Co uratowało Roberta Kubicę?

Wczoraj wieczorem cała Polska z zapartym tchem obserwowała bardzo groźnie wyglądający wypadek Roberta Kubicy.

Podczas jazdy z prędkością przekraczającą 200 km/h bolid Polaka po kontakcie z autem Jarno Trulliego wypadł z trasy przeleciał nad bolidem Adriana Sutila i z potężną siłą uderzył w betonową bandę.

W samochodzie osobowym nikt z pasażerów nie miałby szans na przeżycie takiego zderzenia. Nie pomogłyby poduszki powietrzne i strefy zgniotu.

Jednak Formuła 1 rządzi się innymi prawami. Ostatnie śmiertelne wypadki w tym sporcie zanotowano przecież w 1994 roku, gdy na torze Imola śmierć ponieśli Roland Ratzenberger i Ayrton Senna.

Reklama

Co więc uratowało Roberta Kubicę? Monocoque, czyli kadłub bolidu F1.

Wykonany z włókien węglowych monocoque, zwany również kabiną przetrwania, jest praktycznie niezniszczalny i odgrywa kluczową rolę w bezpieczeństwie.

Samonośny kadłub, tzw. monocoque, został po raz pierwszy zastosowany przez legendarnego projektanta i szefa zespołu Lotus, Colina Chapmana, który zastąpił klasyczną ramę rurową konstrukcją skorupową w swoim Lotusie 25 z 1962 r. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, trudno obecnie o bardziej skuteczną konstrukcję.

Kadłuby wykonywane są z włókien węglowych, czyli materiału kompozytowego dwa razy bardziej wytrzymałego od stali, ale pięć razy lżejszego. Składają się z maksymalnie 12 warstw cienkich mat z włókna węglowego, z których każda jest pięć razy cieńsza od ludzkiego włosa. Pomiędzy matami umieszcza się płaty aluminium o strukturze plastra miodu, które zwiększają sztywność. Całość jest następnie wypiekana w specjalnym piecu ciśnieniowym (zobaczysz go na filmie). Po dwóch i pół godzinie skorupa jest już wystarczająco wytrzymała, ale ze względów bezpieczeństwa proces wypiekania powtarzany jest jeszcze dwa razy.

W rezultacie nadwozia są na tyle wytrzymałe, by chronić kierowcę nawet w trakcie poważnego wypadku. Nie znamy jeszcze dokładnej prędkości z jaką uderzył w bandę Robert Kubica, ale wiemy np., że w 1997 roku na torze Silverstone bolid Giancarlo Fisichelli wyhamował z 227 km/h do zera w 0,72 sekundy, co odpowiada upadkowi z wysokości 200 metrów. Mimo tego Włoch miał tylko posiniaczone kolano... Również z bolidu Roberta Kubicy nie zostało praktycznie nic... poza oczywiście kadłubem. Sam zaś kierowca - według oficjalnego komunikatu ze szpitala - doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu i skręcenia kostki.

Wszystko o wypadku Roberta Kubicy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy