auto nie radzi sobie w terenie. Wprawdzie wyprawa przez tajgę okaże się pewnie dla niego zbyt trudna, ale z urlopowym wypadem w Bieszczady poradzi sobie świetnie. Samonośne nadwozie jest w stanie przenieść duże obciążenia chociaż faktycznie, jeśli zatrzymamy się na jakiejś większej poprzecznej nierówności i otworzymy klapę bagażnika, jej zamknięcie uda nam się dopiero po zjechaniu na równą drogę...
Cherokee nie miał być jednak bezkomporomisowym terenowym wyjadaczem (od tego w gamie jeepa jest przecież wrangler), ale przyjaznym użytkownikowi codziennym środkiem transportu, którym śmiało wjechać można do lasu czy w błoto. Trzeba przyznać, że w tej roli sprawdza się on świetnie, a koncepcja taka przypadła do gustu klientom. Model XJ bez większych zmian produkowany był aż przez 17 lat. (1984-2001).
Wnętrze auta zaskakuje... ciasnotą. Niemałych rozmiarów nadwozie sugeruje, że w środku przestrzeni jest pod dostatkiem. To złudzenie. W rzeczywiści narzekać można na ilość miejsca na nogi. Sztywne mosty i rozbudowane mechanizmy zawieszenia wymusiły stosunkowo wysokie poprowadzenie podłogi, na czym mocno ucierpiała kubatura wnętrza. Niezbyt zadowoleni będą też pasażerowie tylnej kanapy. Ciasnota w połączeniu z zawieszeniem na resorach piórowych, przy obecnym stanie naszych dróg nie wróżą nic dobrego.
Opracowanie kokpitu nie zajęło stylistom dłużej niż 15 min, ale całość doskonale komponuje się z wizerunkiem auta. Obsługa przyrządów jest bananie prosta, wszystko (no może poza włącznikiem świateł, który do złudzenia przypomina cięgno ssania z dużego fiata) znajduje się tam, gdzie być powinno. Jak przystało na amerykański wóz, nie można narzekać na wyposażenie. Klimatyzacja, elektrycznie sterowane szyby, czy skórzana tapicerka to w tym aucie raczej standard, niż coś nadzwyczajnego.
Prowadzenie jeepa w porównaniu z UAZem, ładą nivą czy nawet nissane terrano jest wprost rewelacyjne, ale słowa "komfort" lepiej nie nadużywać. Sztywne mosty i tył zawieszony na resorach piórowych dobrze sprawdzają się w terenie, lecz z popularnymi dzisiaj bulwarówkami typu RAV4 nie mają nic wspólnego.
O prowadzeniu jedną ręką możemy zapomnieć, samochód buja się w zakrętach niczym rozpędzony dyliżans i wybiera nierówności z subtelnością gąsiennicowego shermana. Takie przynajmniej mogą być odczucia kogoś, kto na co dzień porusza się samochodami klasy średniej. Każdy, kto z offroadem związany jest nieco bliżej potwierdzi jednak, że na tle konkurencji jeep wypada bardzo przyzwoicie.
Za amortyzację odpowiadają przede wszystkim miękkie i wygodne fotele, nie są one jednak pozbawione wad. Przykładowo, z trzymaniem bocznym jest trochę tak, jak z seksem po sześćdziesiątce - możemy o nim zapomnieć...
Nie jest to jednak powód do narzekań. Gdyby było inaczej, komuś mogłaby przyjść na myśl dynamiczna jazda po zakrętach, co najpewniej skończyłoby się spektakularną wywrotką. Nie myślcie jednak, że słowa "terenówka" i dynamiczna jazda wzajemnie się wykluczają. Przynajmniej nie w przypadku benzynowych cherokee.
Zdecydowanie najpopularniejszym silnikiem, jaki wykorzystywany był do napędu tego auta jest wolnossący benzynowy gigant o pojemności czterech litrów. Największymi jego zaletami są stosunkowo wysoka kultura pracy, prosta konstrukcja i... miły dla ucha gang. Wprawdzie do zmysłowego pomruku V8 trochę mu brakuje, ale dźwięk ustawionych w rzędzie sześciu cylindrów zaliczyć można do bardzo przyjemnych.
Od 1990 roku rozwija on moc 190 koni mechanicznych (wcześniej 177 KM), co jak na tą pojemność nie jest może godnym pozazdroszczenia wynikiem, ale zapewnia autu dobre osiągi. Samochód rozpędza się do setki w ok 10 sekund, a w skrajnie nieodpowiedzialnych rękach potrafi jechać z prędkością nawet 180 km/h. Moment obrotowy 220 Nm. (przy 4.000 obr./min) przekazywany jest na koła za pomocą manualnej pięciostopniowej (model AX15) lub czterostopniowej automatycznej, sterowanej elektronicznie (model AW4) skrzyni biegów. Pierwszą użytkownicy oceniają raczej dobrze, drugą... świetnie. Automatyczna przekładnia potrafi znieść niejedno, regularnie serwisowana odwdzięczy się miłą i bezawaryjną pracą.
Do największych wad samochodu zaliczyć należy jednak zużycie paliwa. Sześć cylindrów to wprawdzie o dwa mniej niż osiem, ale też o dwa więcej niż cztery. Stojąc w korku nakarmić trzeba wszystkie, więc w mieście zużycie paliwa z łatwością sięgnąć osiągnąć może 16/18 l. na sto km.
Na szczęście, z pomocą może przyjść instalacja gazowa. Niewysilony silnik dobrze znosi traktowanie go paliwem od zapalniczek, trzeba się będzie jednak pogodzić ze znacznym zmniejszeniem przestrzeni bagażowej i stosunkowo niewielkim zasięgiem. Butla o pojemności 80 litrów (bo mniejszej nie ma nawet sensu zakładać) zajmuje sporo miejsca, i przy pomyślnych wiatrach powinna wystarczyć na jakieś 350/400 km.
Oprócz czterolitrowej "benzyny" w ogłoszeniach łatwo też trafić na jednostki wysokoprężne. Wsławiły się one jednak stosunkowo dużą awaryjnością (zwłaszcza 2,5 TD) i osiągami na poziomie wolnobieżnych maszyn rolniczych (silnik VM 2,1 l. rozwija 90 KM). Jeżeli więc skłaniacie się w stronę diesla lepiej dobrze się zastanowić. W terenie szybko dostawał będzie zadyszki (pilnować trzeba zwłaszcza temperatury), pod górki w trasie wpychać was będą ciężarówki...
Większość dostępnych na rynku egzemplarzy posiada reduktor i blokadę mechanizmu różnicowego. Zdarzają się wprawdzie samochody z napędem na jedną oś, ale przeważnie nie są one godne uwagi. W terenie potrafią niewiele więcej niż maluch, a ponoszenie wysokich kosztów utrzymania (komplet opon może kosztować 1 wartości auta) tylko po to, by jeździć jeepem wydaje się być mocno nierozsądne. Kupując auto trzeba więc zdawać sobie sprawę, że jak to zwykle z terenówkami bywa, samochód nie zawsze trzymał się asfaltu.
Samodzielna ocena stanu konkretnego egzemplarza dla kogoś nie związanego z jeepami okaże się bardzo trudna, pomocy najlepiej szukać wśród klubów zrzeszających miłośników offroadu (bez trudu znaleźć je można w internecie). Sporo aut jest już dość mocno "zajeżdżonych", mają powyginane mosty na zwrotnicach, lub np. założone resory od ...lublina (warto sprawdzić czy na osi są takie same). Do absolutnego standardu należą wycieki z simeringu na łączeniu silnika i skrzyni biegów, luzy w tylnym moście (denerwujące odgłosy przy ruszaniu), czy korozja progów w ich tylnej części.
Podsumowując - jeep cherokee na pewno nie należy do samochodów, obok których można przejść obojętnie. Jako jeden z nielicznych w tej klasie w udany sposób łączy w sobie dobre osiągi, przyzwoite wyposażenie i niezłe właściwości terenowe, a także przystępną cenę. Największym problemem będzie na pewno znalezienie godnego uwagi egzemplarza, lepiej więc odstawić na bok emocje i dobrze przyjrzeć się autu. Z pozoru sympatycznie wyglądający kanciak może się okazać prawdziwą skarbonką. Przykładowo - niewinnie wyglądająca niesprawność ręcznego to przeważnie wydatek ok tysiąca złotych, co w połączeniu z kwalifikującymi się do wymiany oponami daje sumę, na jaką przeciętny kowalski pracować musi ponad dwa miesiące...