Karawana F1 dotarła do Turcji
Grand Prix Turcji to jedyny wyścig w sezonie Formuły 1, do którego karawana królowej sportów motorowych dociera drogą... morską.
Zawody na granicy Europy i Azji są już za daleko, by dotrzeć tam drogą lądową, a jeszcze za blisko, by opłacalny był transport lotniczy. Pokazuje to jak wielką wagę przywiązuje się w Formule 1 do logistyki, i jak wielką rolę odgrywa ona w sprawnym funkcjonowaniu tego serialu wyścigowego.
Koniec wyścigu F1 to dla kierowców upragniony odpoczynek po ciężkiej walce na torze, czas na świętowanie sukcesów czy też analizowanie porażek. Dla członków zespołów jest to jednak początek mozolnej pracy ? spakowania całego wyposażenia i wysłania go na miejsce następnych zawodów. Do późnego niedzielnego wieczora demontują oni sprzęt, pakując każdą część na określone miejsce. W Fomule 1 nie można wrzucić wszystkiego do jednego kontenera. Po pierwsze, ponieważ się zwyczajnie nie zmieści, po drugie zaś szukanie później poszczególnych elementów miałoby w sobie bardzo wiele z przysłowiowych poszukiwań igły w stogu siana.
Na każde zawody Grand Prix zespoły przywożą po kilkadziesiąt ton sprzętu. Trzy kompletne bolidy, dodatkowe silniki, skrzynie biegów oraz tysiące innych rzeczy, które mogą się przydać podczas wyścigowego weekendu. Europejskie eliminacje mistrzostw są o tyle wygodniejsze, że transport do kolejnych torów jest relatywnie tani i szybki. Po autostradach Starego Kontynentu porusza się wówczas karawana kolorowych ciężarówek wszystkich ekip. Przewożą one nie tylko części samochodów wyścigowych, ale też całe miasteczka rozstawiane później na paddocku toru ? a w nich centrum dowodzenia, pokoje dla kierowców, kuchnie i jadłodajnie dla całego zespołu, czy też atrakcje dla odwiedzających gości.
Tor w Stambule położony jest już na stronie azjatyckiej, około 30 kilometrów za Bosforem. Dla zespołów mieszczących się np. na Wyspach Brytyjskich odległość, jaka muszą pokonać to ponad półtora tysiąca kilometrów, dwa razy więcej niż do innych obiektów, jak Monza, czy Budapeszt. Mimo to w Turcji podziwiać będzie można pełne zaplecze F1. Tym, co wyróżnia jednak to Grand Prix od europejskich eliminacji jest to, że zespoły nie wybierają się tam drogą lądową, a morską. Ciężarówki wszystkich ekip dojeżdżają najpierw do Triestu, by następnie przepłynąć z tego położonego nad Adriatykiem portu promem bezpośrednio do Turcji. Taka podróż jest bardziej opłacalna oraz bezpieczniejsza niż przejazd drogami Półwyspu Bałkańskiego. Pierwsza część sprzętu popłynęła do Stambułu od razu po Grand Prix Węgier w Budapeszcie.
Transport drogą morską wykorzystywany jest również podczas wszystkich pozostałych wyścigów rozgrywanych poza Europą. Oczywiście samolot jest szybszym środkiem transportu, ale również zdecydowanie droższym, z tego powodu używanym tylko w przypadku samochodów oraz części do nich. Podlegają one modyfikacjom praktycznie co wyścig, niemożliwe więc byłoby wysłanie ich miesiąc wcześniej. Co innego z wyposażeniem boksów i zaplecza ? kable, generatory, czy też choćby stoły, krzesła i wyposażenie kuchni. Wypożyczanie ich na miejscu byłoby nieopłacalne, poza tym żywotność tych sprzętów wynosi nawet kilka sezonów. Ilość transkontynentalnych wypraw sprawia jednak, że każdy zespół posiada dwa, a nawet trzy zestawy takiego wyposażenia. I tak kontenery z wyposażeniem krążą po świecie - te z Australii lądują w Kanadzie, a z Malezji w Japonii.
Do transportu samochodów oraz wyposażenia do nich wykorzystuje się już jednak drogę powietrzną. Zespoły F1 korzystają ze specjalnego samolotu Formula One Managment, na pokładzie którego przewożone są nadwozia oraz inne podzespoły mechaniczne, a ponadto wyposażenie takie, jak komputery, laptopy czy też cały system komunikacyjny członków ekipy. W poniedziałkowy wieczór rozpoczyna się montowanie całego osprzętu przed wyścigiem, tak, by w środę wszystko było gotowe. A w niedzielę po wyścigu czas ruszać w drogę na następne zawody ? praca zespołów F1 to nie 17 weekendów Grand Prix, a dziesięć spędzonych w nieustającej podróży miesięcy.