MINIaturka

Nazwa "mini" kojarzy się już dziś z tradycją i pewnym prestiżem. Ten niewielki brytyjski pojazd potrafił podbić serca kierowców na całym świecie przekraczając pułap 5 milionów sprzedanych egzemplarzy w swojej ponad 40-letniej historii. W 44 lata po debiucie oryginalnego Mini redakcja Serwisu Motoryzacja INTERIA.PL miała okazję przetestować nową wersję MINI Coopera, który powstaje pod skrzydłami Grupy BMW.


Kąśliwa osa
Do naszego testu otrzymaliśmy żółty model MINI Coopera z 4-cylindrowym silnikiem 1.6 SOHC o mocy 115 KM (85 kW) uzyskiwanych przy 6000 obr/min. Dzięki efektownej stylizacji nadwozia (czarne paski na masce, czarny dach, szerokie opony, aluminiowe obręcze kół, niski prześwit podwozia i chromowana końcówka układu wydechowego) nasz niewielki pojazd prezentował się niczym żółto-czarna osa, zasłużenie zwracając na siebie uwagę wśród innych uczestników ruchu.


Wielkie wnętrze małego auta

Reklama

Pierwsze, co zaskoczyło nas po wejściu do wnętrza MINI Coopera to przestrzeń, jaką odnaleźliśmy wokół nas. O ile legendarna, pierwsza odmiana Mini była typową miniaturką, przeznaczoną do mało komfortowego przemieszczania się na niewielkich dystansach, o tyle obecnie produkowany MINI może pochwalić się naprawdę przestronnym wnętrzem. Wprawdzie jeden obrót głowy uświadomił nam, że radość z dużej przestrzeni mogą czerpać jedynie osoby siedzące z przodu (po wygodnym ustawienu fotela kierowcy pasażer siedzący z tyłu nie miałby praktycznie żadnego miejsca na nogi), to jednak wolna przestrzeń otaczająca jadących z przodu jest porównywalna z autami wyższych segmentów. Wniosek - lepiej traktować MINI jako auto dwuosobowe.


Sportowa dusza, czy szpan?

Efektowna stylizacja, sztywne zawieszenie oraz wyraźnie słyszalny pomruk silnika MINI Coopera informowały nas o tym, że jedziemy autem sportowym. Przyznać trzeba, że pierwsze metry za kierownicą tego pojazdu przyniosły ze sobą pozytywne doświadczenia - samochód unosi się nisko nad asfaltem, dobrze trzyma się drogi, a twarde zawieszenie nie pozwala na utratę poczucia bezpieczeństwa na zakrętach. W miarę testowania "sportowa dusza" auta zaczęła jednak stopniowo przeszkadzać. Zdecydowanie brakowało mocy po wciśnięciu pedału gazu (gdyby nie świadomość 115 koni pod maską ciężko byłoby w to uwierzyć), a polskie dziurawe drogi zniechęcały do dłuższych tras. Być może w mocniejszej odmianie MINI (wersja Cooper S ma moc 163 KM/120 kW) zapominamy o niewygodzie i cieszymy się prawdziwymi emocjami. W przypadku testowanego przez nas Coopera kubełkowe fotele, szerokie opony i głośny wydech to jednak za mało by na poważnie traktować "sportowość" tego pojazdu.


Elektroniczna opieka

Z dziecinną ciekawością postanowiliśmy sprawdzić jak nasz MINI Cooper zachowa się podczas gwałtownych manewrów kierownicą. Przy prędkości około 60 km/h na zamkniętej drodze wykonaliśmy ostry skręt, próbując wprowadzić auto w poślizg. Szczerze mówiąc liczyliśmy na tradycyjny w takich sytuacjach pisk opon i mocne szarpnięcia odczuwalne na kierownicy. W przypadku MINI nic jednak się nie wydarzyło. Ani pisku opon, ani szarpnięć pojazdem. Jedynie kontrolki układów elektronicznych, które zapaliły się na desce rozdzielczej dały nam znać, że samochód zachowuje się nietypowo. Wrażenia - bardzo przyjemne, w tym aucie naprawdę można poczuć się bezpiecznie. Elektroniczny mózg MINI zarządza wskaźnikiem ciśnienia powietrza w oponach, systemem antypoślizgowym (ABS), systemem kontroli hamowania na zakrętach (CBC), elektronicznym rozkładem siły hamowania (EBD), a także opcjonalnie doposażanym systemem automatycznej kontroli stabilności i trakcji (ASC+T) i systemem dynamicznej kontroli stabilności (DSC).


Kabina myśliwca

Wystrój wnętrza MINI Coopera robi bardzo dobre wrażenie. Jakość wykończenia, użyte materiały oraz pomysłowe gadżety sprawiają, że czujemy się tam wyjątkowo. Bardzo spodobały nam się proste przełączniki wzorowane na styl bojowego samolotu. Służą one do sterowania szybami, światłami przeciwmgłowymi i systemami elektronicznymi - funkcjonalnie i z dobrym smakiem. Sterownik automatycznej klimatyzacji umieszczono w eleganckim pokrętle, przypominającym nieco kompas - kręcąc w lewo zmniejszamy temperaturę, w prawo robi się cieplej. Na tablicy rozdzielczej znajdują się dwa zegary - na wprost kierowcy w klasycznym miejscu umieszczono tylko obrotomierz, natomiast główny zegar - prędkościomierz i wszelkie kontrolki powędrowały na środek kokpitu nad centralną konsolą. Warto wspomnieć też o miłych dla oka akcentach z logiem MINI. Znaleźć je można było niemal wszędzie, na metkach foteli, na dywanikach, progach drzwi, kierownicy i fragmentach tapicerki.

Ciekawym rozwiązaniem jest również podwójny, szklany dach. Patrząc z zewnątrz mamy wrażenie, że cały dach wykonany jest ze szkła (nasz model testowy posiadał bowiem szyby przyciemniane, korespondujące z czarnym lakierem na dachu i słupkach). Z wewnątrz widać jednak, że szkło podzielone jest na dwie części - przednia otwierana jest elektrycznie przyciskiem umieszczonym obok środkowego lusterka, tylna pozostaje nieruchoma nad głowami pasażerów tylnych foteli. Jeśli uznamy, że od góry przedostaje się zbyt duża ilość światła możemy zaciągnąć dach ażurową roletą. Siedzenia MINI (cztery kubełkowe fotele dla każdego z podróżnych) są wygodne i dobrze trzymają na zakrętach.


Kosztowna zabawka

Nie ulega żadnej wątpliwości, że MINI to zabawka dla bogatych chłopców i dziewczynek. Wersja Cooper pepper kosztuje na polskim rynku 85 510 złotych, a Cooper chili 88 110 złotych. To i tak nic w porównaniu do bardziej sportowego Coopera S, za którego trzeba zapłacić 105 175 złotych.


GALERIA z naszego testu MINI Coopera

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama