Lexus IS 250 F-Sport . Wiele powodów do radości

Szybki, luksusowy i elegancki. Dokładnie tymi przymiotnikami należy opisać Lexusa IS 250 F-Sport. Samochód sprostał zamierzeniom swoich twórców, sprosta również, o czym jestem przekonana, oczekiwaniom klientów. Dla mnie jest po prostu idealny.

Niezwykle miękka, stonowana ciemnoczerwona skóra pokrywająca elementy drzwi i najwygodniejsze, w jakich dotąd siedziałam, kubełkowe fotele wyśmienicie otulające plecy. Elektrycznie ustawiane fotele kierowcy i pasażera, nisko osadzone w stosunku do panelu środkowego i przez to nadające wnętrzu auta bardzo sportowego charakteru. Wzbudzająca moją ciekawość ogromna liczba świecących przycisków. Rzadko mam okazję zasiadać w tak ekskluzywnym, jak również nowoczesnym kokpicie samochodu

Podzielona na partie deska rozdzielcza zwraca uwagę wyraźnym oddzieleniem daszka zegarów, pod którym umiejscowiono w pełni cyfrowy i animowany blat z ruchomą tarczą, niczym w sportowym modelu LFA. Bardzo fajny bajer. Do tego piętnastogłośnikowe car-audio firmy Mark Levinson - jak dla mnie element bardzo ważny w wyposażeniu samochodu, głównie z uwagi na moje audiofilskie skłonności.

Reklama

Dawno już samo wyposażenie auta nie dało mi tak wiele powodów do radości. Uwielbiam eksplorować różne jego funkcje metodą prób i błędów. Jeśli udaje mi się dowiedzieć czegoś nowego, oznacza to, że obsługa samochodu jest bardzo intuicyjna. W ten sposób odkryłam, między innymi, funkcję zapamiętywania ustawień fotela i kierownicy.  Dużą radość sprawiło mi wciśnięcie jednego z czterech wbudowanych na drzwiach od strony kierowcy przycisku, który automatycznie ustawił mój fotel i kierownicę w pozycji, z jakiej korzystał poprzedni użytkownik pojazdu. A ponieważ jest to naprawdę duży facet, wrażenia też były duże. Nie ukrywam, że kilka razy pobawiłam się tym przyciskiem. Czułam się niczym dziecko pozostawione w kokpicie statku kosmicznego. Nowy IS 250 F-Sport ma jeszcze kilka takich niespodzianek.  

Sedanów generalnie nie lubię, ale ten jest wyjątkowy. Tak, z zewnątrz Lexus wygląda zniewalająco. Drapieżna sylwetka z ostro zarysowanymi liniami, podzielone na dwie części przednie reflektory, w których światła LED do jazdy dziennej przypominają kształt litery L - to wszystko znamionuje, że luksusowemu F-Sport nie brakuje ognistego temperamentu.

Tym samochodem zawsze wystartujesz pierwszy po zmianie świateł na zielone. I wcale nie dlatego, że dysponujesz umiejętnościami ruszania na "speedzie", a twój wóz do setki rozpędza się w 3 sekundy. Prawdziwy powód? Już sam wygląd Lexusa sprawia, że inni kierowcy się na niego zwyczajnie... zagapią.

Osiągnięcie w krótkim czasie owej "setki" zabiera mu chwilkę, bo - dla jednych aż, dla innych tylko - 8,1 sekundy. Oczywiście już wyobrażam sobie te wszystkie komentarze, że czym tu się zachwycać, skoro samochód ma jedynie 207 koni mechanicznych przy 2,5-litrowym, sześciocylindrowym silniku z 6-biegową automatyczną skrzynią. Uważam jednak, że osoba, która nie miała możliwości sprawdzenia osiągów nowego Lexusa, nie powinna poddawać ich ocenie. Zresztą na polskich drogach nawet 500 KM wcale nie gwarantuje większej satysfakcji z jazdy, a wręcz większą frustrację, że nie ma się możliwości z tej mocy skorzystać. 

Po dłuższej jeździe okazuje się, że sztywne zawieszenie, dzięki któremu koła znakomicie przywierają do nawierzchni oraz bardzo reaktywny układ kierowniczy, pozwalający precyzyjnie utrzymywać tor jazdy - to najbardziej sportowe cechy nowego IS 250 w wersji F-Sport. Szczególnie, gdy przełączymy się na tryb SPORT. Dźwięk silnika przy wyższych obrotach doprowadza ośrodki słuchu do prawdziwej ekstazy.   

Uwielbiam japońskie samochody, więc nie jestem być może w stu procentach obiektywna. Odpowiadają mi pod każdym względem, przede wszystkim dlatego, że są dopracowane w każdym detalu. Tak też jest w przypadku IS 250 F-Sport. W tym samochodzie nie ma nic, co chciałabym zmienić. Może jedynie zgłosiłabym do poprawki sposób obsługiwania multimediów. Posługiwanie się dżojstikiem umieszczonym na panelu środkowym niby nie jest problematyczne, a jednak trochę utrudnia sprawę. Zdecydowanie szybsza i prostsza jest przecież obsługa ekranu dotykowego. Trochę tego Japończycy nie przemyśleli. Jest to jednak jedyny minus tego ich cudeńka.   

Szkoda, że takie emocje mogłam przeżywać raptem kilka dni. Ale i tak trudno mi było przesiąść się ponownie do swojej starej, choć zawsze japońskiej, poczciwej Mazdy 3.

Magdalena Tyrała

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy