Reklama


Oglądamy

Bałam się, że będę miała do czynienia z nudnym, nijakim pojazdem, służącym jako narzędzie codziennej, ciężkiej pracy typowego przedstawiciela handlowego, a tu przyjemne zaskoczenie. Wyostrzone linie zgrabnego, proporcjonalnego, całkiem sporego nadwozia, fajne połączenie kolorów lakieru, ognistopomarańczowego ze spokojnym ciemnoszarym, czarne alufelgi, chromowe wstawki... Ta Fabia jest naprawdę ładna i, jakkolwiek to zabrzmi, bardzo mi, jako kobiecie, się podoba.

Wsiadamy

Wnętrze też jest fajne, chociaż jak dla mnie trochę zbyt czarne. Dobrze, że rozjaśnia je trochę popielata podsufitka. Z przodu miejsca jest mnóstwo, także na szerokość kabiny. Mam niespełna 170 cm wzrostu i przy takich gabarytach siedzący za mną pasażer nie powinien narzekać na ciasnotę. Jednak gdy odsunie się fotel kierowcy maksymalnie do tyłu, dorosła osoba będzie miała problemy z umieszczeniem nóg. Rozczarowały mnie przeważnie twarde w dotyku plastiki no i bagażnik, który na pierwszy rzut oka wydaje się mały. To nie jest raczej samochód, którym rodzina mogłaby pojechać w daleką podróż z tobołami i pełnym wyposażeniem kempingowym.

Fajnym dodatkiem są liczne, przydatne drobiazgi, jak pojemnik na odpadki w kieszeni drzwi czy wygodny uchwyt na bilety parkingowego. Wiem, że to specjalność Skody. W jesienne i zimowe poranki z pewnością doceniłabym ogrzewanie przedniej szyby, na szczęście z bardzo mało widocznymi drucikami zatopionymi w tafli szkła.

"Moja" Fabia była wyposażona w wirtualny kokpit, na którym można wyświetlić dużą mapę nawigacji. To fajne rozwiązanie. Wkurzyły mnie za to komunikaty, wypowiadane sztucznym, kobiecym głosem z obcym, chyba niemieckim akcentem. "Skrrręć w ulicę ulica Krzysztofa Kabaczyńskiego". Zastanawiałem się, kto to był ten Kabaczyński. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi o poetę Krzysztofa K. Baczyńskiego. Korzystałam kiedyś z nawigacji, w której narratorem był Krzysztof Hołowczyc. Miło się go słuchało. Czy Skoda nie mogłaby zaprosić do współpracy kogoś takiego? Koniecznie trzeba też znaleźć sposób na odciski, którymi pokrywają się błyszczące plastikowe elementy wystroju kabiny, a zwłaszcza centralny ekran dotykowy. Fe!

Jedziemy

Jedna z moich koleżanek kupiła sobie nowy samochód. Kiedy próbowałam się dowiedzieć, z jakim silnikiem, odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem: "Proszę, nie pytaj mnie o takie rzeczy..." To nie jest przypadek, że "tymi sprawami zajmuje się mój facet", bo koleżanka jest samotna. A teraz uwaga: ja wiem, jaki silnik ma testowana przez ze mnie Skoda: benzyna, 1.0 TSI 110 KM. Koledzy w pracy trochę się krzywili. Litr pojemności? Trzy cylindry? Aż sto dziesięć koni z takiej pojemności? Ja jednak nie widzę powodów do grymaszenia. W "mojej" Fabii wspomniany napęd spisywał się dobrze, na ile mogę to ocenić po przejechaniu ledwie kilkuset kilometrów.

Pamiętam, że w Hyundaiu i10, którym miałam okazję jeździć znacznie dłużej, trzycylindrowy silnik na biegu jałowym wprawiał w lekkie drżenie fotel kierowcy, co optymiści mogliby uznać za formę delikatnego masażu, ale mnie irytowało. Tu żadnych drgań nie odczuwałam. Z mojego punktu widzenia tak napędzana Fabia jest również wystarczająco szybka, zrywna i cicha. Nawet przy prędkościach autostradowych podczas rozmowy nie trzeba podnosić głosu.

Żeby jednak nie było za słodko, dostrzegłam też pewne wady. Ponowne włączenie silnika po jego chwilowym wyłączeniu podczas krótkiego postoju, na przykład na światłach przed wjazdem na skrzyżowanie, łączy się z hałasem i wyraźnym szarpnięciem. Dlatego po zajęciu miejsca za kierownicą wyłączałam ten system. Podobnie jak działającego moim zdaniem zbyt brutalnie  asystenta pasa ruchu. Na tym nie koniec. Pewnego razu wyjeżdżałam tyłem z parkingu przed sklepem, gdy samochód gwałtownie zahamował. Domyślam się, że zadziałał jakiś "pomocnik" chroniący nieostrożnego kierowcę przed kolizją. Wydaje mi się jednak, że w tym przypadku zadziałał zbyt gorliwie, bo nie widziałam żadnego konkretnego zagrożenia.

Mieszane uczucia mam co do skrzyni biegów DSG. Wiadomo, "automat" fajna rzecz, kobiety to lubią i w zasadzie w Fabii funkcjonował bez zarzutu. Z wyjątkiem chwili, gdy mocno nacisnęłam gaz, chcąc szybko włączyć się do ruchu z ulicy podporządkowanej. Wtedy po chwili zwłoki następowało gwałtowne szarpnięcie i samochód nagle wyskakiwał do przodu. Nie wiem, może coś robiłam nie tak, w każdym razie takie zachowanie auta bardzo mi się nie podobało.

Niektórzy są pewnie ciekawi informacji na temat zużycia coraz droższego paliwa. Otóż wynosiło ono jakieś 6,5-7 litrów benzyny w przeliczeniu na 100 kilometrów. Znajomy, który na co dzień jeździ Skodą Octavią III, mówi, że to nic specjalnego, bo jego auto z mocniejszym, czterocylindrowym silnikiem 1.4 TSI 140 KM potrafi palić mniej.

Na koniec chciałabym wspomnieć o miłym  geście wobec roztargnionych. Po wyłączeniu silnika na ekranie pojawia się napis: "Do zobaczenia. Masz wszystko? Wszyscy wysiedli?". Mam, wysiedli. Ja też wysiadłam...

Kupujemy

Zauważyłam, że kilkakrotnie użyłam w tym tekście słowa "fajnie". Bo rzeczywiście nowa Skoda Fabia to, pomijając parę drobiazgów, fajny samochód - zwłaszcza dla singli i par, ewentualnie dla młodych rodzin z małymi dziećmi. Jeździło mi się nim przyjemnie. To auto sympatyczne, nowoczesne, zwinne w mieście i wygodne na dalszych trasach  Czy warto je kupić? Sprawdziłam w cenniku na stronie polskiego importera i wiem, że najtańszą Fabię nowej generacji można mieć za 59 100 zł. Za topową wersję Style z silnikiem 110 KM i skrzynią biegów DSG trzeba zapłacić 79 650 zł, a za egzemplarz tak wyposażony, jak testowany, 107 000. I to jest już dla mnie cena zaporowa.

Maria Odrowąż

***

Opr. AR

***