Partizan One - rosyjska terenówka dla żołnierzy

Karabin maszynowy Kałasznikow był prosty w budowie i niezawodny na polu walki, ale na początku się z niego śmiano. Czy nowy rosyjski samochód terenowy Partisan One, który dziś wzbudza uśmiech na twarzy, okaże się równie rewolucyjny?

Na pomysł do bólu prostego i pozbawionego elektroniki samochodu wpadał rosyjski inżynier i projektant samochodów dr Juri Postnikov. Zbudował auto, które jego zdaniem, będzie nie tylko niezawodne, ale i bardzo mobilne. Wszystko dzięki lekkiej i modułowej konstrukcji.

Pojazd w niczym nie przypomina "prawdziwych" samochodów terenowych. Daleko mu do amerykańskiego potężnego Humvee czy mocarnego Oshkosha. Bliżej do zabawkowego zestawu dla małych chłopców.

Mimo to, w zależności od potrzeb, Partisan One może być wyposażony w pancerne osłony, pakę ładunkową, specjalny uchwyt do montażu niewielkiego działka czy sprzęt radiolokacyjny. W standardowej wielkości to pięciodrzwiowy pojazd, umożliwiający transport czterech żołnierzy, nieprzekraczający 4,7 metrów długości.

Reklama

Pod maską znajduje się silnik Fiata o pojemności 2,8 l i mocy 150 KM. To jednak tylko propozycja, bo jak twierdzi Postnikov, jednostka napędowa może być zupełnie inna - słabsza lub mocniejsza, zamontowana wzdłużnie lub poprzecznie. Wszystko zależy od potrzeb i środków.

Partsisan One to jednak coś więcej, niż tylko samochód. W zamyśle twórcy to platforma, wspólna dla różnego rodzaju pojazdów wykorzystywanych w wojsku. Prosta konstrukcja pozwala na szybkie modyfikacje już na etapie produkcji. Elementy samochodu łączone są nitami i mogą być dowolnie wycinane laserowo. Co więcej, Partisan One może być dostarczony na drugi koniec świata w niewielkim kontenerze jako zestaw do samodzielnego montażu.

Takie podejście do pojazdów wojskowych, zdaniem Postnikova znacznie ogranicza koszty i przyspiesza budowę. Jest idealne dla małych armii na dorobku. Bo koszt Partisana to wydatek ok. 150 tys. zł. Jednak konia z rzędem temu, kto chciałby nim wybrać się w teren działań wojennych. I co z tego, że auto ma 100 lat gwarancji. W wojsku przecież i tak to nie ma znaczenia.

Jules

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama