Takiego czegoś nie widziałeś!

Motocykle z koszem zaliczyć można do tej samej kategorii, co lokomotywy parowe i sterowce. Wszyscy wiedzą, że istnieją, ale mało kto ma okazje często je widywać.

W żaden sposób nie są w stanie sprostać wymaganiom dzisiejszych czasów, powoli odchodzą więc w zapomnienie. Na szczęście wciąż nie brakuje jeszcze pasjonatów, którzy robią wszystko, by wiekowe maszyny utrzymać w jak najlepszym stanie.

Pięknie odrestaurowane dniepry i urale to stali bywalcy zlotów pojazdów zabytkowych i militarnych, czasami trafi się też prawdziwy rodzynek w postaci oryginalnego BMW R75. Imprezy dla pasjonatów to jednak w zasadzie jedyna możliwość zobaczenia motocykla z koszem. To dlatego, że wiele z tych pojazdów w okresie PRL wykorzystywanych było jako substytut samochodu. Woziły nie tylko pasażerów, ale i koks na opał czy ziemniaki z pola...

Reklama

Okazuje się jednak, że na całym świecie motocykle z wózkiem mają stałe grono wiernych miłośników, którzy nie ograniczają się wyłącznie do restaurowania starych modeli, ale też tworzą zupełnie nowe konstrukcje. Jednym z takich maniaków jest Francois Knorreck z Włoch, który spędził 10 tysięcy godzin w warsztacie na łączeniu ze sobą części motocykla marki Laverda z najróżniejszymi częściami od VW GTI, audi 80 i citroena xantii.

Po zakończeniu prac (czytaj: 15 tysięcy euro później) efekt jego pracy przerósł najśmielsze oczekiwania. Powstał niepowtarzalny twór o nazwie Snaefell - takiej samej, jaką nosi najwyższy szczyt wyspy Mann. Jesteśmy przekonani, że gdyby Lamborghini zdecydowało się kiedykolwiek zbudować motocykl z wózkiem, efekt byłby dokładnie taki!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: motocykle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama