"Autozłom". Dlaczego go tak kochamy? Z biedy!

GUS ogłosił zaskakująco pomyślne dane ekonomiczne. Okazuje się, że w grudniu sprzedaż detaliczna w Polsce była aż o jedną czwartą wyższa niż w listopadzie, a w porównaniu do ostatniego miesiąca roku 2009 wzrosła o 12 proc. Te pomyślne wskaźniki zawdzięczamy przede wszystkim motobranży.

W dziale, określanym przez statystyków jako "pojazdy samochodowe, motocykle, części", wartość sprzedaży, liczona grudzień 2010 do grudnia 2009 zwiększyła się o prawie 40 proc., a grudzień 2010 do listopada 2010 - o 18 proc.

Niestety, te świetne wyniki nie są bynajmniej owocem szybkiego rozwoju gospodarczego czy nadzwyczajnego wzrostu zamożności Polaków. Zawdzięczamy je przede wszystkim zapowiedzi wprowadzenia niekorzystnych zmian w przepisach podatkowych, dotyczących tzw. aut z kratką.

Chęć skorzystania z prawa do pełnego odliczenia VAT spowodowała, że tysiące przedsiębiorców ruszyło do salonów samochodowych na zakupy, z którymi w innym przypadku na razie być może by się wstrzymali. Wiele firm - jak to mamy w zwyczaju - zwlekała z podjęciem decyzji do ostatniej chwili, co tłumaczy nagły wzrost sprzedaży właśnie w ostatnim miesiącu roku.

Reklama

Jeszcze raz sprawdził się stary, wielokrotnie wypróbowany sposób na szybką poprawę wyników ekonomicznych: wystarczy ogłosić, że od następnego roku będzie gorzej niż w obecnym - wzrosną podatki, pojawi się nowa opłata, zniknie jakaś ulga - a można mieć pewność, że pożądane wskaźniki statystyczne poszybują w górę. I nieważne, że takie zabiegi fałszują rzeczywistość i mają krótkotrwałe działanie - po chwili euforii przychodzi jeszcze czarniejsza niż poprzednio stagnacja.

W całym 2010 r. zarejestrowano w Polsce ok. 315 tys. nowych samochodów, z czego ok. 94,5 tys. to nabywane przez przedsiębiorców pojazdy z homologacją ciężarową. W tym czasie sprowadzono do kraju z zagranicy prawie 723 tys. aut używanych. Oznacza to, że na każde nowe, kupowane na prywatny użytek auto przypadały niemal trzy importowane "sekendhendy", często w bardzo już zaawansowanym wieku i daleko posuniętym rozkładzie. Skąd bierze się to zamiłowanie Polaków do motoryzacyjnych staroci? Najprostsza i najczęściej powtarzana odpowiedź brzmi: z biedy.

Aż 34 procent ankietowanych poszukiwało dla siebie auta za kwotę do 10 tysięcy złotych. 12 procent badanych deklarowało, że zamierza wydać na samochód do 15 tys. zł. 11 procent było gotowych kupić pojazd w cenie do 20 tys. zł. Co piąty deklarował wydanie na ten cel 20 do 25 tys. zł. Jedynie 7 proc. przyznało, że jest gotowych zapłacić za samochód między 25 a 30 tys. zł. Taki sam odsetek respondentów poszukiwał dla siebie auta za 40 tys. zł. Na samochód w cenie do 50 tys. zł pozwolić mogło sobie tylko 4 proc. ankietowanych. Jedynie 2 proc. badanych planowało zakup auta w cenie do 70 tysięcy zł. Również 2 proc. mogło pozwolić sobie na samochód za 100 tys. zł. Tylko jeden na stu Polaków może wydać na samochód więcej niż 100 tys. zł, co nawiasem mówiąc podważa sens reklamowania na billboardach sportowych wersji audi czy zamieszczania w prasie motoryzacyjnej sążnistych porównań "rodzinnych kombi z najmocniejszym dieslem" po 150 tys. zł sztuka.

Bieda nie jest jednak jedynym wytłumaczeniem ciągotek Polaków do motoryzacyjnych "zabytków". W końcu są nacje od nas uboższe, gdzie jednak rozziew między liczbą kupowanych samochodów nowych, a używanych jest dużo, dużo mniejszy.

Szukając innych przyczyn takiego stanu rzeczy można wskazać na zdrowy rozsądek Polaków, którzy nie chcą pakować dużych pieniędzy w blachę. Wydawać fortuny na samochody, które natychmiast po opuszczeniu salonu tracą kilka-kilkanaście procent na wartości. Przejawem racjonalności myślenia jest też brak zaufania do nowinek technicznych, aut naszpikowanych elektroniką i skomplikowanymi, awaryjnymi i kosztownymi w naprawach urządzeniami montowanymi, by pojazd sprostał coraz surowszym wymogom ochrony środowiska. Klasycznymi przedstawicielami tego nurtu są taksówkarze, wciąż tęskniący za prostymi w budowie i obsłudze samochodami z lat 80.

Źródłem miłości do "używek" są jednak również nasze wybujałe aspiracje, niecierpliwość i wrodzony "jakośtobędzizm". Wiele osób mając do wyboru kupno nowego, lecz skromnego nowego auta albo wypasionej fury, z bliżej nieokreślonym przebiegiem i niejasną przeszłością, postawi na to drugie rozwiązanie. Aby choć pozornie i na chwilę wkroczyć do lepszego świata, poczuć powiew luksusu, zaimponować otoczeniu. Koszty eksploatacji? Damy radę - diesel pojedzie na każdym, niekoniecznie obciążonym akcyzą paliwie, a alternatywą dla benzyny jest tańszy gaz. Koszty napraw? Zawsze znajdzie się mechanik - złota rączka, który dzięki talentowi i najtańszym zamiennikom oryginalnych części potrafi utrzymać auto na chodzie. Jakoś to będzie...

Nie przypadkiem wśród 10 najpopularniejszych marek sprowadzonych aut używanych na poczesnych miejscach figurują Audi, BMW i Mercedes, których próżno szukać na liście najlepiej sprzedających się samochodów nowych.

Zastaw się, a postaw się - mówi znane porzekadło. Dzięki importowi używanych aut można się "postawić", nie zastawiając. Nawet jeśli spod warstwy lakieru wyziera zardzewiała rzeczywistość.

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów. Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy