"BBC skreśliło Kubicę", czyli polski kogel-mogel

​Świat Formuły 1 wypoczywa w trakcie zasłużonych wakacji, a uwaga większości sympatyków sportu skupiła się na Letnich Igrzyskach Olimpijskich, ale jeden temat wydaje sie nieśmiertelny niezależnie od okoliczności. Wszelkie - nawet błahe - informacje lub opinie na temat stanu zdrowia Roberta Kubicy wciąż budzą w naszym kraju ogromne emocje.

Skoro trudno dowiedzieć się czegoś u źródła, trzeba poszukać gdzie indziej, a jeszcze lepiej wyszperać coś związanego z tematem i dorobić do tego własną, bardziej lub mniej trafną teorię. Mniej więcej tak trzeba chyba traktować "sensacyjne" doniesienia o tym, że według jednego z dziennikarzy serwisu BBC, Kubica już nigdy nie wróci do rywalizacji w Formule 1.

Ukuta - podkreślmy to - w naszych rodzimych mediach teza powstała w oparciu o krótki akapit artykułu poświęconego intensywnym poszukiwaniom następcy Felipe Massy w Ferrari. Autor na chwilę wrócił do tematu Kubicy, bo nie jest tajemnicą, że Włosi niejednokrotnie chcieli posadzić Roberta Kubicę w jednym ze swoich aut. Ale we wspomnianym artykule możemy przeczytać jedynie, że choć Kubica jest w stanie skutecznie prowadzić auto drogowe (wiemy, że rajdowe także), to nerwy prawej dłoni wciąż nie zregenerowały się w stopniu, który pozwalałby krakowianinowi szybko i precyzyjnie obsługiwać naszpikowaną przyciskami i przełącznikami kierownicę auta F1.

Reklama

Sensacja to żadna, bo brytyjski dziennikarz odwołał się do powszechnej wiedzy, którą od wielu miesięcy dysponują nie tylko kibice z uwagą śledzący postępy rehabilitacyjne Kubicy, ale właściwie każdy, kto raz czy dwa natknął się na jakikolwiek z poświęconych Polakowi artykułów. Jednak zdaniem niektórych przedstawicieli mediów, takie postawienie sprawy przez zagraniczny serwis to wyrok, bezdyskusyjnie równający się z końcem kariery Kubicy w wyścigach Grand Prix F1.

Oczywiście, nie można zabronić komukolwiek formułować takich sądów, tak jak nie można zabronić nikomu spędzić całego dnia na "karmieniu" niszczarki do papieru dwustuzłotowymi banknotami. Mimo to na wielu kibiców padł blady strach. Kolejny raz rozpętano kampanię mającą na celu zdobycie potwierdzenia tego, że czekanie na powrót Kubicy za kierownicę wyścigówki F1 nie ma już sensu.

Nie mam zamiaru odsądzać od czci i wiary tych, którzy wolą zapatrywać się na sprawę w ten sposób. Co więcej, całkowicie rozumiem ich postawę. Wyniki internetowych sond, w których najczęściej biorą udział ludzie mocno zaangażowani emocjonalnie w sprawę Kubicy, nie mówią wiele. Dlatego, korzystając z wielu przypadkowych okazji, pytałem różnych ludzi - nierzadko mających sporą wiedzę o środowisku sportów motorowych - o ich ocenę szans Polaka na ponowne ściganie się w Formule 1, absolutnie niczego im nie sugerując.

Co ciekawe, większość z nich cechowało znacznie zdrowsze i zdystansowane podejście do tematu niż to, które da się zauważyć w wielu serwisach tematycznych. Nie jest chyba niespodzianką, że przeważały dość pesymistyczne opinie, w stylu: "To już ponad półtora roku od wypadku? Chyba nic z tego nie będzie", "Kubica niepotrzebnie startował w tym rajdzie, złamał sobie karierę", "Byłoby fajnie, gdyby wrócił, ale nie bardzo w to wierzę".

Choć w żadnych wypadku nie były to opinie wybitnych fachowców z zakresu fizjoterapii, trudno odmówić ich autorom zdroworozsądkowego rozpatrywania tej kwestii. Przecież żmudny program rehabilitacyjny Kubicy nigdy nie zakładał cudownego i błyskawicznego powrotu do pełnej sprawności. Czy polegając na najprostszej logice można było spodziewać się, że po doznaniu tak dotkliwych obrażeń i konieczności poddania się licznym zabiegom chirurgicznym Kubica jakby nigdy nic po kilku miesiącach wskoczy do kokpitu wyścigówki, wygra jedną czy dwie Grand Prix, a koszmar wypadku w mgnieniu oka stanie się tylko wspomnieniem gorszych, pechowych czasów?

To wymarzony scenariusz, ale przekonaliśmy się już, że mało realny. Walka o powrót do możliwie najwyższej sprawności przedłuża się i nikt nie jest w stanie przewidzieć jej końcowego efektu. Kubica najpewniej wróci do sportowej rywalizacji, ale nie sposób definitywnie rozstrzygnąć, czy będzie to rywalizacja w Formule 1. Argumentów "za" i "przeciw" nie brakuje. Nie wiadomo też, kiedy znowu zobaczymy Polaka biorącego udział w oficjalnych zawodach.

Wydaje się, że najlepsze, co mogą zrobić w tej sytuacji kibice Roberta, to brać przykład z samego kierowcy. Zamiast dramatyzować i co rusz zalewać dziennikarzy bolesnymi zwierzeniami, Kubica patrzy przed siebie, świadomy tego, że nie cofnie czasu. W sieci dość często pojawiają się informacje o tym, że Kubica bywa tu i tam, stara się wieść normalne życie, nie unika kontaktu z ludźmi. Mimo że na zdjęciach najczęściej widzimy go uśmiechniętego i jakby pogodzonego z tym, co się stało, momentami na pewno jest mu trudno. Chwile zwątpienia miewają jednak nawet najwięksi sportowcy.

Warto też pamiętać o tym, że jeszcze długo przed debiutem w Formule 1 Kubica dał się poznać rywalom, współpracownikom i kibicom jako osoba wyjątkowo twardo stąpająca po ziemi. Zamiast wiary w cuda i szczęście, Kubica wolał polegać raczej na ciężkiej pracy. Pewnie doskonale wie, że jedyne, co może zrobić, to ponownie dać z siebie wszystko, a co ma być, będzie. Dlatego nie napalajmy się na powrót Kubicy, ale i nie odbierajmy mu nadziei i szans. Dopóki walczy, jest zwycięzcą.

Jacek Kasprzyk  

 

  

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy