"Uważaj, bo mnie zabijesz!"

Czy na polskich drogach trwa wojna pomiędzy kierowcami samochodów i rowerzystami? Niestety, można odnieść takie wrażenie. Ten właśnie problem porusza w swoim liście jeden z naszych czytelników.

Warto go przeczytać, bowiem prezentuje on spojrzenie z punktu widzenia rowerzysty, a więc takiego, jakiego większość kierowców nie miała okazji poznać...

"Do napisania tego listu skłonił mnie tekst "Kierowcy kontra rowerzyści" i prezentowanie dość jednostronnej wizji w tym artykule, mam swoje zdanie i (...) przesyłam je do redakcji serwisu motoryzacja.

Kierowcy są sami sobie winni, a piesi to ofiary poboczne.

Jestem kierowcą (jeżdżę od 15 lat), rok jeździłem zawodowo, aktualnie po 15 latach zacząłem znów jeździć rowerem i jestem przerażony.

Katamaraniarze to bandyci z wyjątkowo nielicznymi wyjątkami. 50 km/h to FIKCJA, 1 metr odstępu (jest w przepisach jako minimum) to jeszcze większa fikcja, traktowanie rowerzysty jak użytkownika drogi to już Baśnie 1001 nocy.

Reklama

Jako kierowca obserwuję dokładnie zachowanie i jednych i drugich, jako rowerzysta jadąc samochodem robię wszystko by nie wywołać w rowerzyście poczucia zagrożenia, jak zacznie się bać (nie siedzi pod pancerzem, ma prawo) to rzeczywiście zrobi coś głupiego i będzie nieszczęście.

Może przykłady obserwacji kierowcy z siodełka roweru. Dojazd do modnych ostatnio w Polsce rond o średnicy doniczki, przyblokowany wysepkami z każdej strony (krawężniki, nie malowanki), wąsko. Jadę jak przepisy proszą w miarę możliwości przy krawężniku, tak z 0,5 metra. Rozsądek mówi, że na wyprzedzanie nawet roweru jest za wąsko (jadąc tam samochodem NIGDY tego nie robię), w pewnym momencie DOKŁADNIE w tym miejscu wyprzedza (usiłuje, bo do ronda jest za blisko i lądujemy tam równocześnie) mnie Laguna (każde koło własnym torem, super nabytek, jeszcze resztki niemieckich naklejek), jest tak blisko że lustrem trąca moje lusterko rowerowe, krawężnik wysoki nie ma dokąd wiać, zęby państwowe w oczach (zamiast obecnie posiadanych własnych), facet ma otwartą szybę więc krzyczę: "uważaj bo mnie zabijesz, człowieku", koleś robi rundę na doniczkowcu i krzyczy przez drugą szybę "to patrz GDZIE jeździsz", a wydawało mi się że obaj jesteśmy użytkownikami drogi... WYDAWAŁO!

Co robię jako rowerzysta następnym razem? Jadę środkiem, jeśli tylko zobaczę samochód w lusterku ustawiam się tak, żeby nie mógł się ze mną zrównać, tak jest BEZPIECZNIEJ, a to że jakiś baran wybije sobie zęby o własną kierownicę przy ostrym hamowaniu... wybaczcie, ale to jego zęby, moje pozostaną na miejscu.

Kierowcy autobusów są tu ok, zawsze przyhamują i zostawią miejsce, wiedzą że prowadzą niemały klocek i jakby mieli wyobraźnię przeciwnie do buraków w osobówkach.

Kolejny temat, czemu katamaraniarze smrodzące wyprzedzają na siłę i na styk?? Czemu praktykują ten bandytyzm nawet na pustej drodze, gdzie mają kupę miejsca?? Rowerzysta MUSI w takim przypadku jechać środkiem, bo to jego jedyna szansa na ucieczkę, musi mieć miejsce na to żeby zwiać, brak pancerza i chęć do życia... a może to jakiś nowy rodzaj zabawy??

I tu docieramy do kolejnego tematu, rowery na chodnikach. Jazda po asfalcie to z polskimi kierowcami rodzaj dość wyszukanego samobójstwa (twierdzi to również wielu moich kolegów, jeżdżących na codzień służbowo, a rowerem rekraacyjnie), sam często wolę jechać chodnikiem, jak nie mam pewności, czy moje nerwy wytrzymają drogę, a w naszym pięknym kraju ścieżki rowerowe (o ile już są) to parkingi, ciekawe że na to policja uwagi nie zwraca, bo pozastawiane są regularnie.

Kolejna sprawa, podobnie jak kierowcy omijamy dziury w drodze itp. ilu z was już rozwaliło felgę na czymś takim? Rowerzyście grozi wywrotka, nawet przy tych niedużych prędkościach to groźna rzecz mogąca się skończyć poważnymi urazami. Nie przeczę, obserwuję również grzechy rowerzystów: brak oświetlenia, jazda jednym kierunkiem ruchu pod prąd (to mnie już dziwi mocno, szczególnie jak widzę mamusię z dzieckiem, oboje na rowerkach, codziennie ich widzę), pijaki (ale jakoś nie wierzę że pijaków na rowerach jest więcej, ich po prostu bardziej widać jak w samochodach), kolejny grzeszek to zbyt szybka jazda chodnikiem (ale samej jazdy po chodniku będę bronił, też chcę żyć).

Nieśmieszny dowcip polega na jakiejś chorej odpowiedzialności zbiorowej, mam wrażenie jakby poza pojedynczymi wyjątkami kierowcy usiłowali się mścić na wszystkich cyklistach, lub traktować ich jak upierdliwe muchy. Opamiętajcie się katamaraniarze i zacznijcie traktować rower jak takiego samego uczestnika ruchu jak wy, jest wolny jak zaprzęg albo ciągnik, ale na tych pojazdach bandytki nie uprawiacie, dlaczego? Jako rowerzysta czuję się wyróżniony i chętnie owo wyróżnienie oddam. Szanujmy się na drogach wzajemnie, a pożyjemy dłużej, bezpieczniej i przyjemniej, was kilka sekund poczekania nie zbawi, a niecierpliwość mnie może zabić, ja wam chętnie zrobię miejsce jeśli mam na to szansę, ale nie połamię sobie nóg, żeby ktoś mógł zaoszczędzić 3 sekundy na przejeździe.

Zastanawiające jest, że motocykliści mają podobne zażalenia do katamaraniarzy, ale oni na chodnik nie sprują, najwyżej skręcą kark.

Może rozwiązaniem było by tu przeczołganie każdego katamaraniarza okresowo na rowerze przez kilka ruchliwych skrzyżowań, tak co dwa lata?? Jak przeżyje, to mu się prawo jazdy przedłuży, a jak nie, to trudno...

Pozdrawiam wszystkich kierowców z wyobraźnią i motocyklisów jeżdżących tak by dało się ich dostrzec odpowiednio wcześnie (znaczy poniżej stówy przez miasto)... "

Co sądzicie o liście naszego czytelnika?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zabójstwo | jazda | rowerzysta | kierowcy | zabić
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy