Autonomiczny samochód Ubera zabił pieszą

​To wcześniej czy później musiało się zdarzyć. W mieście Tempe w Arizonie (USA) samoprowadzący, testowy samochód firmy Uber potrącił kobietę, która przechodziła przez jezdnię poza wyznaczonym do tego miejscem. Kobieta zmarła w szpitalu. Jest pierwszą wśród pieszych śmiertelną ofiarą pojazdów autonomicznych. Uber wyraził współczucie dla jej rodziny i zapowiedział pełną współpracę przy wyjaśnianiu przyczyn wypadku.

Na razie trudno orzec, jak do niego doszło. Czy mamy tu do czynienia z sytuacją, przed którą ostrzegali moraliści: co będzie, gdy komputery sterujące samochodem autonomicznym staną przed wyborem - uderzyć w dziecko, które wybiegło nagle za piłką na ulicę, czy zjechać na pobocze i rozbić się na drzewie, narażając życie pasażerów? Nie sprawdził się człowiek?

Wiadomo, że pojazd  Ubera poruszał się w trybie automatycznym, ale na jego pokładzie znajdował się tzw. operator, czuwający nad przebiegiem testu.

A może zawiodła technika, co byłoby o tyle dziwne, że już teraz istnieją i są z powodzeniem stosowane systemy, które wykrywają, również w ciemności, niewidoczne dla kierowców przeszkody w postaci znajdujących się na jezdni pieszych oraz rowerzystów i potrafią zatrzymać przed nimi samochód, unikając nieszczęścia. Trudno uwierzyć, by nafaszerowany najnowocześniejszą elektroniką pojazd Ubera nie był w takie urządzenie wyposażony. Na odpowiedzi na powyższe pytania trzeba będzie poczekać.

Reklama

W maju 2016 r. jadąca z włączonym autopilotem Tesla S uderzyła przy prędkości 119 km/godz. w naczepę ciężarówki. W wypadku zginął jej kierowca, Joshua Brown. Raport wyjaśniający okoliczności tego zdarzenia, opublikowany przez amerykańską Narodową Radę Bezpieczeństwa Transportu (National Transportation Safety Board), liczył 500 stron. Opracowanie na temat tragedii w Tempe doczeka się zapewne co najmniej równie obszernego i szczegółowego opracowania.

W pionierskiej epoce lotnictwa śmierć zbierała obfite żniwo wśród śmiałków, wznoszących się w powietrze w ówczesnych, nader prymitywnych maszynach. Ludzkość nie porzuciła jednak marzeń o lataniu. Podobnie będzie zapewne z rozwojem komunikacji, wykorzystującej automatyczne pojazdy, choć nieszczęśliwe incydenty z ich udziałem spowolnią ten proces (po wypadku w Arizonie Uber wstrzymał wszelkie testy z autonomicznymi samochodami; zresztą nie po raz pierwszy, bowiem tak samo postąpił przed rokiem, po kolizji takiego wehikułu z autem, prowadzonym przez żywego kierowcę).

Pojawiają się także inne problemy i wątpliwości. Z raportów bezpieczeństwa, przedstawionych przez 7 firm prowadzących próby z pojazdami autonomicznymi w Kalifornii, wynika, że między wrześniem 2014 a listopadem 2015 r. odnotowano łącznie 2894 przypadki, gdy kierowcy samoprowadzącego samochodu musieli przejąć nad nimi kontrolę.

Wyobraźcie sobie, że wsiadacie do takiego auta, lecz zamiast myśleć o niebieskich migdałach, drzemać, czytać, przeglądać wiadomości w smartfonie, musicie nieustannie zachowywać czujność i pozostawać w gotowości, by w każdej chwili złapać za kierownicę i wyręczyć autopilota. Chyba nie o to w tej całej zabawie chodzi...

Trudno też sobie wyobrazić czasy, gdy po drogach będą jeździć obok siebie zarówno samochody klasyczne, jak i autonomiczne. Czy komputery będą umiały stosować się do wpajanej uczestnikom kursów na prawo jazdy zasady ograniczonego zaufania do innych uczestników ruchu? Czy potrafią właściwie interpretować ich zachowania, przewidywać błędy, rozpoznawać gesty? A jak żywi kierowcy będą reagować na obecność "autonomików"? Na ich bezduszne przestrzeganie wszelkich przepisów ruchu drogowego?

Pokaże to przyszłość, choć nie wiadomo, kiedy stanie się ona teraźniejszością.     

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama