Skąd się wziął fenomen Skody? Już wyjaśniam!
Chyba żadna marka nie wywołuje wśród komentujących takiej agresji, jak Skoda. Liczba i wykwintność obelg rzucanych pod adresem chwalącego dany model dziennikarza jest doprawdy imponująca. Chcecie wiedzieć, skąd bierze się fenomen czeskiej marki? Służę pomocą!
Często bywa tak, że perspektywy widziane oczami dziennikarza motoryzacyjnego i późniejszego użytkownika auta zupełnie się nie zgrywają. By to zrozumieć musicie się wczuć w specyfikę naszej pracy. Pomijając setki godzin spędzonych przed komputerem - w dużym uproszczeniu - polega ona na ciągłym przesiadaniu się z jednego auta, do innego. Wyobraźcie sobie teraz, że cztery razy dziennie jakiś niewidzialny koleś przestawia wam fotel, rozregulowuje lusterka, wykasowuje ulubione stacje w radiu i - "tak dla jaj" - zmienia położenie wszystkich przycisków na desce rozdzielczej.
Dokładnie taki "test", przechodzi na początku każda z dziennikarskich "testówek".
Dla przeciętnego nabywcy znalezienie wygodnej pozycji za kierownicą może trwać i trzy godziny. Ustawiacie wszystko raz i nie wracacie do sprawy przez najbliższe trzy lata. W świecie "pismaków" jest inaczej. Wnerwiające drobiazgi potrafią uprzedzić nawet do najlepszego auta i jest to zupełnie naturalny proces. Podświadomie zakładasz przecież, że skoro sztab inżynierów nie był w stanie zaprojektować wygodnego fotela, jakim cudem miałby niby stworzyć dobry silnik?
Tak się składa, że w życiu miałem "dziesiąt" prywatnych samochodów (po dwudziestym przestałem liczyć) i tylko jeden z nich pochodził od koncernu Volkswagena (bardzo dawno temu prywatnie jeździłem Audi 80 B3). Oznacza to, że nie jestem obarczony "złymi" nawykami, a mimo tego znalezienie wygodnej pozycji w dowolnie wybranej Skodzie czy Volkswagenie zajmuje mi maksymalnie 30 sekund. Myślicie, że tak jest w każdym nowym samochodzie? W takim razie powtórzcie ten wyczyn w Mitsubishi Lancerze czy Citroenie - tfu, tfu - nowym, ultrasuperhiper luksusowym DS 5, gdzie na ustawienie fotela narzekać będziecie jeszcze po dwóch dniach.
Właśnie takimi drobiazgami koncern Volkswagena od lat zdobywa przychylność dziennikarzy. W opinii wielu kolegów po fachu dobre auto to takie, o którym zapomina się w minutę po wyjściu z kabiny ("cholera, nie wiem co napisać"). Mówiąc wprost - chodzi o to, by podróż nie angażowała was w żaden inny sposób, niż ten wynikający z samego prowadzenia. Reasumując, im mniej rzeczy drażni was w czasie jazdy, tym lepiej.
Powyższe dotyczy wszystkich aspektów budowy samochodu - od reakcji na gaz, na charakterystyce prowadzenia kończąc. Przykładowo - z Mitsubishi Space Star zapamiętacie wrodzoną niechęć auta do "odkręcania" kierownicy po skręcie (widać projektanci nie słyszeli o czymś takim, jak np. kąt wyprzedzenia zwrotnicy). Z Fiata 500 absurdalnie "miękkie" wspomaganie "City" i tendencję do zarzucania tyłem. Wniosek? W większością aut z danego segmentu znajdziecie jakiś drobiazg, który - chociażby na chwilę - doprowadził was do szewskiej pasji. W przypadku Skody, jak - dajmy na to - Fabia, jest inaczej. Auto, jak auto. Przyspiesza, skręca i hamuje jak samochód. Zupełna nuda, ale też nic, do czego moglibyście się przyczepić!
Pamiętajcie też, że o to, by po wejściu do auta dziennikarz był zadowolony, dbają osoby odpowiedzialne za parki prasowe. Z tej perspektywy trudno zrozumieć hejterskie narzekania dotyczące kiepskich plastików czy ubogiego wyposażenia. Mało który dziennikarz ma przecież możliwość przejechania się flotową Fabią, gdzie w miejscu fabrycznego radia straszy "pojemnik DIN 1" a funkcje komputera pokładowego ograniczają się do wyświetlania temperatury i przebiegu.
Poniekąd i stąd biorą się właśnie (ogromne niekiedy), rozbieżności w ocenie niektórych pojazdów przez "ekspertów" i zwykłych użytkowników. Klient - dajmy na to pan Zenon - przez 8 lat narzekać będzie, że musi otwierać swoją nową furę z kluczyka. Ty, po kontakcie z "testówką", nie wpadniesz nawet na to, że w "podstawie" może nie być centralnego zamka czy dywaników. Tyle, że praktyki takie stosują wszyscy producenci i Skoda nie jest tu akurat żadnym wyjątkiem.
Paweł Rygas
*opinie zawarte w tekście są prywatnym zdaniem autora i - niekoniecznie - pokrywają się z oficjalnym stanowiskiem naszej redakcji.