Falstart zespołu Alfa Romeo. W ten weekend będzie lepiej?

​Kierowcy rywalizujący o tytuł mistrza świata Formuły 1 w niedzielę zaprezentują się po raz drugi w tym sezonie, ale na tym samym torze. W Spielbergu, gdzie po Grand Prix Austrii odbędzie się też GP Styrii, podczas piątkowej sesji treningowej wystąpi Robert Kubica.

Polak jest kierowcą testowym Alfa Romeo Racing Orlen i raczej nie należy spodziewać się, że w którymś momencie zastąpi Fina Kimi Raikkonena lub Włocha Antonio Giovinazziego w wyścigu. Dostanie za to możliwość przetestowania bolidu na torze podczas niektórych sesji treningowych - pierwszą taką będzie ta w Spielbergu, rozpoczynająca się w piątek o godzinie 11.

"Cieszę się, że wracam do akcji w ten weekend, szczególnie po tak długiej przerwie, którą miał cały sport motorowy. Moim celem jest, jak zwykle, dostarczenie jak największej ilości danych naszym inżynierom i wsparcie ich moimi obserwacjami z kokpitu" - powiedział Kubica, cytowany na oficjalnej stronie internetowej teamu sponsorowanego przez PKN Orlen.

Niedzielny wyścig nie był dla Alfa Romeo szczególnie udany. Raikkonen był jednym z dziewięciu kierowców, którzy nie dojechali do mety - z jego bolidu w czasie jazdy odpadło koło  - natomiast Giovinazzi zajął dziewiąte miejsce. Włoch wyprzedził tylko dwóch rywali z tych, którzy ukończyli zawody.

"Ten weekend będzie nowym doświadczeniem dla wszystkich. Wyścig jest w miejscu, w którym wszyscy byliśmy kilka dni temu, więc najważniejszą kwestią będzie opracowanie wszystkich danych pozyskanych podczas Grand Prix Austrii i przetestowanie usprawnień, które chcemy zastosować w bolidach" - dodał Kubica.

W Spielbergu, tak jak w ubiegłym tygodniu, znów zabraknie kibiców z powodu pandemii koronawirusa. Choć w minioną niedzielę na trybunach była cisza, trudno raczej mówić o spokoju na torze. Fin Valtteri Bottas z Mercedesa prowadził od startu do mety, ale za jego plecami działo się wiele.

Sam fakt, że zawodów nie ukończyła prawie połowa stawki, a na torze kilka razy pojawił się samochód bezpieczeństwa, świadczy o tym, że wyścig był dynamiczny. W dodatku broniący tytułu Lewis Hamilton, również z Mercedesa, przekroczył linię mety drugi, ale z powodu pięciosekundowej kary za spowodowanie kolizji spadł na czwartą pozycję.

Brytyjczyk zepchnął z toru reprezentanta Tajlandii Alexa Albona, który miał szansę zająć drugie miejsce, a być może nawet dogonić Bottasa i odnieść pierwsze zwycięstwo w karierze. Kierowca Red Bulla musiał jednak zjechać do garażu z powodu szkód powstałych w tej kolizji.

"To było rozczarowujące, bo wierzę, że miał szansę wygrać ten wyścig. Zrobił, co trzeba, gdy wyjeżdżał z zakrętu. Był z przodu i zaczął się rozpędzać, ale Lewis uderzył kołem w bok jego bolidu" - powiedział szef Red Bulla Christian Horner.

Hamilton dostał za to dwa punkty karne, tyle samo dopisano mu także w sobotę za zignorowanie żółtej flagi podczas kwalifikacji. Łącznie ma ich siedem, a za 12 w ciągu roku kierowcy dyskwalifikowani są automatycznie z kolejnego wyścigu.

Zarówno Hamilton, jak i Bottas, mieli w niedzielę problemy z bolidami. Wibracje podczas jazdy po "tarkach" - krawężnikach na zakrętach - prowadziły do awarii skrzyni biegów, dlatego oba Mercedesy musiały unikać zjeżdżania z toru.

"Są ludzie w fabryce, którzy pracują nad tym dzień i noc. Pracowali zresztą nawet w czasie, gdy odbywał się wyścig. Prawda jest taka, że to złożony problem, który mógł sprawić, że nasi kierowcy nie ukończą zawodów. Na torze w Spielbergu jeździ się agresywnie po tarkach, a to powoduje duże obciążenie elementów zawieszenia i całego pojazdu" - tłumaczył szef strategii w Mercedesie James Vowles.

Tradycyjnie w piątek odbędą się dwie sesje treningowej, a w sobotę - trzecia oraz kwalifikacje. Start niedzielnego wyścigu zaplanowano na godzinę 15.10.

Reklama
PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy