Polskie drogi

Po wypadku autobusu. Kierowca pod wpływem narkotyków?!

​Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie wypadku autobusowego, do którego doszło w czwartek na Moście Grota-Roweckiego - poinformowała w piątek rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr.

Jak przekazała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie śledztwo dotyczy sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, której następstwem jest śmierć człowieka. "Jest to czyn zagrożony karą pozbawienia wolności do lat 12" - podkreśliła prokurator.

"Prokuratorzy wykonali wszelkie niezbędne czynności na miejscu zdarzenia - przeprowadzili oględziny autobusu, oględziny miejsca wypadku, zabezpieczone zostały nagrania z rejestratorów znajdujących się w autobusie, przesłuchano część świadków wypadku, zlecono badania toksykologiczne materiału pobranego od kierowcy" - tłumaczyła.

Wskazała, że kierowca autobusu został zatrzymany. "Obecnie przebywa w szpitalu" - podała.

"O kolejnych czynnościach i wynikających z nich ustaleniach, prokuratura będzie informować na bieżąco" - dodała.

Reklama

Tymczasem radio RMF donosi, że kierowca prowadził autobus pod wpływem narkotyków. Obecność amfetaminy potwierdziły zarówno badania moczu, jak i badania krwi kierowcy. Mężczyźnie od razu po wypadku pobrano mocz do badań i już tam były śladowe ilości amfetaminy. 

Kierowca podczas pierwszego przesłuchania policyjnego tłumaczył, że miał gorączkę i zażywał silne leki. Pobrano więc krew do badań i te wyniki też potwierdziły obecność narkotyków. 

Co więcej - jak ustalił reporter RMF FM - podczas oględzin wraku autobusu znaleziono woreczek z proszkiem. Znajdował się tuz obok miejsca kierowcy - dokładnie w pulpicie przed kierowcą. Po badaniach też okazało się, że to amfetamina. Najprawdopodobniej jeszcze dziś mężczyzna usłyszy zarzuty. 

W czwartek w Warszawie doszło do wypadku autobusu miejskiego, który przebił barierki i spadł z wiaduktu na trasie S8. Bilans wypadku to jedna ofiara śmiertelna oraz 17 poszkodowanych, w tym cztery osoby ciężko ranne. 

PAP/RMF/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama