Do diabła - on musi wrócić!

​Zagorzali fani Roberta Kubicy wierzyli - i nadal wierzą - w jego powrót na tory Formuły 1. Najwięksi optymiści liczyli, że nastąpi to jeszcze w tym roku.

Wiarę tę umacniały doniesienia o kolejnych udanych zabiegach operacyjnych i informacje lekarzy, że wzorowo zdyscyplinowany i głęboko umotywowany pacjent zadziwiająco szybko odzyskuje zdrowie po koszmarnym wypadku podczas rajdu we Włoszech.

Oprócz wiary w to, że cała historia skończy się szczęśliwie, na pocieszenie kibicom Roberta pozostaje fakt, że krakowianin wyjaśnił przyczynę swojego dotychczasowego milczenia. Przez wiele miesięcy od wypadku w Ronde di Andora, Robert Kubica nie rozmawiał z dziennikarzami, a nikt z jego otoczenia nie tłumaczył, dlaczego polski kierowca zdecydował się na taki krok.

Reklama

Powszechnie domyślano się, że w grę może wchodzić rozczarowanie zaistniałą sytuacją lub niechęć do przedstawicieli prasy. Bardziej śmiałe komentarze mówiły nawet o pogardliwym stosunku kierowcy względem kibiców, którzy niecierpliwie czekają na wieści o jego stanie zdrowia i planach na przyszłość. Tymczasem powód był prozaiczny. 

- Jaki był sens rozmawiania z dziennikarzami, skoro wiedziałem, że nie będę w stanie odpowiedzieć na pierwsze pytanie jakie mi zadadzą - wyjaśniał jakiś czas temu Kubica w rozmowie z redakcją brytyjskiego "Autosportu". - Zapytaliby: Robert, kiedy wracasz? A ja nie wiedziałbym, co im powiedzieć.  

Pierwsze słowa Roberta po wypadku obiegły światowe media. Posypały się też komentarze. Na polskich forach internetowych wiele z nich było dla Roberta Kubicy, delikatnie mówiąc, nieprzychylnych. "A to takie ważne, że jest to pierwsza wiadomość dnia? Co to za facet? Gra w golfa?"... "Koleś niech się schowa i nie robi Polsce wstydu, nawet ten śmieszny papieżyk mu nie pomógł"... "Kubica nigdy nie był błyskotliwym kierowcą, a... jedynie przeciętniakiem ponad miarę wylansowanym przez niepoważnych pismaków. Bezmyślnie zrobił wypadek i nie wróci już nigdy do ogłupiającej jazdy w kółko."... "O mamo! Też mi dramat. Każdy jeden "szary obywatel" nie ruszałby rękoma, a tu dramat, bo się Kubica autkiem nie pościga. Niech się weźmie do normalnej roboty!".

Na szczęście większość z takich wpisów (pamiętajmy, że i tak już przesiewanych przez moderatorów forów), jest natychmiast kontrowana, ale jednak niesmak pozostaje. Tym większy, że zagraniczni internauci wykazują nieporównanie większą empatię i zrozumienie sytuacji.  

"F1 potrzebuje tak prawdziwych i przyzwoitych ludzi, a przy tym oczywiście wspaniałych i utalentowanych kierowców. Trzymaj się Robert, każdy trzyma kciuki za twój powrót!"... Robert był jednym z czołowych kierowców, obok Alonso i Hamiltona. Mam nadzieję, że jego kariera jeszcze się nie skończyła."... "Robert jest moim zdaniem jednym z najlepszych kierowców F1. Do diabła - on musi wrócić!"..."Uwielbiałem to, jak jeździłeś, Kubica. Zdrowiej i wracaj!"... To tylko kilka pierwszych z brzegu, przetłumaczonych przez nas wpisów na obcojęzycznych forach. Ani kropli jadu, ani krztyny satysfakcji z cudzego niepowodzenia...  

Mamy mistrzów olimpijskich, rekordzistów świata, ale to właśnie Robert Kubica, obok Agnieszki Radwańskiej, jest jedynym naprawdę znanym na całym świecie polskim sportowcem. Ową rozpoznawalność zawdzięcza swoim sukcesom, ale także globalnej popularności dziedziny sportu, którą reprezentuje. Znamienne, że i jego, i naszą najlepszą tenisistkę spotyka tyle niechęci ze strony rodaków. Niezapomniany Melchior Wańkowicz tłumaczył takie postawy typowo polską "bezinteresowną zawiścią". Do cytowanych powyżej rodzimych komentarzy i ich autorów pasowałby również inny, ukuty przez niego termin - kundlizm.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy