Motocykl pojazdem niebezpiecznym? Prawda czy fałsz?
Zaczyna się sezon motocyklowy. Niestety, dla niektórych miłośników motorów będzie to sezon ostatni. W 2012 motocykliści uczestniczyli w 2395 wypadkach. Zginęło 249 motocyklistów i 12 pasażerów motocykli, zaś rannych zostało 1899 motocyklistów i 287 pasażerów. Jak będzie w tym roku?
Motocykl to bardzo sympatyczny, zwinny i szybki pojazd, dostarczający wspaniałych wrażeń, ale zarazem to pojazd tylko dla mądrych ludzi. Tak najkrócej można by ująć kwestię bezpiecznej jazdy motocyklem. Prawda jest taka, że osobnik przeceniający swoje możliwości, umiejętności i pozbawiony wyobraźni wcześniej czy później (a raczej wcześniej) zapłaci za to wysoką cenę. Motocykl z reguły nie wybacza błędów i bardzo nie lubi być kierowany przez osobę zbyt pewną siebie i lekceważącą zagrożenia.
Wrogowie motocykli twierdzą, że są to pojazdy bardzo niebezpieczne. Ja się z tym nie zgadzam. To nie motocykle są niebezpieczne, ale niektórzy motocykliści. Każdy pojazd, nawet rower czy hulajnoga mogą stać się niebezpieczne w rękach człowieka nieodpowiedzialnego.
Oczywiście dobry motocyklista powinien zdawać sobie sprawę ze specyficznych cech motocykla i uwzględniać jest stale podczas jazdy.
Motocykl jest pojazdem gorzej widocznym niż samochód, oczywiście dlatego, że jest znacznie mniejszy. Zdarza się więc, że niektórzy uczestnicy ruchu nie zauważają tego pojazdu, nie ustępują mu pierwszeństwa, zajeżdżają drogę.
Motocykl ma mniej skuteczne hamulce, niż samochód. Wynika to z jego budowy - podczas hamowania awaryjnego główne zadanie spoczywa zawsze na przednim kole. Powierzchnia styku opony motocyklowej z nawierzchnią jest znacznie mniejsza, niż powierzchnia opon samochodu. Nawet biorąc pod uwagę różnicę w masie obu pojazdów, bilans wypada niekorzystnie dla jednośladu.
Motocykl jest bardzo podatny na poślizg, zwłaszcza na nawierzchniach zanieczyszczonych, mokrych, a ponadto bardzo wrażliwy na wszelkie nierówności nawierzchni.
Przede wszystkim jednak motocykl nie zabezpiecza kierowcy i pasażera przez bezpośrednimi urazami. Nie ma poduszek powietrznych, kurtyn, a w razie upadku lub kolizji dochodzi do bezpośredniego uderzenia jadących nim osób w przeszkody.
Wielu początkującym motocyklistom wydaje się, że jeśli już opanowali podstawową technikę jazdy, to teraz czas poszaleć. Po kilku tygodniach "lajtowej" jazdy zaczynają się więc popisy - ruszanie z podniesionym kołem ("na gumie") szaleńcze przyspieszenia, gwałtowne zmiany pasa ruchu, cięcie zakrętów, ryzykowne wyprzedzanie.
Dobrze, jeśli w tym okresie skończy się na niegroźnej wywrotce, lekkich potłuczeniach i uszkodzonym motorze. Taki zimny prysznic jest bardzo pożyteczny!
Jeśli jednak nic takiego nie przytrafi się, motocyklista zaczyna wierzyć, że jest już mistrzem, że umie już wszystko i zawsze da sobie radę. No i teraz wchodzi w okres szczególnie niebezpieczny. Mistrz (we własnym mniemaniu) jeździ coraz bardziej ryzykancko i agresywnie, rozwija szaleńcze prędkości. A śmierć już zaczyna zaglądać mu w oczy, kłania się z oddali wózek inwalidzki...
Zapamiętajcie zatem, młodzi motocykliści, że sama technika kierowania to zaledwie elementarz. O wiele ważniejsza jest Wasza wyobraźnia, umiejętność przewidywania zdarzeń, które mogą zaistnieć na drodze. Tylko to może uchronić Was od tragicznego wypadku. Jeśli to zlekceważycie, kiedyś będą Was zbierać z jedni w kawałkach.
Wielu tragicznych wypadków można by uniknąć, gdyby motocykliści przewidywali różne, także nieprawidłowe zachowania innych uczestników ruchu. Nie jest wszakże sztuką mieć pierwszeństwo i wylądować na cmentarzu.
Statystyki wskazują, że ponad 60% wypadków spowodowanych przez motocyklistów wynika z nadmiernej prędkości, niedostosowanej do warunków na drodze. Co to oznacza?
Jeśli motocyklista przejeżdża przez ruchliwe skrzyżowanie (nawet mając zielone światło) z prędkością 80-100 km/h albo i większą, to znaczy, że jest pozbawiony wyobraźni. Wystarczy przecież, że któryś z kierowców samochodów, wykonując skręt w lewo, nie zauważy pędzącego motocykla i ruszy. Motocyklista nie będzie miał wówczas żadnych szans na wyhamowanie. Można tylko zgadywać, czy walnie głową w ten samochód, czy może w asfalt, latarnię, krawężnik itd.
Jeżeli motocyklista wyprzedza samochody środkiem pomiędzy dwoma pasami ruchu, to zawsze powinien liczyć się z tym, że któryś z kierowców może nie spojrzeć w lusterko i nieoczekiwanie zmienić pas. Co z tego, że będzie to wina kierowcy samochodu? Samochód dozna tylko drobnych wgięć lub zarysowań lakieru, a motocyklista np. urazu czaski.
Jeśli motocyklista widzi, że nadjeżdżający drogą podporządkowaną samochód nie zatrzymuje się, aby ustąpić mu pierwszeństwa, a mimo to on swoim motocyklem dalej pędzi z wielką prędkością, to jest, przepraszam, niespełna rozumu. Czy tak trudno przewidzieć, że ten samochód może faktycznie nie ustąpić pierwszeństwa, bo kieruje nim na przykład osobnik pochłonięty rozmową prowadzoną przez komórkę?
To są tylko przykłady, które można by mnożyć. Wszyscy ci motocykliści, którzy już leżą na cmentarzach albo przesiedli się na wózek inwalidzki, mogli takiej tragedii łatwo uniknąć, gdyby poza duszeniem manetki gazu do oporu umieli jeszcze myśleć.
Motocyklista, który jedzie z prędkością znacznie większą, niż pozostałe pojazdy, sięgającą 200 km/h i więcej, z góry stawia się na straconej pozycji. Przy tak wielkich prędkościach pozostali uczestnicy ruchu zazwyczaj nie są zazwyczaj w stanie prawidłowo ocenić odległości i czasu zbliżania się do nich motocykla, zwłaszcza w lusterkach. W szczególności dotyczy to polskich dróg, bo nasi rodacy nie są przyzwyczajeni do tak ogromnych prędkości innych pojazdów.
Motocykl jadący z prędkością 200 km/h pokonuje w czasie 1 sekundy około 55,6 metra. Oznacza to, że jeśli inny kierowca lub pieszy zauważy ten pojazd z odległości 150-200 m, to już po 3 sekundach motocykl znajdzie się przy nim.
3 sekundy to jest bardzo mało. Za mało, by zachować minimum bezpieczeństwa. Nie mówię oczywiście o jeździe po zagranicznych autostradach, bo np. w Niemczech motocykle suną śmiało z prędkością sięgającą nawet 300 km/h. Jeśli jednak polski motocyklista jedzie z taką prędkością po zwykłej drodze pozamiejskiej, przykładowo na trasie Bydgoszcz - Toruń, to nie daje innym szansy na uniknięcie wypadku, a przede wszystkim sam naraża się na ogromne niebezpieczeństwo.
Wystarczy najdrobniejszy błąd innego uczestnika ruchu i już nic nie da się zrobić.
Konserwatywnie nastawieni ludzie zazwyczaj oburzają się na to, że motocykliści ruszając spod świateł "wchodzą na gumę", czyli podnoszą przednie koło. Mnie to specjalnie nie bulwersuje, bo po pierwsze jest to pewna sztuka, a po drugie jeśli komuś to zagraża, to raczej tylko samemu motocykliście. Jeśli nie potrafi wykonać tej sztuczki, ląduje na plecach lub innej tylnej części ciała.
Nie oczekuję też wcale, że motocyklista przed skrzyżowaniem będzie stał w kolejce za samochodami i wdychał ich spaliny. Motocykl jest pojazdem o znacznie lepszym przyspieszeniu niż samochód (oczywiście są wyjątki), a zatem nic dziwnego, że przeciska się pomiędzy autami, gdyż ruszając po zapaleniu się sygnału zielonego nikomu nie będzie utrudniał jazdy i szybko się oddali.
Co zatem naprawdę cechuje kiepskiego motocyklistę?
- Jazda w T-shircie i krótkich spodenkach - pierwsza poważna wywrotka i skóra zdarta do kości (no, ale to Wasza sprawa)
- Zagięta tablica rejestracyjna - tania cwaniacka sztuczka świadcząca o mentalności
- Niepotrzebne ryczenie silnikiem na osiedlowych uliczkach albo w nocy - dowód poważnych kompleksów i prób dowartościowania się prymitywnymi zachowaniami. Pomyślcie, że być może starsi ludzie i małe dzieci chcą spać. Jakbyś się czuli, gdybym w środku nocy za Waszym oknem uruchomił młot pneumatyczny?
- Wymontowanie tłumika w celu uzyskania jak najgłośniejszego efektu - jak wyżej, oraz ewidentny przykład "wiejskiego tuningu". Warto wiedzieć, że sam ryk nie dowodzi wcale ogromnej mocy silnika - nawet skuter bez tłumika będzie ryczał i co z tego? Mądre dziewczyny mówią, że taki kozak ma kompleks małego... motoru.
- Jazda "na zderzaku" samochodu, który akurat wyprzedza inny pojazd - pojazd hamuje i lecicie na twarz, a poza tym przecież on musi zakończyć wyprzedzanie, nie ma takiego zapasu mocy jak Wasze maszyny. Po co go poganiacie i denerwujecie?
- Domaganie się, by kierowcy zrobili miejsce pomiędzy samochodami , odsuwali się na bok - oni mogą to zrobić, ale nie muszą, jest to tylko ich dobra wola, a zatem ryczenie silnikiem, stukanie w dach to niestety chamstwo. Można trochę dodać gazu manetką, żeby zwrócić na siebie uwagę, a ryczenie pełną mocą tuż za czyimiś plecami nie może być niczym usprawiedliwione
- Skłonność do agresji i czynienia złośliwości - pokazywanie prostackich gestów, wygrażanie, straszenie pieszych itd. - taki motocyklista długo nie pojeździ
- Łatwe uleganie emocjom - jeśli denerwują Was uczestnicy ruchu, dajecie się sprowokować innym motocyklistom do głupich wyścigów w gęstym ruchu miejskim, popisujecie przed swoją pasażerką szaleńczą jazdą - wkrótce ulegniecie wypadkowi
- Podejmowanie ryzyka, które naraża na niebezpieczeństwo także innych - jeśli sam chcecie się zabić albo dopuszczacie taką możliwość, to Wasza sprawa. Trochę adrenaliny każdemu się przydaje. Nie wolno Wam jednak nigdy sprowadzać tego ryzyka na inne osoby. Jazda w pobliżu szkoły z prędkością 100 km/h, omijanie samochodu, który zatrzymał się przed przejściem, to najgorsze objawy wadliwego działania Waszego mózgu.
Tu odpowiedź jest bardzo prosta - po umiejętności przewidywania i krytycznego traktowania własnych umiejętności.
Dobry motocyklista nie lekceważy praw fizyki, zawsze podchodzi z dużą nieufnością do innych uczestników ruchu, z góry zakłada, co dany delikwent może zrobić i jak wówczas będzie się ratował. Stara się myśleć także za innych. Woli zawczasu i nawet niepotrzebnie rozpocząć hamowanie, niż zostać postawionym w sytuacji bez wyjścia.
Zachęcam Was gorąco do stosowania tych zasad i życzę, aby ten sezon motocyklowy nie był Waszym ostatnim.
Polski kierowca