O wyższości szaleńczej jazdy na torze nad przemieszczaniem się z A do B

Co sprawia, że jako fani motoryzacji kochamy samochody? Ich brzmienie, wygląd, radocha z jazdy. Ale czy nie jest tragiczne, że nawet gdy mamy świetną furę, to nie możemy nią poszaleć?

Kiedyś

Stoję przy drodze. Powoli dochodzi do mnie najpierw cichy, potem coraz bardziej donośny dźwięk, pochodzący z silnika pracującego na najwyższych możliwych obrotach. Słyszę redukcję biegu na niższy, strzał z wydechu. Zaraz po tym, jak zauważam zbliżający się jak pocisk obiekt, już go odprowadzam wzrokiem w stronę przeciwną do tej, z której przybył. Grzechoczący jeszcze w uszach odgłos ryczącego w niebogłosy silnika zanika w oddali, podczas gdy moje kąciki warg unoszą się coraz wyżej, malując rozanielony wyraz twarzy.

Nie zdążyłam nawet dostrzec marki samochodu, czy rozpoznać modelu. Ten wyjątkowy dźwięk - z pewnością jakieś V8-ki lub co najmniej V6-tki - potrafił sprawić, że przez moment zapomniałam o całym świecie. Najchętniej zasiadłabym za sterami tej maszyny i pośmigała po górskich serpentynach jak szalona...

Reklama

Teraz

Pod oknem stoi maszyna moich marzeń, czyżby się ziściły? Wieczorem, przed hipotetycznym zaśnięciem sprawdzam pogodę, czy aby na pewno aura dopisze. Jazda na mokrej nawierzchni na oponach przypominających slicki mogłaby pogrzebać moje nadzieje na ekscytującą przejażdżkę. Ma być sucho, to pozwala na krótką drzemkę. Rankiem zrywam się na równe nogi. Nie jem śniadania tłumacząc sobie, że gdy będę lżejsza auto przyspieszy o ułamki sekundy szybciej. Wskakuję jak o tyczce w jakiekolwiek ciuchy i ze zdziwieniem zauważam, że serce mi bije jak oszalałe. Czy to ze mną jest coś nie tak? Czy trzymając kluczyki do auta wprost z marzeń byłoby kogoś stać na stoicki spokój? Nie sądzę...

Mimo że jestem dziennikarką motoryzacyjną od 19 lat, to nadal czuję ten specyficzny rodzaj podniecenia, gdy czeka na mnie pod domem auto - nie, niestety nie moje - ale sportowe, ekskluzywne lub po prostu z charakterem.

Tor

Uruchamianie silnika jest jak namaszczenie - wsłuchuję się w te brzmienie i obserwuję sekwencję powitalną. Wskazówka obrotomierza dotyka czerwonego pola i wraca na początkowe miejsce - zachęcający obrazek. Ruszam. Przecież to sportowa maszyna, pożeracz zakrętów, a ja wlokę się na pierwszych okrążeniach jak żółw! Wreszcie zostaję tylko ja, a przede mną morze asfaltu. Wszystko dookoła zdaje się poruszać w złośliwie ślamazarnym tempie. Blokujący drogę do wolności kierowcy innych aut wydają się być do siebie podobni, a ja zaczynam się podejrzliwie rozglądać, jak Truman w swoim nieświadomym show. Wyostrzam zmysły. Ćwiczę refleks przed każdym nieudacznikiem marnotrawiącym możliwości swojego pojazdu. Krew w żyłach zaczyna mi szybciej krążyć. Od gwałtownego dodawania gazu dostaję gęsiej skórki i przyjemnych ciarek. Przede mną kręto - połykanie zakrętów wychodzi mi coraz sprawniej. Przed oczami tylko obrotomierz i równy asfalt - ale jazda!

Zen

Zaspokajając głód sportowych wrażeń na torze, na co dzień jeżdżę spokojnie. Staram się trzymać przepisów. Z pożałowaniem patrzę na wyprzedzających mnie w mieście na 50-tce napiętych do granic możliwości kierowców, którzy za punkt honoru postanowili sobie być pierwszymi na kolejnych światłach. Lecz gdy pod domem stoi jakiś motoryzacyjny rarytas, to aż boli, gdy mam nim pojeździć z miejskimi prędkościami. Cierpię, gdy nie mogę usłyszeć wystrzału z wydechu, lub docisnąć mocniej gazu. Utrapieniem staje się jazda powolna, podczas której wszyscy łypią na ciebie z innych aut, podpuszczając na każdym kilometrze do rywalizacji. Nie ulegam, jestem twarda. Jedyne na co się zdobywam to przyspieszenie w tunelu, aby rozbrzmiewał donośnym gangiem na całej długości. Przychodzi mi to z trudem, ale walczę ze swoimi żądzami.

Gdy tylko mam taką możliwość - pędzę na tor! Tych wrażeń i emocji nie zastąpi nic! A jaki spokój, że policja nie złapie, że ktoś życzliwy nie nagra na kamerę, albo że sama - w przypływie adrenaliny - felgi nie rozwalę o jakąś wredną studzienkę, czy krawężnik.

Każdy fan motoryzacji powinien mieć taką chęć. Co prawda wjazd na tor kosztuje, ale na prawdę warto zainwestować. Dzięki szaleństwom na torze tych, w których żyłach płynie domieszka benzyny, na drogach jest po prostu bezpieczniej.

Katarzyna Frendl - dziennikarka motoryzacyjna, od 12 lat prowadzi kobiecy portal motoryzacyjny motocaina.pl. Jurorka Car Of The Year Polska, prowadząca autorski program telewizyjny Motozoom.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy