Polski kierowca

Jak polscy kierowcy wjeżdżają pod tramwaje

Kolizje samochodów z tramwajami należą do najbardziej niebezpiecznych, co wynika oczywiście z masy pojazdów szynowych. Dwuwagonowy zestaw wypełniony pasażerami waży około 40 ton, a mocna rama i gruba blacha powodują, że delikwent w osobówce, który dostanie się pod tramwaj, zostaje solidnie zmasakrowany. Wszyscy niby to wiecie, a mimo to regularnie wjeżdżacie pod tramwaje...

Tramwaj porusza się po wypolerowanych szynach na stalowych kołach, a zatem ich przyczepność do szyn jest znacznie niższa niż gumowych opon do jezdni. Tym samym droga hamowania takiego pojazdu jest znacznie dłuższa niż samochodu. W dodatku w różnych warunkach może być ona zmienna, co zależy od temperatury, wilgotności powietrza itd. Dlatego właśnie tramwaj na skrzyżowaniach jest w pewnym sensie "uprzywilejowany" w stosunku do innych pojazdów.

Poniżej przedstawię wam przykłady sytuacji, w jakich najczęściej wjeżdżacie pod tramwaje.

Reklama

Skręcał i nie zauważył tramwaju

To najbardziej typowy przypadek. Kierujący samochodem zamierza na skrzyżowaniu skręcić w lewo. W tym celu musi przejechać po torowisku tramwajowym przebiegającym przez środek jezdni. Zapatrzony w sygnalizację świetlną, starając się zmieścić w danym cyklu świateł, zajęty obserwacją innych samochodów, skręca na tory, lecz zapomina, że przecież może nadjechać tramwaj.

Nagle huk, trzask, auto zostaje odrzucone gwałtownie w bok... Dobrze, jeśli kończy się na strachu i pogiętych blachach. Bywa jednak, że tramwaj wgniata poważnie lewe drzwi samochodu, a kierujący zostaje siłą bezwładności odrzucony na boczną szybę, o którą rozbija sobie głowę.  Przy większej prędkości tramwaju zdarzają się również uszkodzenia miednicy i złamania kończyn u kierowcy auta.

Wydawać by się mogło, że zapomnienie o możliwości pojawienia się tramwaju na torowisku jest czymś abstrakcyjnym. W dodatku motorniczowie zbliżając się do skrzyżowania zazwyczaj używają dzwonka, ostrzegając kierowców. A jednak wielu z was wjeżdża pod tramwaje, prezentując tym samym doskonałą bezmyślność.

Jest to także skutek zamyślenia, pośpiechu, dekoncentracji, rozmawiania przez komórkę.

Skręcał i nie zauważył drugiego tramwaju

To też popularny przypadek. Tym razem kierujący samochodem obejrzał się, dostrzegł przejeżdżający tramwaj i ustąpił mu pierwszeństwa. Kiedy pojazd szynowy przemknął, mistrz kierownicy radośnie ruszył i za chwilę znalazł się pod... drugim tramwajem, który jechał w tym samym kierunku.

Zwłaszcza w dużych miastach zdarza się, że tramwaje jadą jeden za drugim. No i często pakujecie się pod ten drugi. Te zderzenia bywają groźniejsze, bo zazwyczaj ten pojazd szynowy zdążył się już nieco rozpędzić i ma większą prędkość.

Przejechanie jednego tramwaju wcale nie oznacza, że droga jest już wolna i bezpieczna. Myślący kierowca potrafi przewidzieć, że tramwaj nie jeździ raz na godzinę i że czasem może się zdarzyć, iż dwa składy podążają za sobą. No, ale jak widać, nie wszyscy z was myślą...

Nie zauważył tramwaju jadącego z przeciwnej strony

A teraz trzeci przypadek.  Kierowca samochodu przejeżdża przez skrzyżowanie. Zauważa tramwaj jadący z lewej strony i przepuszcza go, po czym rusza. W tym czasie do skrzyżowania zbliża się drugi tramwaj, jadący z przeciwnej strony. Pojazd szynowe mijają się na skrzyżowaniu.

No i co? Nasz delikwent wjeżdża wprost pod ten drugi tramwaj. Są to bardzo niebezpieczne wypadki, gdyż prędkość tramwaju jest zazwyczaj znaczna.

I znowu prezentujecie tu zupełny brak wyobraźni, bo przecież dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem,  że tramwaje jeżdżą w obu kierunkach, a nie tylko w jednym.

Jak tego uniknąć?

Pojazdy szynowe nie zjawiają się nagle, nie wyskakują nieoczekiwanie zza rogu, nie lądują na spadochronach. Jadą po tych swoich szynach i tylko trzeba je w porę zauważyć. Zbliżając się do skrzyżowania i zamierzając skręcić w lewo kierowcy często popełniają elementarny błąd w obserwacji, który nie tylko stwarza zagrożenie, ale także spowalnia i utrudnia jazdę. Popatrzcie na kolejny rysunek.

Zazwyczaj kierujący, zamierzając pojechać na skrzyżowaniu w lewo i przeciąć tory tramwajowe, zaczyna skręcać, dojeżdża do szyn i rozgląda się, kiedy już auto jest ustawione nieco ukośnie (rysunek  z lewej strony).

W ten sposób sam ogranicza sobie widoczność. Aby dostrzec tramwaj jadący w tym samym kierunku, musimy obrócić głowę o co najmniej 100-110 stopni, a nie jest to wygodne i łatwe. Z kolei widoczność tramwajów jadących z przeciwnego kierunku może nam ograniczyć prawy przedni słupek własnego auta, a czasem także siedzący obok pasażer.

Na domiar złego każde kolejne skręcające auto zatrzymuje się przed torowiskiem, czasem zupełnie bez potrzeby (bo żaden tramwaj nie nadjeżdża), powodując tym samym spowalnianie ruchu.

Obserwujcie torowisko w lewym lusterku, zanim zaczniecie skręcać!

Pozwala to na znacznie lepszy ogląd sytuacji na torowisku i wcześniejszą reakcję (rysunek z prawej strony).  Jeśli widzimy, że tramwaju nie ma, to przecież nie nadjedzie w ciągu kilku sekund. Możemy śmiało  skręcać i wjeżdżać na torowisko.

Jeśli tramwaj dostrzeżemy, musimy ocenić, czy stoi on na przystanku, czy rusza... Jeżeli dopiero wysiadają z niego pasażerowie, możemy wjechać na tory, oczywiście sprawdzając też, czy z przeciwnego kierunku nie nadjeżdża inny tramwaj.

Rzecz jasna, gdy od czasu naszej obserwacji upłynie kilkanaście sekund i w tym czasie nie mogliśmy wjechać na tory, koniecznie spójrzmy drugi raz, oceńmy ponownie sytuację. W tym okresie mógł pojawić się już tramwaj.

Tak czy inaczej, o wiele łatwiej jest sprawdzać obecność pojazdu szynowego w lusterku, niż obracając głowę.

Uderzenie w stojący na torowisku samochód to wina motorniczego

Tramwaj wiezie kilkadziesiąt, albo nawet więcej, niż setkę pasażerów i dlatego należy ułatwiać mu przejazd. Ma długą drogę hamowania i jest bardzo ciężki. To wszystko prawda. Są jednak i tacy motorniczowie, którzy czują się z tej racji królami torowisk i każdy inny pojazd znajdujący się na ich drodze traktują jak wroga.

Bywa, że kierowca samochodu wjechał na torowisko, ale nie może go opuścić. W tym czasie, po minucie nadjeżdża tramwaj, dosuwa się na centymetry do auta i dzwoni agresywnie, żądając od kierowcy opuszczenia torowiska. No i co ten kierowca ma zrobić? Unieść się w powietrze? Wjechać pod samochody mknące drogą poprzeczną?

Takie zachowania są przejawem chamstwa, a także naruszenia przepisów ruchu drogowego. Kierującemu tramwajem, podobnie jak każdemu innemu kierującemu, nie wolno wjeżdżać na skrzyżowanie, jeśli na tym skrzyżowaniu lub za nim nie ma warunków do kontynuowania jazdy.

Nie ulegajcie takiej presji. Niech sobie dzwoni, przede wszystkim pamiętajcie o bezpieczeństwie, nie wykonujcie pochopnych manewrów. A uderzenie przez tramwaj w stojący już na torach samochód to oczywista wina motorniczego i nic tego nie usprawiedliwia.

Pomyśl dwa razy zanim wjedziesz na tory

Pamiętajcie o generalnych zasadach:

- przed każdym wjechaniem na tory skoncentrujcie się, przestańcie na chwilę gadać z pasażerami

- nie zakładajcie, że "chyba nie ma w pobliżu tramwaju", bo tak wam się wydaje

- nie ulegajcie presji i poganianiu przez innych kierowców

- za jednym tramwajem może jechać drugi

- po przejechaniu jednego tramwaju z przeciwnej strony może nadjechać następny

- nie próbujcie nigdy zdążyć przemknąć przed ruszającym lub nadjeżdżającym tramwajem

- nie wjeżdżajcie na tory, jeśli nie możecie ich szybko opuścić i zablokujecie drogę tramwajowi ruszającemu z przystanku 

Wiem, że dla wielu zmotoryzowanych osób posługiwanie się rozumem i wyobraźnią to poważny wysiłek, a bezmyślnością, jaką demonstrują, przypominają krowę przeżuwającą trawę na pastwisku. A jednak próbujcie myśleć przed każdym spotkaniem na swojej drodze tramwaju, bo przecież leży to w waszym własnym interesie. A także pasażerów, którzy wam zaufali i wsiedli do waszego auta.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy