BMW rezygnuje ze swoich flagowych silników!

Powodem decyzji niemieckiego producenta są oczywiście stale zaostrzane normy spalin, których spełnianie jest coraz większym problemem dla całej branży motoryzacyjnej.

BMW zapowiedziało rezygnację ze swojego silnika V12, oferowanego w modelu M760Li. Nie powinno to specjalnie dziwić, ponieważ ta podwójnie doładowana jednostka o pojemności 6,6 l raczej nie jest znana z oszczędnego obchodzenia się z paliwem. Przy okazji face liftingu serii 7 inżynierowie BMW poczynili w niej trochę zmian (czego skutkiem ubocznym jest spadek mocy z 610 do 585 KM), ale to najwyraźniej nadal za mało.

Jednostka V12 pozostanie co prawda w ofercie przynajmniej do 2023 roku, ale później jej los jest raczej przesądzony. Pomimo horrendalnej ceny tej odmiany (w Polsce od 803 tys. zł) przedstawiciele BMW uważają, że koszt dostosowywania tego silnika do kolejnych norm byłby zwyczajnie zbyt duży, a całe przedsięwzięcie nieopłacalne.

Reklama

Kolejna smutna wiadomość jest taka, że producent ma coraz większy problem z uzasadnieniem obecności w swojej gamie jednostki 4,4 l. Co prawda silnik ten występuje w wielu modelach i w kilku wariantach mocy (a więc łatwiej na nim zarobić niż na niszowej jednostce oferowanej tylko w jednym modelu), ale w każdej postaci jest to po prostu paliwożerne, podwójnie doładowane V8. Z "ekologicznego" punktu widzenia więcej sensu ma, opracowana już, sześciocylindrowa hybryda plug-in, generująca nawet 600 KM.

Z oferty zniknie także flagowy diesel, czyli odmiana M550d. Ta trzylitrowa jednostka R6 o mocy 400 KM wyposażona jest aż w cztery turbiny, co czyni ją bardzo drogą i skomplikowaną w produkcji. Nie bez znaczenia pozostaje też zapewne fakt jej zauważalnie wyższe spalanie, w porównanie do słabszych diesli, a więc dodatkowe problemy z utrzymaniem emisji na wymaganym poziomie.

Trochę niezrozumiała wydaje się natomiast rezygnacja także z najmniejszego diesla w ofercie marki. Chodzi o trzycylindrową jednostkę 1,5 l o mocy 116 KM, którą znajdziemy w serii 1 oraz modelach Mini. Przedstawiciele BMW nie wyjaśniają powodów tej decyzji, ale i tu odpowiedzią może być słowo "emisja". Taki silnik oczywiście mało pali, ale jego też trzeba dostosować do nowych norm (na przykład dotyczących tlenków azotu), a w przypadku małych motorów i oferowanych w niedużych modelach, koszty takich zmian mogą być po prostu nieopłacalne.

Na pocieszenie przedstawiciele BMW dodają jedynie, że jednostki cztero- i sześciocylindrowe pozostaną w gamie przynajmniej przez kolejne 20 lat, a silniki spalinowe przez przynajmniej 30 lat. Otwartą pozostaje kwestie jak długo będą stanowiły główne źródło napędu, a kiedy staną się jedynie generatorami prądu dla motorów elektrycznych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama