Tesla w opałach. Kilka tysięcy aut do naprawy?

Na długiej liście problemów marki Tesla pojawił się właśnie kolejny. Do zatargów z pracownikami, trudnościami z realizacją zamówień, jakościowymi wpadkami i skandalicznym traktowaniem nabywców w serwisach doszło właśnie widmo zakrojonej na szeroką skalę akcji serwisowej.

Jak podaje Reuters NTHSA, czyli amerykańska rządowa agencja ds. bezpieczeństwa transportu, analizuje właśnie sprawę dotyczącą wadliwych baterii, które trafić mogły do kilku tysięcy pojazdów amerykańskiego producenta. Chodzi o pozew złożony 17 września przez prawnika Edwarda C. Chena, który reprezentuje ponad 2 tys. właścicieli Tesli Model S oraz X.

Sprawa to pokłosie licznych doniesień o pożarach elektrycznych aut. By zminimalizować ich ryzyko, jeszcze w maju, Tesla wprowadziła aktualizację oprogramowania zarządzającego procesem ładowania i chłodzenia baterii. W opinii producenta zmiany wprowadzono, by "poprawić żywotność akumulatorów". Niestety, przy ich okazji, właściciele objętych aktualizacją pojazdów zaczęli skarżyć się na zauważalny spadek zasięgu pojazdów. Spadek ten wynosić ma średnio 25 mil czyli około 40 km!

Reklama

NTHSA bada właśnie kilka przypadków pożarów Tesli na terenie USA. Eksperci starają się ustalić, czy aktualizacja oprogramowania zarządzającego baterią stanowi wystarczający środek zaradczy.

Reprezentujący przeszło 2 tys. właścicieli Tesli S i X Edwarda C. Chen stara się wykazać, że sama zmiana oprogramowania to za mało, by można było bezpiecznie użytkować samochody. Nie bez znaczenia jest również wspomniana, bulwersująca właścicieli, kwestia zredukowania zasięgu i wydłużenia czasu ładowania. W opinii prawnika problem dotyczyć może zdecydowanie większej liczby pojazdów, niż wspomniane w pozwie 2 tys. aut.

Póki co Tesla nie ustosunkowała się do tych zarzutów.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy