Volvo S60 - czy bez diesli sobie poradzi?

Volvo kontynuuje swoją rozpoczętą przed kilku laty wielką ofensywę. Najnowszym orężem szwedzkiej marki w jej batalii z mocną niemiecką i japońską konkurencją, jest sedan klasy średniej - S60. W Europie pojawi się on dopiero w połowie przyszłego roku, dlatego aby już teraz bliżej mu się przyjrzeć, polecieliśmy do Kalifornii.

Jak się domyślamy, o takim właśnie umiejscowieniu międzynarodowej prezentacji dla dziennikarzy zdecydowały dwa powody. Po pierwsze, S60 jest pierwszym modelem Volvo produkowanym w Stanach Zjednoczonych. Po drugie, samochody z trójbryłowym nadwoziem, w Europie wyraźnie ustępujące pola SUV-om i kombi, wciąż cieszą się dużą popularnością w obu Amerykach i Azji, a zwłaszcza w Chinach, gdzie będzie trafiać znaczna część pojazdów opuszczających fabrykę w miejscowości Ridgeville, położonej w Południowej Karolinie, niedaleko Charleston.

Reklama

Jest ósma rano czasu lokalnego, gdy, zmagając się z niedogodnościami tzw. jet lagu, pojawiamy się na parkingu przy hotelu Shutters on the beach w Santa Monica. Czeka już tu na nas rząd lśniących czerwonym lakierem samochodów. Byłoby przesadą twierdzić, że na ich widok oniemieliśmy z zachwytu. Nowe S60 reprezentuje styl, który zwykło się określać jako "stonowaną elegancję". Z wyglądu przypomina inne współczesne Volvo, co zresztą należy odczytywać jako zdecydowaną rekomendację, nie krytykę. Jest dobrze, aczkolwiek bez ekstrawagancji. Zgodnie z oczekiwaniami i gustami nabywców tego rodzaju aut.

Niczym nie zaskakuje również wnętrze samochodu. Zwłaszcza kogoś, kto miał już do czynienia z innymi Volvo nowej generacji. Choćby z kombi V60, do którego S60 jest w tym względzie bliźniaczo podobne. W zasadzie - identyczne. Cyfrowy kokpit, pionowo ułożony centralny ekran dotykowy, tak samo zorientowane wloty powietrza, inspirowane szwedzkimi kryształami pokrętła na środkowej konsoli, z których jedno służy do włączania i wyłączania silnika, a drugie do zmiany trybów jazdy... Żadnych imitacji: skóra, która jest skórą i metal, będący autentycznym metalem. Wysokiej jakości tworzywa sztuczne, dokładny montaż. No cóż, przynależność do segmentu premium zobowiązuje.

W wygodnym fotelu nawet wysoki kierowca znajdzie dla siebie odpowiednią pozycję. Miejsca nie brakuje również w drugim rzędzie siedzeń, choć tu życie pasażerom utrudnia wysoki tunel środkowy. I jeszcze dwa słowa o bagażniku: jest foremny, z zawiasami nie wnikającymi do jego wnętrza, ładnie wykończony, chociaż rzecz jasna nie tak pojemny i funkcjonalny, jak kufer V60.

Uważnie obserwując wskazania nawigacji i znaki drogowe, tak odmienne od europejskich, wyjeżdżamy z parkingu, kierując się na północny zachód. Staramy się przestrzegać limitu prędkości, który na tym odcinku wynosi 55-65 mil na godzinę. Szybko jednak zauważmy, że wielu kierowców lekceważy te ograniczenia, przez co wciąż jesteśmy wyprzedzani przez inne samochody. Spomiędzy zabudowań przeziera błękit oceanu. Na tle bezchmurnego, kalifornijskiego nieba odcinają się sylwetki strzelistych palm. Przejeżdżamy przez Malibu, enklawę bogaczy. W oddali majaczą ich ukryte w zieleni rezydencje. Jest ciepło - termometr wskazuje 75 stopni Fahrenheita. Wzrok mimowolnie przykuwają spotykane na drodze pojazdy, wśród których nie brakuje aut egzotycznych marek i fantastycznie utrzymanych klasyków. Liczymy mijane elektryczne Tesle, lecz doszedłszy po pół godzinie do 50 dajemy sobie spokój. W sytuacji, gdy tak trudno się skoncentrować na obserwowaniu drogi i prowadzeniu samochodu, bardzo przydaje się sprawnie funkcjonujący adaptacyjny tempomat.

Po kilkunastu milach opuszczamy Pacific Coast Highway, skręcając na malowniczą, wijącą się wśród gór drogę stanową. Osadzone na nowej płycie podłogowej SPA, wyposażone w napęd AWD i zaawansowane zawieszenie S60 T6 idealnie wpasowuje się w ciasne zakręty. Dwulitrowy, wspomagany turbosprężarką i kompresorem silnik o mocy 310 KM stanowi absolutnie wystarczające źródło napędu. Auto jest dynamiczne, według danych katalogowych potrafi rozpędzić się do 250 km/h. a setkę osiąga po niespełna sześciu sekundach od startu, ale daje się wyczuć, że konstruktorzy tego modelu Volvo przede wszystkim starali się zadbać o spokój, komfort i bezpieczeństwo podróżnych. Zdaniem młodszych kolegów szwedzki sedan jest wręcz zanadto ugrzeczniony i nie daje kierowcy zbyt wielkiej przyjemności z jazdy. Starsi nie narzekali. A jeżeli już, to na lewe boczne lusterko, z nieznanych powodów zanadto powiększające obraz, a więc także obszar martwego pola.

Stosowne tablice informują, że na remontowanych odcinkach drogi stawki mandatów za popełniane tu wykroczenia są podwajane. W paru miejscach, prawdopodobnie w pobliżu szkół, spotykamy znaki z symbolem oznaczającym dzieci i ograniczeniem prędkości do 25 mil na godzinę. Umieszczony przy nich napis precyzuje, że wspomniane ograniczenie obowiązuje jednak tylko wtedy, gdy "dzieci są obecne". Hm... jak to rozumieć?

Obserwując podobne osobliwości dojeżdżamy do malowniczo położonej winnicy Old Creek Ranch Winery. Po krótkiej przerwie na lunch przesiadamy się z czerwonego T6 do czarnego T8 Twin Engine Polestar Engineered. "Twin Engine" sygnalizuje, że jest to hybryda (typu plug-in, czyli z możliwością doładowywania akumulatora z zewnątrz), a "Polestar Engineered" wskazuje, iż w konstruowaniu tego pojazdu uczestniczyli inżynierowie z Polestar; oddziału, zajmującego się podrasowywaniem samochodów Volvo, który ostatnio wybił się na samodzielną, odrębną markę.

Zewnętrznymi wyróżnikami hybrydowego S60 są "złote" zaciski sześciotłoczkowych hamulców Brembo i takiegoż koloru kapturki wentyli. Wewnętrznymi - "złote" pasy bezpieczeństwa i nieco inaczej ukształtowana środkowa konsola. Gospodarze zwracali też uwagę na amortyzatory o zmiennej sile tłumienia (22 różne nastawy).

Silnik spalinowy (318 KM) napędza koła przednie, a elektryczny (87 KM) - tylne. Potężna moc takiego zestawu i dostępny od samego dołu gigantyczny moment obrotowy (670 Nm) sugerują nadzwyczajne możliwości hybrydowego Volvo. Rzeczywiście imponuje on osiągami i zachowaniem na drodze (obecność ważącej ponad 200 kg baterii wydatnie obniża środek ciężkości), lecz - i tu musimy zgodzić się z dziennikarską "młodzieżą" - brakuje mu sportowego ducha. Choćby w brzmieniu silnika. Zamiast ekscytacji - bliska doskonałości poprawność.

W drodze powrotnej z hotelu na lotnisko wymienialiśmy uwagi na temat nowych Volvo z wiozącym nas amerykańskim kierowcą. Jak się okazało - weteranem Marines, snajperem, mającym za sobą służbę podczas wojny w Wietnamie. Chwalił on design szwedzkich samochodów, wystrój wnętrza, ganił hamulce, które według niego są "spongy", czyli gąbczaste. Rzeczywiście działają trochę nieprzewidywalnie, w początkowej fazie niemrawo, a potem zbyt gwałtownie. Z drugiej strony facetowi z taką przeszłością chyba wszystko w zwykłym, cywilnym życiu musi wydawać się "gąbczaste"...

Nowe S60 zastąpi produkowany od ośmiu lat, więc lekko już podstarzały, spokrewniony z Fordem Mondeo model oznaczony takim samym symbolem. Będzie dostępne w Polsce wyłącznie z czterocylindrowymi silnikami benzynowymi, w wersjach T5 250 KM FWD i T6 310 KM AWD oraz z napędem hybrydowym T8 Twin Engine (303 KM + 87 KM) i wspomnianym T8 Twin Engine Polestar Engineered. Ceny? Na poziomie Audi A4, co jasno pokazuje, z kim szwedzka nowość chce konkurować. Czy bez diesla w ofercie da sobie radę? Zobaczymy...   

AR




INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama