Kupiłeś sprowadzony? Uważaj!

Przeciętny Niemiec wydaje na zakup nowego samochodu około dziesięciu średnich krajowych. W Polsce jest podobnie - przeciętny Kowalski kupuje auto za 10 wypłat.

Problem w tym, że nasz sąsiad zza Odry wyjedzie z salonu nowym focusem, a Polak zjedzie z lawety 11 letnim golfem... Na szczęście, średni wiek sprowadzanych zza granicy pojazdów systematycznie spada, na naszych drogach pojawiają się kilkuletnie audi, mercedesy czy toyoty.

Niestety większość z nich cieszy się popularnością wśród amatorów cudzej własności. Samochody często są kradzione i rozbierane na części. Z tego względu wielu właścicieli decyduje się na wykupienie polisy AC. Im starsze auto, tym cena takiego ubezpieczenia jest wyższa, w ciągu roku może to być nawet kilka tysięcy złotych. W zamian otrzymujemy jednak spokój ducha - gdyby, odpukać, coś się stało, otrzymamy przecież zwrot pieniędzy. Czy aby na pewno?

Reklama

Okazuje się, że firmy ubezpieczeniowe niechętnie wypłacają odszkodowania właścicielom pojazdów sprowadzanych np. z Niemiec. Zanim więc damy się wpuścić w maliny dokładnie przeczytajmy warunki ubezpieczenia. Dlaczego?

Wiele ze sprowadzonych do Polski pojazdów trafiło do nas popularną wśród handlarzy metodą "na Helmuta". Oznacza to, że umowa kupna zawarta została z fikcyjną osobą. Jest to niestety możliwe, ponieważ w Niemczech nie ma obowiązku rejestrowania umów przeniesienia własności pojazdu.

W praktyce działa to mniej więcej tak, że polski handlarz kupuje w Niemczech samochód (przeważnie w kiepskim stanie technicznym, lub powypadkowy) od tureckiego handlarza. Auto ma rzecz jasna komplet oryginalnych dokumentów, które niezbędne są do zarejestrowania go w Polsce oraz fakturę zakupu wystawioną przez Turka. Po kuracji odmładzająco-picującej samochód trafia do sprzedaży w Polsce. W tym czasie staje się najczęściej bezwypadkową "prawie nówką". By potwierdzić dobry stan auta pierwsza faktura zakupu trafia do kosza, handlarz tworzy nową umowę na przysłowiowego "Helmuta". Wynika z niej, że za nasze wymarzone audi zapłacił w Niemczech 6 tys. euro, logicznym jest więc, że po doliczeniu jego marży samochód będzie nas kosztować więcej. Zachęceni podpisujemy z handlarzem umowę i, przynajmniej teoretycznie, wszystko jest ok.

Otrzymujemy wymagane papiery (tłumaczenia dokumentów, przegląd, opłaty skarbowe) i bez żadnego problemu rejestrujemy auto w Polsce.

Niestety, problemy zaczynają się w momencie szkody z tytułu ubezpieczenia AC. Jedną z podstawowych czynności sprawdzających wykonywanych przez firmę ubezpieczeniową jest określenie pochodzenia pojazdu i jego wartości. W celu weryfikacji danych firmy proszą więc o przedstawienie umów kupna-sprzedaży. Niezgodność danych sprzedawcy z danymi wskazanymi przez właściciela w Polsce (lub np. zaniżenie wartości celnej pojazdu) jest często podstawą do niewypłacenia odszkodowania.

W przypadku odmowy wypłaty pieniędzy, mamy niestety związane ręce. Ubezpieczenie AC jest świadczeniem nieobowiązkowym, dlatego też ubezpieczyciel może zawrzeć w warunkach umowy praktycznie każdy zapis. Jeśli podpiszemy polisę, w zasadzie nie ma szans na wyegzekwowanie świadczenia. Dlatego właśnie zanim zdecydujemy się zapłacić jakiejś firmie za "gwarancję świętego spokoju" lepiej dokładnie sprawdźmy warunki. Pewni swego możemy być jedynie wówczas, jeśli samo sprowadziliśmy sobie samochód od człowieka, który po głębszej weryfikacji nie okaże się być wytworem czyjejś wyobraźni.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ubezpieczenia | Niemiec | auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy