Nasz fenomen w Formule 1

Tak można nazwać Roberta Kubicę. Kierowca BMW Sauber stracił co prawda w niedzielę szansę, aby zostać mistrzem świata, ale wciąż może zakończyć sezon na podium.

Tak można nazwać Roberta Kubicę. Kierowca BMW Sauber stracił co prawda w niedzielę szansę, aby zostać mistrzem świata, ale wciąż może zakończyć sezon na podium.

To musi budzić szacunek, tym bardziej że Polak do wszystkiego doszedł sam. Okazało się, że nasz rodak też potrafi prowadzić samochód na torze i to na tyle dobrze, iż może walczyć o tytuł w najpoważniejszych wyścigach na świecie. Kubica zaczynając swoją przygodę ze sportem motorowym od kartingu nie mógł mieć pewności, że zajdzie tak daleko, ale widząc, jak zachowuje się na torach Formuły 1, można przypuszczać, iż już wtedy w głowie tego nastolatka był plan na całą karierę.

W roku 2008 krakowianin nie zostanie jeszcze mistrzem świata, jednak nikt nie powinien mieć wątpliwości - kiedyś ten dzień przyjdzie. Nie trzeba w to wierzyć, wystarczyło zobaczyć Grand Prix Chin w Szanghaju. Jak zwykle pojechał bezbłędnie. Gdyby Polak miał lepszy samochód tytuł byłby jego.

Reklama

Przygoda Kubicy z Formułą 1 zaczęła się w 2006 roku, kiedy został kierowcą testowym zespołu BMW Sauber. Już w pierwszym sezonie udało mu się zadebiutować w mistrzostwach świata. Polak skorzystał na słabych występach Jacques'a Villeneuve'a. Poza tym Kanadyjczyk podczas Grand Prix Niemiec doznał kontuzji. Ktoś musiał go zastąpić.

Kubica miał bardzo dobry początek w Formule 1. W swoim debiutanckim wyścigu, Grand Prix Węgier 2006, zajął siódme miejsce. Niestety, po jego zakończeniu został zdyskwalifikowany, ponieważ miał zbyt lekki bolid. Polak w debiutanckim sezonie pokazał jednak, że przyszłość w tym sporcie może należeć do niego. Podczas Grand Prix Włoch wywalczył pierwsze podium w karierze. Na dobrze sobie znanym torze Monza zajął trzecie miejsce.

Potem było trochę gorzej. Do końca sezonu Kubica nie zdobył żadnego punktu, ale kierownictwo zespołu nie miało wątpliwości - Polak nie będzie tylko rezerwową opcją, ale pełnoprawnym kierowcą wyścigowym.

Drugi rok przyniósł progresję, ale i niepowodzenia. Polak jeździł równo, choć ani razu nie udało mu się stanąć na podium. Trzy razy był tego bardzo bliski, gdy zajmował czwarte miejsca. Tak było w Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii. Mimo wszystko kierowca nie uważał sezonu za udany. - Doznawaliśmy wielu porażek. Długo i mocno naciskałem, aby usunąć mankamenty - stwierdził krakowianin.

Zespół poprawił się w następnym roku. Co prawda Kubica nie ukończył pierwszego wyścigu w sezonie, Grand Prix Australii, ale potem było już tylko lepiej. Drugie miejsce w Grand Prix Malezji, trzecie w Grand Prix Bahrajnu, gdzie wygrał kwalifikacje. Zobacz, jak często Robert zmienia buty?

W kolejnych wyścigach Polak potwierdzał swoją formę. Na podium znowu wskoczył podczas Grand Prix Monako, kiedy był drugi, a następnie osiągnął swój najlepszy wynik w dotychczasowych startach - wygrał Grand Prix Kanady. To zwycięstwo było tym bardziej ważne, że rok wcześniej zawodnik BMW Sauber miał na tym torze wypadek. - To fantastyczne uczucie - wygrać swój pierwszy wyścig w Formule 1. Rok temu miałem tu bardzo groźny wypadek, teraz udało się wygrać - mówił Kubica na mecie.

Polak mógł być zadowolony, ponieważ został też liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. - Celem zespołu było wygrać w tym sezonie wyścig i dokonaliśmy tego. Prowadzę w klasyfikacji kierowców i mam nadzieję, że zespół da mi stuprocentowe wsparcie i spróbujemy obronić pozycję do ostatniego wyścigu - powiedział.

Co prawda już po następnym starcie, Grand Prix Francji, Kubica stracił pozycję lidera, ale cały czas liczył się w walce o tytuł mistrza świata. Stracił na to szansę dopiero po Grand Prix Chin, gdzie jednak pokazał klasę. Startując z 11. miejsca przesunął się aż na szóste. To był bardzo dobry wyścig w wykonaniu Polaka. Teraz trzeba mu kibicować, aby podczas Grand Prix Brazylii utrzymał trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.

23-letni krakowianin stał się prawdziwym ambasadorem Formuły 1 w Polsce, który ze sportu niszowego w naszym kraju przekształcił się w jeden z najbardziej oglądanych, ustępując popularnością tylko piłce nożnej, siatkówce i skokom narciarskim. I podobnie, jak w przypadku Adama Małysza i "małyszomanii", tak rodacy oszaleli na punkcie Kubicy.

W przeciągu dwóch lat stał się on bardzo znaną osobą, a mówiąc wprost Polacy dowiedzieli się o Kubicy i go pokochali. Fani zaczęli jeździć za krakowianinem nie tylko na te eliminacje mistrzostw świata, które są w miarę blisko naszego kraju, jak Węgry. Nie brakowało ich także na torach poza Europą, jak Singapur czy Szanghaj.

- Zanim zacząłem jeździć w F1, zainteresowanie tym sportem było u nas znikome, ale myślę, że w innych krajach byłoby podobnie - mówił kierowca w jednym z wywiadów. - Teraz wiedza o tej dyscyplinie jest w Polsce znacznie większa i jeśli porównać telewizyjną oglądalność sprzed kilku lat i tę dzisiejszą, to zauważymy znaczny postęp. Miłe jest również i to, że wielu kibiców przyjeżdża na wyścigi, aby mi kibicować - dodał.

Kubica przyzwyczaił się już do dużej popularności. - Takie jest życie, taka rola kierowcy Formuły I. Kiedy wchodzisz do zespołu, chcąc nie chcąc stajesz się popularny, stajesz się osobą publiczną - stwierdził.

Mimo wszystko stara się, jak może, chronić swoją prywatność. O życiu osobistym kierowcy wiadomo niewiele. Swoją dziewczynę, z którą chodził już parę lat, pokazał światu dopiero w zeszłym roku. W tym pojawiła się wiadomość, że para nie jest już razem, ale Kubica nie chce komentować tej informacji.

Wiadomo natomiast jak spędza czas między startami. - Lubię posiedzieć w domu. Przygotowuję się do kolejnego wyścigu w ciszy i spokoju. Czasem jeżdżę pooglądać rajdy albo ścigam się w nich, ale na komputerze. Zdarza się też, że grywam z przyjaciółmi w pokera. Jestem w tym niezły, chociaż nie zawsze sprzyja mi szczęście - powiedział w jednym z wywiadów.

Kubica ma sportowego idola. Jest nim Ronnie O'Sullivan, trzykrotny mistrz świata w snookerze. - To prawda. Po obejrzeniu go w akcji zrozumiałem, że to wspaniały mistrz. Wiem, że niektórzy uważają, że snooker to nie jest sport, ale ja się z tym nie zgadzam. To, co ci ludzie robią z bilardowym kijem, jest niewiarygodne, podobnie jak ich koordynacja ruchów i koncentracja - nie ma wątpliwości Polak, który już stał się idolem dla wielu rodaków.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama