Drogowe pułapki na kierowców

Uwaga! W takich sytuacjach bardzo łatwo o stłuczkę lub otrzymanie mandatu.

Rolą drogowców jest m.in. takie projektowanie dróg i ustawianie znaków, aby kierowcy, nawet bez nadzoru policji, stosowali się do przepisów. Co więcej, ulice powinny być tak oznakowane i zbudowane, aby kierowca miał jak najmniejszą możliwość popełnienia błędu, a nawet by zniechęcały go do łamania przepisów. Tyle teorii. W praktyce bywa różnie. Niestety, często spece od dróg wręcz zachęcają czy nawet zmuszają do łamania prawa na drodze niefrasobliwie, projektując np. skrzyżowania czy zapominając o ustawieniu znaku, który ułatwiłby kierowcy podjęcie właściwej decyzji. Przykładem może być stosowanie przejść dla pieszych w strefie zamieszkania, mimo że te są kompletnie zbędnie, ponieważ pieszy ma tam zawsze pierwszeństwo. Tymczasem ustawienie znaków powoduje, że kierowca widząc pieszego na pasach, przepuści go. Jednak już za nimi, zrobi to niezbyt chętnie, mimo że w strefie zamieszkania zawsze ma taki obowiązek. Pokazujemy kilka często spotykanych sytuacji, w których trzeba uważać, aby nie naruszyć przepisów ponieważ spece od dróg przygotowali pułapkę, w którą łatwo wpaść.

Reklama

Brak miejsca na rondzie

Pojazd na lewym pasie, przejeżdżając przez rondo musi wjechać na wysepkę.

Przed wjazdem na rondo znajdują się dwa pasy ruchu, na samym rondzie mieści się już tylko jeden pojazd. Jeśli na skrzyżowanie o ruchu okrężnym wjadą dwa pojazdy, może dojść do kolizji. Zwykle winnym będzie ten jadący z lewej strony.

Brak możliwości zawracania

Kierowca, który chce zawrócić, musi skręcić w lewo, a następnie zawrócić i dopiero skręcić w drogę, na której chciał zawrócić.

Najczęściej sygnalizatory kierunkowe pozwala jedynie na skręt w lewo (tak jak na zdjęciu) bez możliwości wykonania manewru zawracania. W tym samym czasie auta z lewej strony mogą skręcać bezkolizyjnie w prawo. Jednak zdarza się, że auta z lewej strony nie jadą, ponieważ mają czerwony sygnał. Wiedząc o tym kierowcy nie tylko skręcają w lewo, ale i zawracają, łamiąc prawo. W przypadku tak ustawionej sygnalizacji nie ma powodu, aby nie pozwolić legalnie zawracać podczas zielonego sygnału.

Zbyt mało miejsca na zmianę pasa

Zmieniając pas ruchu nie można najeżdżać na linię ciągłą oraz jej przecinać. Niestety, czasem linia przerywana jest zbyt krótka, aby prawidłowo i zgodnie z prawem wykonać manewr.

Chcąc zmienić pas ruchu, a dokładnie skręcić w prawo, kierowca musi wykazać się refleksem, aby nie najechać na linię ciągłą.

Niepotrzebna tabliczka

Tabliczki pod znakami mają w prosty i oczywisty sposób przekazywać kierowcom informację. W praktyce mogą wprowadzać w błąd.

Znak "zakaz zatrzymywania" obowiązuje na drodze oraz poboczu i chodniku. Jeśli istnieje taka możliwość, pod znakiem stosuje się tabliczkę, np. nie dotyczy pobocza. W tym przypadku drogowcy zastosowali tabliczkę ostrzegającą, że znak stosuje się także na chodniku. Kierowca może błędnie pomyśleć, że w przypadku innego znaku bez tabliczki będzie mógł bezkarnie parkować po zjechaniu z asfaltu.

Czerwona fala

Sygnalizacja świetlna powinna zmuszać kierowców do poruszania się zgodnie z przepisami. Czasem jednak zachęca do zbyt szybkiej jazdy.

Sygnalizacja świetlna doskonale sprawdza się w regulowaniu ruchu aut, ale także przy spowalnianiu kierowców, którzy lubią mocno naciskać na gaz. Sposób jest prosty - jeśli jedziesz szybciej niż 50 km/h, na następnym skrzyżowaniu czeka na ciebie "czerwone". Jest jednak wiele miast, gdzie trzeba jechać przynajmniej 80 km/h, aby nie załapać się na "czerwoną falę". Ci, którzy jadą przepisowo, muszą czekać na zielone przed każdym sygnalizatorem. Z czasem nauczą się, że nie warto.

Skrzyżowanie bez znaków

Pierwszeństwo przejazdu zwykle regulują znaki, ale nie zawsze.

Drogi wewnętrzne powinny być oznakowane. Takich oznakowań niestety brak. Efekt? Kierowca widzący pojazd z lewej strony uznaje, że ma pierwszeństwo. Może się jednak okazać, że tak nie jest, ponieważ wyjeżdża z drogi wewnętrznej i powinien ustąpić pierwszeństwa.

Zbędne przejście dla pieszych

W takiej sytuacji kierowca przepuści pieszych tylko na pasach, co jest błędem.

W strefie zamieszkania pieszy zawsze ma pierwszeństwo. Znaków informujących o przejściu dla pieszych nie powinno się stosować. Powód? Kierowca może nie pamiętać, że w strefie to on jest "intruzem" na drodze, a nie pieszy idący np. środkiem ulicy.

Wykluczające się oznakowania

Wielokrotnie zdarza się, że drogowcy zmieniają organizację ruchu, zapominając o usunięciu lub przekreśleniu dotychczasowych znaków.

Kierowcy w sytuacji pokazanej na zdjęciu mają prawo nie wiedzieć, jak się zachować podczas skrętu w lewo, co może być przyczyną stłuczki.

Brak ostrzeżenia o zwężeniu

W miejscu, gdzie występuje zwężenie drogi, zwykle znajduje się odpowiedni znak. Niestety, czasem drogowcy zapominają poinformować o zagrożeniu.

Jeśli pas ruchu nagle zwęża się za skrzyżowaniem i robi się na nim miejsce tylko dla jednego pojazdu (wcześniej było miejsce dla dwóch), to według przepisów samochód jadący z prawej strony ma pierwszeństwo. Niestety, kierowcy często zapominają o tej zasadzie i - zwłaszcza gdy zwężenie jest z prawej strony - dochodzi do stłuczek. Co prawda jest to wina słabej znajomości przepisów, ale drogowcy mogliby ułatwić życie kierowcom budując drogę lub później malując na niej pasy ruchu tak, aby nie dochodziło do kolizji.


Tekst: Sebastian Sulowski, zdjęcia: Andrzej Bieńkowski, archiwum

Skrzyżowanie z poplątaniem - PRZEPISY

Drogowa strefa zamieszania - RUCH DROGOWY

Motor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy