Audi SQ7 TDI – rodzinny odrzutowiec na ropę

Silnik Diesla i sportowe emocje – to dobry przykład motoryzacyjnego antonimu. Audi jednak uważa, że takie połączenie całkiem nieźle się sprawdza w SUVach (które same w sobie również ze sportem się nie kojarzą). Co ciekawe jednak, ma w tym sporo racji!

Zastanówmy się przez chwilę nad tym, co w samochodzie odpowiada za sportowe emocje. Oprócz oczywiście dobrego zachowania w zakrętach, ważny jest mocny silnik. Owa moc nie przekłada się jednak wprost proporcjonalnie na wrażenie "sportowości". Żwawo reagujący na gaz, wysokoobrotowy silnik benzynowy zapewni znacznie więcej frajdy od diesla, który imponujący "ciąg" ma tylko w wąskim przedziale obrotów. Nawet jeśli "ropniak" na papierze jest szybszy.

Audi postanowiło jednak stworzyć usportowionego SUVa z dieslem pod maską - tak powstało SQ5 TDI. W wersji plus model ten oferuje 340 KM i 700 Nm krzesanych z 3-litrowego TDI. Sporo, co przekłada się na naprawdę niezłe przyspieszenie - pierwszą "setkę" zobaczymy już po 5,1 s. Co więcej, silnik ten zupełnie nie ma charakterystyki typowego diesla - bardzo żwawo kręci się od wolnych obrotów, aż po czerwone pole, które zaczyna się od 5000 obr./min. Wydaje przy tym odgłosy niczym... benzynowe V8!

Reklama

Nic więc dziwnego, że kiedy Audi ogłosiło, że stworzy model SQ7 TDI, nikt nie miał wątpliwości czy samochód ten będzie można nazwać "sportowym". Szczególnie, że Niemcy podeszli do sprawy naprawdę poważnie i postanowili wykorzystać po raz pierwszy rozwiązanie, będące dotychczas znane jedynie z prototypów - elektryczny kompresor.

Jednym z problemów silników doładowanych jest zauważalne opóźnienie i brak natychmiastowej reakcji na dodanie gazu. Wynika to oczywiście z uwarunkowań technicznych takiego rozwiązania - większa ilość spalin musi najpierw mocniej rozkręcić wirnik turbiny, żeby ta wtłoczyła więcej powietrza do cylindrów. Sposobem na obejście tego problemu jest kompresor, czyli sprężarka napędzana mechanicznie. Audi jednak stworzyło taką, zasilaną prądem. Rozwiązanie to wymaga zastosowania 48-voltowej instalacji elektrycznej, a także akumulatorów, które zgromadzą energię potrzebną do zasilania kompresora. Dzięki temu, silnik reaguje w ułamku sekundy (Audi chwali się, że w ciągu 250 milisekund kompresor osiąga 70 tys. obr./min), zanim jeszcze tradycyjne turbiny odpowiednio się rozkręcą.

Tyle teorii - jak to wygląda w praktyce? Pod maską SQ7 TDI pracuje 4-litrowa jednostka V8, rozwijająca 435 KM, dostępnych w przedziale 3750-5000 obr./min. Z kolei maksymalny moment obrotowy to 900 Nm, który jest do naszej dyspozycji od 1000 obr./min (!) do 3250 obr./min. Innymi słowy - mamy do dyspozycji nieprzerwany ciąg - od wolnych obrotów do odcięcia. Nie dziwi zatem, że choć SQ7 TDI to 5-metrowy SUV ważący 2345 kg, rozpędza się do 100 km/h w 4,8 s.

Tak jak i w przypadku mniejszego SQ5, tak i tutaj wrażenia z jazdy odpowiadają raczej tym, typowym dla mocnych jednostek benzynowych, niż wysokoprężnych. Tylko bardziej. Dzięki elektrycznemu kompresorowi każde muśnięcie gazu powoduje błyskawiczną reakcję, a mocniejszy ruch prawą stopą powoduje uderzanie głowami o zagłówki przez pasażerów.

Audi SQ7 TDI ma bez wątpienie zacięcie sportowe, ale największe wrażenie robi, kiedy znajdziemy długi i pusty fragment drogi. Niesamowita lekkość, z jaką ten wielki SUV nabiera prędkości, jest doprawdy niesamowita. Wciśnięcie gazu w podłogę potrafi wywołać uczucie odrealnienia - kiedy odurzeni przeciążeniami nie zdajemy sobie sprawy jak dużą prędkością podróżujemy, dosłownie po 2-3 sekundach przyspieszania.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że SQ7 jest jedynie mistrzem prostej. O pewne prowadzenie dba pneumatyczne, sportowe zawieszenie z możliwością regulacji prześwitu oraz stały napęd na wszystkie koła, faworyzujący tylną oś.

Za dopłatą dostępny jest również sportowy mechanizm różnicowy, skrętna tylna oś (poprawia zarówno prowadzenie, jak i zwrotność auta) oraz "zawieszenie z aktywną elektromechaniczną stabilizacją przechyłu pojazdu". Ostatni element jest kolejną nowością, dostępną dzięki 48-voltowej instalacji elektrycznej. Rozwiązanie to składa się z dwóch silników elektrycznych, które mogą łączyć i rozdzielać rury przedniego i tylnego stabilizatora. Poprawia to komfort podczas spokojnej jazdy oraz prowadzenie (poprzez niemal całkowite eliminowanie przechyłów nadwozia), kiedy poruszamy się szybko. Jest tylko jedno auto, w którym zastosowano takie rozwiązanie, oprócz SQ7 - Bentley Bentayga.

Wszystkie powyższe elementy składają się na wyjątkowe wrażenia z jazdy SUVem Audi, również po zakrętach. Samochód zdaje się wręcz naginać zasady fizyki i sprawiać wrażenie, że jedziemy sportowym sedanem, a nie wielką pseudoterenówką. Kto chce, do kompletu może dokupić jeszcze hamulce ceramiczne kosztujące, bagatela, 47 480 zł.

Kiedy już opadną pierwsze emocje z jazdy tym autem, albo zwyczajnie trafimy na gęsty ruch, przychodzi czas na zrelaksowanie się. SQ7 ujawnia wtedy swoją drugą naturę - wyjątkowo komfortowego, rodzinnego SUVa. Zawieszenie w tryb komfortowy, podobnie jak układ kierowniczy oraz wydech (który i tak wydaje odgłosy, przypominające klasyczne, amerykańskie V-ósemki) i już możemy poczuć się jak w luksusowej limuzynie.

To na ile "luksusowo" będzie, zależy po części od naszej rozrzutności podczas konfigurowania swojego egzemplarza. Świetne fotele (sportowe lub konturowe) z masażem i wentylacją, pełne skórzane wykończenie wnętrza (niestety nieobecne w testowanym egzemplarzu), świetne nagłośnienie Bose (19 głośników) lub Bang & Olufsen (23 głośniki) - możliwości jest naprawdę dużo.

Nie sposób nie wspomnieć również o bardzo przestronnym wnętrzu i przepastnym bagażniku (805 l w wersji 5-osobowej). To nadal przecież wielki SUV. Możemy do niego dokupić dwa tablety dla pasażerów z tyłu (połączone z fabrycznym systemem MMI) i wykorzystać jako idealny pojazd na daleką, rodzinną wyprawę. Która wcale nie będzie kosztowała nas kroci - wszak pod maską pracuje silnik wysokoprężny. Spalanie w trasie poniżej 9 l/100 km jest jak najbardziej realne.

A czy udało nam się znaleźć jakieś wady Audi SQ7 TDI? Naprawdę trudno coś znaleźć - może tworzywa, z których wykonano deskę rozdzielczą mogłyby być nieco lepszej jakości. Modele z Ingolstadt chwalone są zawsze na tym polu, ale akurat w przypadku Q7 można, zważywszy na cenę, oczekiwać czegoś więcej. Takie rzeczy, jak zupełnie twarde plastiki w dolnej części deski, trochę nie przystoją.

Nie każdemu również odpowiadać będzie fakt, że sportowa wersja Q7 ma silnik wysokoprężny pod maską. Diesle nie lubią jazdy po mieście i na krótkich dystansach, a przecież wielu kierowców właśnie tak użytkuje swoje auta. Trudno też nie zauważyć, że SQ7 wygląda właściwie tak samo, jak inne "Q-siódemki". Szczególnie testowany, polakierowany na czarno egzemplarz w ogóle nie wyróżniał się na drodze, a jedynym elementem, który zdradzał, że mamy do czynienia z wersją usportowioną, były, poza znaczkami "SQ7" oraz "V8T", cztery końcówki wydechu. Oraz srebrne lusterka, jeśli zwracacie uwagę na takie szczegóły i wiecie, że to charakteryzuje mocne wersje modeli Audi. Trochę zbyt skromnie.

Prawdę mówiąc próbujemy przyczepić się czegoś na siłę, ponieważ nawet niemała cena, jaką trzeba za SQ7 TDI zapłacić, nie jest przesadzona. 427 900 zł trudno nazwać okazją, ale popatrzmy na tę kwotę w odpowiednim kontekście. BMW X5 M50d z 381-konnym dieslem (nieco mniejsze i wolniejsze do 100 km/h o 0,5 s) kosztuje 390 100 zł, natomiast taki sam rozmiarowo, ale napędzany 455-konnym silnikiem benzynowym Mercedes GLS 500 (również wolniejszy od SQ7 o 0,5 s), wyceniony jest na 485 065 zł!

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama