Obowiązkowe ograniczniki prędkości. Jak będą działały?

Już za dwa lata każdy nowy samochód sprzedawany na terenie Unii Europejskiej będzie musiał być wyposażony w urządzenie, które określić można mianem "ogranicznika prędkości". Przepisy obligujące producentów do montażu takiego wyposażenia to wynik wieloletnich starań ETSC czyli Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu.

European Transport Safety Council (ETSC), to organizacja non profit z siedzibą w Brukseli. W wyniku jej starań, jeszcze w ubiegłym roku, pojawiło się unijne rozporządzenie, w myśl którego - od stycznia 2022 roku - większość nowych pojazdów (auta osobowe, dostawcze, ciężarowe i autobusy) ma być wyposażona w system ISA (Inteligent Speed Assist) czyli coś w rodzaju "aktywnego ogranicznika prędkości". Jak to działa?

Raporty ETSC sugerują, że - w skali całej Unii Europejskiej - ograniczenia prędkości w terenie niezabudowanym łamie 35 procent kierowców, a w terenie zabudowanym - połowa. Eksperci Rady nie są zgodni, czy to wynik roztargnienia czy świadoma decyzja kierujących, więc przyjęty przez unijnych urzędników pomysł polega na tym, by nowe auta same przypominały im o obowiązującym na danym odcinku limicie.

Reklama

Obecnie wiele samochodów oferowanych w salonach ma na pokładzie system rozpoznawania znaków drogowych informujących kierowcę o danym ograniczeniu. ISA ma funkcjonować inaczej. Wprawdzie nie będzie on fizycznie ograniczał prędkości maksymalnej, ale - najprawdopodobniej - działanie systemu polegać będzie na ograniczaniu osiągów po osiągnięciu limitu obowiązującego na danym odcinku. Za informacje o ograniczeniu odpowiadać mają systemy lokalizacji GPS i - właśnie - rozpoznawania znaków drogowych.

Słowa "najprawdopodobniej" używamy nieprzypadkowo. Najnowsze wytyczne ETSC dla producentów mają bowiem jedynie formę... zaleceń. Kilka miesięcy temu, badania nad funkcjonowaniem ISA zlecono naukowcom z University of Leeds. W oparciu o doświadczenia trzydziestu testerów (po 15 kierowców płci męskiej i żeńskiej) zespół pod kierownictwem profesora Olivera Carstena przygotował raport dotyczący skuteczności poszczególnych pomysłów. Sprawdzano m.in. różnego rodzaju "piszczałki", informacje graficzne czy wibrujący pedał przyspieszenia. Wnioski?

Za najmniej skuteczną - i zarazem najbardziej irytującą kierujących - formę "ostrzegania" przed przekroczeniem prędkości uznano wszelkiej maści powiadomienia dźwiękowe oraz - właśnie - wibrujący pedał przyspieszenia. W obu przypadkach chodziło jednak o ich "wyłączne" zastosowanie. Najwięcej pochlebnych opinii ze strony testujących zebrał system polegający na ograniczeniu osiągów po osiągnięciu danego limitu prędkości. Również w tym przypadku chodziło o "aktywny" pedał przyspieszenia, który stawiać miał większy opór po osiągnięciu danego limitu.



Grupa badaczy uznała, że właśnie takie rozwiązanie powinno być najłatwiejsze do zaakceptowania przez kierowców. Mówiąc prościej - chcąc złamać ograniczenie prędkości trzeba będzie zdecydowanie mocniej wcisnąć pedał gazu, co w praktyce uniemożliwi nieświadome łamanie przepisów.

Wciąż nie jest pewne, w jaki sposób system ISA współpracować będzie np. z adaptacyjnym tempomatem, który w wielu przypadkach działa w zdecydowanie szerszym zakresie prędkości, niż dopuszczają to lokalne przepisy o ruchu drogowym.

Dla zmotoryzowanych oznacza to, że jesteśmy już tylko o krok od fizycznego ograniczenie prędkości i - zapowiadanych od lat - "czarnych skrzynek" rejestrujących parametry jazdy. Już dziś - w ramach usługi e-call - z systemów lokalizacji korzystają wszystkie nowe samochody w Unii Europejskiej. Jest tylko kwestią czasu, gdy np. ubezpieczyciele będą chcieli zdobyć informacje z tego typu urządzeń, by -  w razie przekroczenia prędkości - zdjąć z siebie kwestię finansowej odpowiedzialności za zdarzenia drogowe...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy