Śmiertelny wypadek w Tesli - znamy ustalenia śledztwa

Błędy człowieka, ale także oprogramowania, doprowadziły do wypadku z udziałem Tesli Modelu S, w którym zginął kierowca elektrycznego auta, jadącego z włączoną funkcją autopilota.

Joshua Brown jechał dwupasmową drogą na Florydzie, kiedy poruszająca się w przeciwnym kierunku ciężarówka skręciła, przecinając drogę jego Tesli. Mężczyzna nie zwracał jednak uwagi na to, co dzieje się przed nim, ponieważ auto poruszało się w trybie półautonomicznym. Systemy bezpieczeństwa nie zarejestrowały jednak zagrożenia i Model S przejechał pod naczepą ciężarówki, niszcząc kabinę na wysokości okien, a zatrzymał się dopiero na słupie wysokiego napięcia. Joshua Brown zmarł na miejscu

Natychmiast pojawiło się sporo kontrowersji wokół tego wypadku, połączonych z pytaniami czy korzystanie z funkcji autopilota jest bezpieczne. Podniosły się także głosy, czy czasem Tesla nie pokłada zbyt dużej wiary w stosowaną przez siebie technologię. Inni producenci, choć korzystają z podobnych rozwiązań, znacznie ostrożniej je reklamują i nie pozwalają kierowcom na dłuższe puszczanie z rąk kierownicy.

Reklama

Ustaleniem dokładnych przyczyn wypadku zajął się amerykański nadzór bezpieczeństwa transportu, który właśnie opublikował wyniki swojego dochodzenia. Jak wynika z raportu, na to tragiczne zdarzenie nałożyło się kilka czynników. Po pierwsze system aktywował się pomimo tego, że auto "poruszało się w środowisku, do pracy w którym autopilot nie został zaprojektowany". Innymi słowy, nie była to autostrada, tylko droga, na której znajdowały się skrzyżowania, a Tesla nie wykrywa ruchu poprzecznego.

Co więcej, system informował kierowcę, że powinien on przejąć kontrolę nad autem, ale Brown zignorował te ostrzeżenia i to siedem razy. W przeciwieństwie do innych tego typu systemów, ten w Tesli nie dezaktywował się, kiedy prowadzący nie reagował na jego komunikaty. Zostało to zmienione w jednej z aktualizacji.

Innym czynnikiem, który jednak nie miał bezpośredniego wpływu na wypadek, był fakt, że autopilot pozwolił na przekroczenie prędkości o około 15 km/h, choć nie powinien tego robić. Przedstawiciele producenta zapewniali po wypadku, że "margines" to 8 km/h.

Niewyjaśnione zostało natomiast to, czy śladowe ilości marihuany, jakie wykazały badania krwi kierowcy Tesli, mogły w jakiś sposób wpłynąć na jego percepcję i przyczynić się do wypadku.

Amerykański nadzór bezpieczeństwa transportu nie doszukał się natomiast błędów w działaniu systemów wykrywających ryzyko zderzenia i utrzymania samochodu w pasie ruchu. Nie były one projektowane z myślą o radzeniu sobie w podobnych sytuacjach i brak reakcji nie był spowodowany żadną usterką. Tesla zapewniła natomiast, że zamierza wziąć pod uwagę analizy, przeprowadzone przez organizację badającą przyczynę wypadku, i skorzystać z nich podczas wprowadzania kolejnych zmian w autopilocie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy