W pełni elektryczny model Taycan wywołał na rynku niemałe zamieszanie. Poszerzenie palety o niemalże rodzinną wersję Cross Turismo, w której producent z rozmysłem unika słowa "kombi", było naturalną konsekwencją dalszego rozwoju i dostosowaniem modelu do potrzeb szerszej klienteli. Zachowując płynnie opadającą linię dachu, a jednak uterenowiając nieco tę wersję, która zyskała większy prześwit, napęd na cztery koła w każdej odmianie silnikowej, standardowe pneumatyczne zawieszenie, powiększony bagażnik, oraz dodatkową przestrzeń nad głową kierowcy (3 mm) i pasażerów podróżujących z tyłu (47 mm) udało się stworzyć w pełni funkcjonalny sportowy samochód wyczynowy.
Porsche to od zawsze synonim luksusu. Zanim ruszyłam zachwyciłam się niesamowicie dopracowanym wnętrzem - ciepły odcień brązu Truffle Brown sprawił, że w to jesienne, zimne i szare popołudnie od razu zrobiło mi się cieplej. Skórzane wnętrze, perfekcyjnie wykończone fotele z 18-kierunkową elektryczną regulacją, podsufitka Race-Tex, pasy bezpieczeństwa w tym samym odcieniu - byłam po prostu urzeczona wizualnymi aspektami kabiny. Uwagę zwraca także zakrzywiony ekran wskaźników o przekątnej 16,8 cali z możliwością dowolnej konfiguracji widoków i środkowa, obsługiwana dotykowo konsola. A składający się z 14 głośników system nagłośnienia BOSE o mocy 710 watów sprawia, że jazdę umilą mi moje ulubione kawałki zapisane na playliście. Miękka skóra na wielofunkcyjnej (ogrzewanej!) kierownicy, po której z zachwytem przesuwałam dłońmi, z kultowym logo na środku tylko potęgowała ochotę na jazdę elektrycznym Taycanem.
Moje miasto zalane deszczem w piątkowe, listopadowe popołudnie to ulice po których poruszać można się z zawrotną prędkością kilkunastu kilometrów na godzinę. Na szczęście mam elektryka i mogę śmignąć buspasem, przynajmniej w teorii, bo w praktyce, w kierunku, w którym zmierzam z racji remontu buspasy też stoją. I nagle okazuje się, że 680 KM, które mam pod prawą stopą, przestają mieć jakiekolwiek znaczenie - w korku wszyscy są równi. Stoimy, nic się nie dzieje. Uśmiecham się porozumiewawczo do kierowców po prawej i lewej stronie, którzy z zainteresowaniem patrzą na charakterystyczną sylwetkę w nieoczywistym kolorze Mamba Green.
Znalezienie miejsca parkingowego w centrum Krakowa nigdy nie należało do najłatwiejszych, piątkowy wieczór oznacza deficyt na jeszcze wyższym poziomie. Porsche Taycan jest stosunkowo długie (prawie 5 m) i szerokie (niemal 2 m) ale za to zwinne i dzięki skrętnej tylnej osi bez problemu można nim zaparkować nawet w ciasnych, zabytkowych uliczkach, mniej doświadczonemu kierowcy pomoże zaawansowany system kamer i asystent parkowania.
Gdy nocą przejeżdżam przez puste miasto kusi mnie żeby mocniej przycisnąć pedał gazu, jednak pojawiające się na head-up display ostrzeżenia i ograniczenia oraz ulewny deszcz skutkujący koleinami wypełnionymi rozbryzgującą się na boki fontannami wody, skutecznie odwodzą mnie od pomysłu wykorzystania czegoś więcej od ułamka możliwości napędu. Serce i rozum toczą swoją walkę a ja obserwuję jak płynnie samochód rusza ze świateł i doskonale trzyma się nawierzchni, mimo panujących warunków - temperatura zbliża się do zera, nawierzchnia staje się śliska, deszcz zamienia się w marznącą mżawkę i dookoła robi się mglisto, gdy z ekspresówki skręcam w prowadzącą przez las wiejską drogę zachwycona niewiarygodnym poziomem przyczepności. Poczucie pewności i bezpieczeństwa wzmagają też wspaniale rozświetlające drogę reflektory matrycowe oraz asystent jazdy nocnej.
Weekend to czas na załatwienie zaległych spraw, wsiadamy więc do auta we czwórkę. Córki siadając z tyłu, są zachwycone funkcjonalnym podłokietnikiem, w którym natychmiast umieszczają napoje, regulując przy okazji temperaturę, którą dostosowują do swoich potrzeb. Na szczęście nie jeżdżą już w fotelikach, bo manewrowanie nimi mogłoby być nieco kłopotliwe. Sportowa sylwetka, którą samochód zawdzięcza tzw. flyline skutkuje tym, że wyższe osoby będą z tyłu czuły się dość klaustrofobicznie, pasażerowie podróżujący z przodu mają natomiast wrażenie przestronności, także dzięki panoramicznemu dachowi, który zapewnia też stały dostęp światła, zwłaszcza podczas ponurych jesiennych dni, choć trzeba przyznać, że niewielka tylna szyba nie jest tym, co sprzyja widoczności, zwłaszcza tradycjonalistom lubiącym, mimo zaawansowanego systemu kamer, przy parkowaniu spojrzeć przez prawe ramię.
W weekend na krakowskich drogach wcale nie jest mniej tłoczno niż w dzień powszedni, jednak jazda w cyklu miejskim jest zdecydowanie przyjemniejsza. Doceniam dobrodziejstwa jazdy buspasem i darmowego parkowania w strefie w pobliżu Rynku - w części parkomatów wciąż nie można płacić kartą, a ja regularnie nie mam przy sobie monet. Jako że w pobliżu mojego miejsca zamieszkania nie ma stacji ładowania, po spacerze w okolicach centrum, postanawiam jeszcze doładować samochód w stolicy Małopolski.
To niestety często budzi sporo emocji wśród użytkowników elektryków i nie inaczej było w moim przypadku. Po drodze miałam ładowarki zlokalizowane pod znanym szwedzkim sklepem meblowym - co prawda "wolne" (AC o mocy 22 kW), ale za to niezajęte. I nic dziwnego, skoro pozbawione były kabli do ładowania... Dzieci rozczarowane, bo nie pójdą na klopsiki, a ja w tym czasie odkryłam (przemyślnie ukrytą) szybką ładowarkę (CCS). Niestety zajętą. Gdy wyjeżdżałam z parkingu kilka minut temu, aplikacja pokazywała, że złącze jest wolne. Postanawiam poczekać chwilę albo dwie, jednak po 15 minutach ponownie zaczynam sprawdzać dostępne w okolicy stacje ładowania. W końcu trafiam na jedną, która ma wolne szybkie złącze CSS i budzi się we mnie żyłka hazardzistki. Zdążę czy nie zdążę? Boczne drogi sprzyjają sprawdzaniu jak Porsche sprawuje się na nierównej i dość leciwej nawierzchni i tu ponownie pneumatyczne zawieszenie sprzyja tłumieniu nierówności, choć niestety 2 tony daje się odczuć, gdy trafiam na dziurę w asfalcie.
Do trzech razy sztuka, tym razem musi się udać dopinguję się w myślach. O dziwo stacja tym razem jest wolna. Wyskakuję więc, otwieram klapkę gniazda po prawej stronie samochodu, podłączam kabel, zbliżam do czytnika kartę i już! Przyjemny szum obwieszcza, że wszystko poszło gładko. Zasiadam więc w oczekiwaniu na napełnienie baterii. Kątem oka widzę, podjeżdżającą obok Teslę Model X. Kierowca wysiada patrzy chwilę na dostępne wtyczki i zrezygnowany odjeżdża. Jedno szybkie złącze to zdecydowanie zbyt mało przy czasie, którego nawet w weekendy nie mamy w nadmiarze. Po 90 minutach bateria jest napełniona w 97%, co w teorii daje 355 km zasięgu. Piłka, a raczej Porsche, znowu w grze.
Wracam na wieś i po raz kolejny postanawiam przetestować Taycana poza głównymi drogami. Wjazd na wiejskie i leśne ścieżki ułatwia mi tryb Gravel, dzięki któremu jazda po luźnej nawierzchni wciąż jest stosunkowo komfortowa, a co ważniejsze możliwa bez obaw o szorowanie "brzuchem" po podłożu. Auto idealne na weekendowe wypady za miasto? Bez dwóch zdań, tym bardziej, że twórcy pomyśleli także o miłośnikach aktywnego spędzania czasu - opcjonalnie można domówić uchwyt pozwalający przewieźć 3 rowery bądź bagażnik dachowy o pojemności 480 litrów, co pozwala zabrać komfortowo narty bądź deski snowboardowe na rodzinny wyjazd (rekomendowane obciążenie to 70 kg!). Z takim bagażnikiem można mknąć nawet do 200 km/h! W sumie nic dziwnego, skoro mówimy o Porsche.
W niedzielę czeka, jak się okazuje najprzyjemniejsza część testu - autostrada. To tutaj odkrywam w pełni możliwości Taycana. Autostradowe prędkości to zdecydowanie jego środowisko naturalne - przyśpieszenie wbija w fotel, wyciszenie kabiny jest imponujące, nawet grubo powyżej 100 km/h jest stosunkowo cicho, czego nie spodziewałam się po sportowym aucie. Tym którzy przy większych prędkościach lubią słyszeć pracujący silnik Porsche zapewnia taką możliwość - sportowy dźwięk (emitowany z głośników) można włączyć jednym dotknięciem palca, kabinę wypełnia wtedy charakterystyczne, trochę "kosmiczne", brzmienie.
Taycan doskonale trzyma się drogi i jest wyjątkowo stabilny przy każdej prędkości. Natychmiastowa reakcja dwóch silników, zaskakująca dynamika, której mimo imponującej liczbie koni mechanicznych jednak nie spodziewałam się po elektryku. Dużo adrenaliny i serotoniny dającej poczucie wolności. Zaawansowane systemy zapewniają kierowcy i pasażerom nie tylko komfort ale i poczucie bezpieczeństwa, co złudne, bo ostatecznie, przecież nawet Porsche nie jest w stanie przy tej prędkości wygrać z przeznaczeniem. Wracam na ziemię, bo przecież muszę jeszcze dojechać do domu, tymczasem prędkość sprawia, że zasięg spada w tempie wprost proporcjonalnym do rozwijanej szybkości. Spędzenie kolejnych godzin niedzielnego popołudnia przy ładowarce jakoś mi się nie uśmiecha (o ile w ogóle znalazłabym w okolicy dostępne i/lub działające stanowisko).
Kunszt i geniusz konstruktorów i designerów z Zuffenhausen objawił się w tym modelu w pełnej krasie. Połączenie elektryka i samochodu sportowego, nowoczesności z klasyką, osiągów z ergonomią było ogromnym wyzwaniem, które zakończyło się jeszcze większym sukcesem. Ci, którzy powtarzają, że diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety chyba nigdy nie widzieli kobiety jeżdżącej Porsche.
Agnieszka Maciaszek