Partyjne obiecanki cacanki dla nas, zmotoryzowanych
Okres kampanii wyborczej to czas, w którym politycy tańczą swój taniec godowy. Zabiegając o głosy przedstawicieli poszczególnych grup społecznych, składają im setki różnego rodzaju obietnic.
Zajrzeliśmy do programów wyborczych największych ugrupowań, by sprawdzić, czy, a jeżeli tak, to w jaki sposób, próbują one pozyskać przychylność milionów zmotoryzowanych Polaków.
Platforma Obywatelska wśród swoich 21 priorytetów działania na następną kadencję umieściła - na piętnastym miejscu - likwidację obowiązku noszenia przy sobie przez kierowców dowodu rejestracyjnego pojazdu i prawa jazdy. No cóż, powiemy tak: gdyby konieczność wożenia w portfelach czy torebkach wspomnianych dokumentów była jednym z 21 najważniejszych naszych problemów, świat byłby naprawdę piękny...
Najwyraźniej rozwój infrastruktury drogowej w Polsce nie jest dla PO obecnie priorytetem, gdyż wzmiankę na ten temat znajdujemy dopiero na 158 stronie programu wyborczego tej partii. Jest tam deklaracja dokończenia realizacji Rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych na lata 2011-2015, w tym budowy autostrad A1, A2, A4 i A8 (wielokrotnie pisano, że jest to program w tej chwili już nierealny). Czytamy także o "wzmocnieniu sieci połączeń dróg ekspresowych i obwodnic miast". Co prawda nie rozumiemy, co oznacza "wzmocnienie sieci połączeń dróg", ale zakładamy, że takich dróg po prostu przybędzie.
Po macoszemu problem dróg traktuje również program wyborczy drugiej ze współrządzących obecnie partii, czyli Polskiego Stronnictwa Ludowego. Wspomina o nich dwukrotnie. Raz przy okazji obietnic poprawy stanu infrastruktury wiejskiej, a raz w części dotyczącej... zapewnienia bezpieczeństwa gospodarczego kraju. PSL nie zapomina przy tym o swoim elektoracie, przypominając mu, że kontynuacja modernizacji sieci dróg, budowy obwodnic, "znacznie poprawi jakość życia mieszkańców małych miast". Ludowcy zapowiadają także "rozbudowę dróg dojazdowych do miejsc pracy". Znowu nie bardzo rozumiemy, o co chodzi, ale domyślamy się, że ma być lepiej niż teraz.
Zadziwiająco lakonicznie temat dróg ujęto także w programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości. Jest on w tym zakresie podobny do programu PO, przy czym PiS po przejęciu władzy zamierza podzielić inwestycje drogowe na trzy etapy: "W pierwszej kolejności zajmiemy się połączeniami Warszawy z Wrocławiem, Poznaniem i Szczecinem oraz Poznania z Gdańskiem i Wrocławiem. W drugiej musimy dokończyć trasy od granicy zachodniej przez Poznań i Warszawę aż do granicy wschodniej, od granicy zachodniej przez Wrocław, Katowice, Kraków i Rzeszów aż do granicy wschodniej, ze Świnoujścia przez Szczecin, Wrocław do Czech oraz od Gdańska przez Łódź do Katowic. W trzecim etapie powstaną dodatkowe mosty na Wiśle oraz trasy: od Suwałk przez Białystok, Lublin i Rzeszów aż do granicy południowej oraz od granicy wschodniej przez Olsztyn, Ełk, Warmię i Mazury aż do granicy zachodniej." Bliższych konkretów brak.
Partia Jarosława Kaczyńskiego nie zaprzepaściła oczywiście okazji, by przyłożyć rządom "ekipy Donalda Tuska", które według niej również w zakresie modernizacji infrastruktury "charakteryzowały się bezradnością i marazmem", a sprawa autostrad "to jeden z najjaskrawszych przykładów braku umiejętności III RP do podejmowania wielkich działań." Jednocześnie PiS obiecuje, że po wygranych wyborach to zmieni. Jak? "Przez wprowadzenie pakietu ustaw porządkujących, sprawy zagospodarowania przestrzennego, regulacji środowiskowych, prawa własności oraz zamówień publicznych."
Prawo i Sprawiedliwość deklaruje wsparcie dla transportu publicznego i samorządów lokalnych: "Opracujemy (...) program współfinansowania remontów ulic prowadzonych przez miasta i wsie pod warunkiem, że w ramach remontu powstanie wydzielona, nowoczesna ścieżka rowerowa wzdłuż odnowionej ulicy.". A zatem i kierowcom świeczka, i cyklistom ogarek...
Na tle PO, PSL i PiS wyróżnia się program Stronnictwa Lewicy Demokratycznej, w którym sprawom infrastruktury drogowej, ale także bezpieczeństwu ruchu, problemom przedsiębiorstw transportowych itp. poświęcono aż 13 stron. Widać, że ten rozdział został przygotowany przez fachowców i - w dużej części - dla fachowców. Znajdujemy tu obszerną, krytyczną, acz rzeczową analizę aktualnej sytuacji. Zostały sformułowane zadania i wytyczone cele na przyszłość. Jak je osiągnąć? Niestety, w tym miejscu konkrety się kończą, a zaczynają ogólniki. Czytamy więc o konieczności wypracowania "systemu finansowania realizacji programu budowy dróg i autostrad", doprowadzenia do spójności systemu drogowego "poprzez modernizację i rozwój dróg wojewódzkich, powiatowych i gminnych", przystosowania "administracji drogowej do oczekiwań społecznych i realizacji zadań".
Według SLD remedium na obecne problemy byłoby stworzenie... Narodowego Programu Budowy Dróg, opracowanego przez rząd przy udziale ekspertów rządowych oraz pochodzących z organizacji reprezentujących środowisko naukowe, sektor drogowy transportowy oraz użytkowników." Jest też postulat podjęcia prac nad nową ustawą o drogach publicznych, likwidacji "fasadowych instytucji", jak np. Rady ds. Autostrad itd.
SLD pochyla się z troską nad stanem bezpieczeństwa na polskich drogach, jak i nad losem krajowych przewoźników. Chce zmienić przepisy dotyczące szkolenia kierowców, przywrócić zawód kierowca-mechanik do wykazu zawodów Ministerstwa Edukacji Narodowej, ujednolicić dopuszczalną nośność dróg do 11,5 tony na głównych szlakach transportowych, rozwijać mechanizmy opieki konsularnej nad kierowcami, przeciwdziałać "nieuczciwej konkurencji polegającej na zaniżaniu kosztów" itd. itp.
Nowe programy, zmiany w ustawach, liczby, wskaźniki, mnóstwo szczegółów... Pragmatyzm lewicy trzeba docenić, ale czy tak nakreślona wizja może kogokolwiek porwać i skłonić do postawienia znaku "X" w odpowiednim miejscu listy wyborczej?
Na koniec dla porządku dodajmy, że programy wyborcze Ruchu Palikota, PJN, jak również Nowej Prawicy Janusza Korwina-Mikke o drogach, transporcie samochodowym, kierowcach nie wspominają ani słowem.