Sprawdzamy używane Volvo S80 z przebiegiem 250 tys. km

To jeden z ostatnich egzemplarzy S80 z turbodieslem 2.5 TDI zapożyczonym z Volkswagena. Samochód jest w jednych rękach 7 lat i ma się naprawdę nieźle.

W 2007 roku ojciec Mateusza szukał wygodnego samochodu. Brał pod uwagę m.in. Volvo z ręczną skrzynią biegów i dieslem pod maską. Volvo - z powodu sentymentu do marki. Z ręczną skrzynią, bo automaty Volvo słyną z awaryjności. Diesel - bo w owych czasach taki rodzaj napędu gwarantował znacznie niższe koszty eksploatacji. Poszukiwania trwały dość długo, ale zakończyły się sukcesem. Wymarzony egzemplarz miał na liczniku 120 000 km, sprzedawał go pierwszy właściciel w Polsce, który jeździł nim w zasadzie od nowości przez 7 lat (auto było sprowadzone z Belgii praktycznie jako nowe, z uszkodzonym tylnym błotnikiem). Samochód miał silnik 2.5 D (czyli 2.5 TDI z grupy Volkswagena), pełną historię serwisową, naprawiano go w oparciu o oryginalne części zamienne. Sprzedawca dołożył do niego komplety opon zimowych i letnich z felgami. S80 okazało się wyjątkowo udanym zakupem. Pozostaje w rodzinie do dnia dzisiejszego. W 2012 roku, za symboliczną kwotę Mateusz odkupił go od swojego ojca. 

Reklama

Gdzie jest jedynka?

Wydatki po zakupie w 2007 roku ograniczyły się do rutynowych czynności serwisowych, takich jak wymiana klocków hamulcowych, płynów eksploatacyjnych i rozrządu. Po dwóch latach eksploatacji doszło do pierwszej poważnej usterki - pojawiły się problemy z włączaniem pierwszego i wstecznego biegu. Początkowo wszystko wskazywało na zużycie sprzęgła. Po wyjęciu skrzyni biegów okazało się, że zarówno dwumasowe koło zamachowe, jak też sprzęgło są w stanie bardzo dobrym. Mimo wszystko mechanik zadecydował o konieczności wymiany sprzęgła. Okazało się, że niepotrzebnie. Po wykonaniu naprawy usterka powróciła bardzo szybko. Dopiero lektura polskich i zagranicznych portali internetowych poświęconych temu modelowi pomogła wskazać faktyczny problem. Okazało się, że trzeba było oczyścić i nasmarować wałek sprzęgłowy w skrzyni - dochodziło bowiem do blokowania się łożyska wyciskowego.

Jak się jeździ

Od trzech lat w sezonie wakacyjnym Volvo regularnie odwiedza Chorwację. Gwarantuje bezstresową, wygodną podróż kierowcy i pasażerom. W trasie samochód zużywa od 5,5 do 6,5 l oleju napędowego na każde 100 km. W mieście od 1 do 1,5 l więcej. Podczas jednorazowej wizyty w Niemczech Mateusz sprawdził, jaka jest górna granica przyjemnej prędkości podróżnej, czyli takiej, przy której nie męczy się ani Volvo, ani jego pasażerowie. Okazuje się, że jest to przedział od 140 do 160 km/h. Licznikowo Volvo wciąż jest w stanie osiągnąć katalogowe 205 km/h, ale w tym wieku nie należy już forsować szwedzkiej konstrukcji. Co ciekawe - samochód wciąż ma oryginalne wtryskiwacze i turbosprężarkę. Oryginalne jest także wspomniane wcześniej dwumasowe koło zamachowe. Nie wymieniano także uszczelki pod głowicą.

Inne usterki

Latem tego roku, latem przestała działać klimatyzacja. Dla wielu modeli Volvo typowe są problemy z jej panelem sterującym, ale w tym przypadku zepsuł się kompresor. Zastrajkowało samo sprzęgło koła pasowego. Wystarczyło rozebrać koło, oczyścić i znowu jest sprawne. Na tym w zasadzie kończy się lista usterek. Choć nie znaczy to, że przez 7 lat do Volvo nie trzeba było nic dokładać. Wręcz przeciwnie - użytkownik wymienił praktycznie wszystkie tuleje w przednim i tylnym zawieszeniu. Volvo otrzymało także nowe amortyzatory. Ale - jak słusznie zaznacza Mateusz - są to rutynowe wydatki eksploatacyjne, z którymi musi się pogodzić każdy posiadacz samochodu. Fakt, że w przypadku Volvo ceny są wyższe niż przeciętne to już inna sprawa.

Zadowolony czy nie?

Opisywany model jest jednym z najładniejszych egzemplarzy w warszawskim klubie miłośników marki. Ale jak się okazuje - nie idealnym. Do pełni szczęścia brakuje szwedzkiego diesla D5. Ten zapożyczony z VW nie jest zły, ale ma zwykły wtrysk bezpośredni i pracuje niezbyt kulturalnie. D-piątki mają już common rail, co przekłada się na nieco niższe zużycie paliwa i lepsze wyciszenie odgłosów pracy. Mateusz nie ukrywa jednak zadowolenia ze swojego samochodu - Volvo ma już swoje lata, ale wciąż nie generuje zbyt wysokich kosztów. Nadal dobrze się prezentuje i sprawia dużą przyjemność z jazdy. Na razie nie myśli o sprzedaży, choć prawdopodobnie nie miałby z nią najmniejszego problemu - sympatycy zrzeszeni w klubie czekają na takie oferty.

Podsumowanie

Gdyby nie ograniczona sieć wyspecjalizowanych serwisów i problemy z zakupem niektórych części zamiennych, flagowe Volvo cieszyło by się nie mniejszą popularnością niż rywale z Niemiec. A tak - pozostaje atrakcyjną propozycją, ale tylko dla miłośników marki.

Tekst: Jacek Ambrozik

Zdjęcia: Rafał Andrzejewski

Motor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy