Polski kierowca

​Lepiej przywalić niż gwałtownie hamować

Jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla autobusów miejskich jest zajeżdżanie im drogi przez kierujących innymi pojazdami, a także wbieganie pieszych na jezdnię. W obu tych sytuacjach kierowca autobusu zmuszony jest do gwałtownego hamowania. Czym ono grozi? Wystarczy odrobina wyobraźni, aby to zrozumieć. Niestety, nie wszystkim pozwala na to ich IQ.

Wjechała przed autobus, a on ją puknął

Kierująca nissanem almerą 26-letnia kobieta jechała  środkowym pasem, a prawym poruszał się nieco wolniej miejski autobus solaris. W pewnej chwili kierująca postanowiła skręcić w prawo w najbliższą przecznicę, gdyż przypomniała sobie, że tu w pobliżu jest sklep odzieżowy, który zamierzała odwiedzić. Wyprzedziła zatem autobus, po czym wjechała przed niego na prawy pas i szykując się do skręcenia,  mocno przyhamowała.

Kierowca autobusu, zaskoczony tym nagłym manewrem, nacisnął mocno pedał hamulca, chcą uniknąć uderzenia w tył nissana. Nie miał możliwości ominięcia tego pojazdu, zmiany pasa ruchu, gdyż obok jechały inne samochody.  Hamowanie było skuteczne, albowiem autobus tylko lekko dotknął auta osobowego, powodując minimalne uszkodzenia.

Reklama

Za to dwoje stojących pasażerów autobusu, 77-letnia kobieta i 8-letnie dziecko (babcia z wnuczkiem) , zostało rzuconych siłą bezwładności i doznało poważnych obrażeń, uderzając o wewnętrzne elementy  pojazdu. Szczególnie groźne okazały się urazy w przypadku tej starszej osoby, u której lekarze stwierdzili złamanie miednicy. W tym wieku uraz tego rodzaju grozi trwałym kalectwem. Dziecko doznało natomiast urazu głowy.

Sprawczyni wypadku nie poczuwała się do winy, twierdząc, że kierowca autobusu "powinien uważać", a tymczasem to właśnie on "puknął" w jej auto i porysował lakier. Zarzuciła też, że pasażerka "widocznie nie trzymała się i dlatego poleciała". Na szczęście w autobusie zainstalowana była kamera, która pozwoliła odtworzyć przebieg wypadku.

Chciał zdążyć na autobus

A oto inny wypadek. 23-letni student dostrzegł autobus, którym właśnie zamierzał pojechać na uczelnię. Pech polegał na tym, że przyszły pasażer znajdował się po drugiej stronie jezdni. Nie bacząc na pędzące samochody, młody mężczyzna rozpoczął bieg na ukos przez jezdnię, mimo czerwonego światła dla pieszych. Zdążył przebiec przed ciężarówką, ale nie zauważył innego autobusu, który nadjeżdżał z przeciwnej strony.  

Kierowca tego pojazdu chcąc uratować bezmyślnego pieszego, rozpoczął nagłe hamowanie. Skutek był podobny, jak w poprzednim opisywanym wypadku. Tym razem przewróciło się aż siedmiu pasażerów, a jeden z nich, 40-letni mężczyzna doznał urazu głowy i złamania kości udowej. Ponadto wywróceniu uległ wózek z niemowlęciem, lecz na szczęście dziecku nic się nie stało. Pozostałych sześciu pasażerów też musiało udać się do szpitala.

Pieszy mimo awaryjnego hamowania został uderzony przez autobus i odniósł bardzo poważne obrażenia ciała.

Nikt się nie utrzyma

W autobusach miejskich pasażerowie nie mają pasów bezpieczeństwa, a co gorsza wielu z nich podróżuje w pozycji stojącej.  Jedynym ich zabezpieczeniem jest trzymanie się uchwytów. Podczas gwałtownego hamowania powstaje jednak bardzo duże opóźnienie, które sprawia, że nawet młody i silny człowiek nie jest w stanie utrzymać się i leci do przodu.

Zrobiłem właśnie taki eksperyment. Pośrodku autobusu Ikarus stał 28-letni mężczyzna, trenujący regularnie sporty siłowe. Ja rozpędzałem ten autobus do prędkości 50 km/h, po czym bardzo gwałtownie hamowałem.  Oczywiście przeprowadzaliśmy te próby na wyłączonym z ruchu odcinku drogi. W przypadku trzymania się  obiema rękami pionowych rur we wnętrzu autobusu nasz badany zdołał utrzymać się i  uniknął rzucenia na podłogę pojazdu. Gdy jednak trzymał się tylko jedną ręką (jak to zwykle czynią pasażerowie), siła bezwładności była tak wielka, iż poleciał do przodu i zatrzymał się dopiero na kabinie kierowcy. Na wszelki wypadek ułożyliśmy tam materace i poduszki.

Przypominam jednak, że był to zdrowy, silny mężczyzna. Czy można zatem dziwić się, że przewracają się starsi pasażerowie, którzy nie są w stanie tak mocno trzymać się uchwytów? Poza tym nasz badany wiedział, że nastąpi gwałtowne hamowanie.  Pasażerowie zazwyczaj w ogóle się tego nie spodziewają, nie obserwują sytuacji na drodze. 

Podczas gwałtownego hamowania autobus bardzo szybko zaczyna wytracać prędkość. Stojący pasażer  ma jednak nadal tę samą prędkość, jaką autobus rozwijał przed hamowaniem. Człowiek ten nie jest poddawany żadnemu praktycznie "hamowaniu", jeśli nie liczyć siły, z jaką trzyma się uchwytu. Autobus w czasie 2 sekund wytraca prędkość z 50 km/h do 10 km/h, a człowiek porusza się nadal z prędkością początkową. Siła, która rzuca pasażera na podłogę autobusu, jest więc ogromna.

Hamować czy walić?

Kiedy ja odbywałem kurs kierowania autobusami, pewna pani też zajechała mi drogę jakimś małym autkiem. Odruchowo "depnąłem" z całej siły w pedał hamulca, a autobus stanął jak wryty. Byłem bardzo zadowolony z siebie, bo uniknąłem zderzenia. A instruktor powiedział mi na to: "Czy wiesz, że gdybyś jechał z pasażerami, to miałbyś teraz kilkunastu ludzi poprzewracanych na podłogę?"

No właśnie, to jest dylemat kierowców autobusów miejskich. Każde silne hamowanie grozi pasażerom poważnymi urazami. Często bywa tak, że jakiś pozbawiony wyobraźni kierowca zmusza autobus do awaryjnego hamowania, ludzie wewnątrz pojazdu przewracają się i doznają obrażeń, a sprawca tego zdarzenia, jeśli nie dojdzie do kolizji, odjeżdża sobie spokojnie. Pewnie w jego ograniczonym umyśle nawet mu nie zaświta, że spowodował wypadek!

Wielu doświadczonych kierowców autobusów wyznaje teorię, że czasem lepiej jest "przywalić" w inne auto, niż poprzewracać wiezionych ludzi. To niestety prawda, przynajmniej sprawca wówczas nam nie ucieknie, a poszkodowanych będzie mniej.

Proszę, pamiętajcie, szanowni kierowcy osobówek, że wy siedzicie w swoich autach zapięci pasami, podczas gdy wielu pasażerów w autobusie stoi. To jest w razie gwałtownego hamowania ogromna różnica. A jeśli mi nie wierzycie, to ja chętnie przewiozę was tym ikarusem w pozycji stojącej. I gdy zahamuję, to będziecie latać w jego wnętrzu jak piłka pingpongowa.

Polski kierowca    


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy