Elektryki zamiast koni. Nowy pomysł na wjazd nad Morskie Oko

W czasie tegorocznej majówki doszło do przykrego incydentu, który wstrząsnął obrońcami praw zwierząt. Jeden z koni wożących turystów przewrócił się na trasie do Morskiego Oka. Film, na którym woźnica próbuje zapanować nad zwierzęciem, motywując je do wstania klapsem w okolic chrap, trafił do internetu i zszokował opinię publiczną. Czy ciągnięte przez konie fasiągi zastąpione zostaną na trasie do Morskiego Oka pojazdami elektrycznymi? Takie możliwości są.

Do sprawy - na platformie X - odniosło się nawet Ministerstwo Klimatu i Środowiska. 

Kolejny tego typu przypadek sprawił, że w mediach i serwisach społecznościowych na nowo rozgorzała dyskusja rezygnacji z tradycyjnej, głęboko zakorzenionej w tatrzańskiej tradycji, formy transportu turystów do Morskiego Oka. Ostatnie pomysły optymalizacji zakopiańskich fasiągów zakończyły się w 2023 roku spektakularną klapą.

Testy elektrycznych fasiągów na Morskim Oku. Konie nie były zadowolone

Temat zastąpienia koni na trasie do Morskiego Oka powraca cyklicznie. Jeszcze w 2015 roku Tatrzański Parki Narodowy zdecydował o stworzeniu prototypowego wozu z napędem hybrydowym, który - na podjazdach - miałby wspomagać ciągnące go konie. Zelektryfikowany "fasiąg" kosztował TPN 120 tys. zł i okazał się spektakularną klapą. Problemów było kilka. Wóz wyposażono w akumulatory żelowe, które wprawdzie były w stanie w pełni naładować się w czasie jazdy w dół, tyle tylko, że nie zapewniały odpowiedniego zasięgu (8 km praktycznie ciągłej jazdy pod górę). Problemem była również konieczność ciągłego monitorowania pracy zestawu i bieżącego korygowania ustawień.

Teoretycznie konstrukcja takiego wozu wydaje się prosta, a system elektrycznego wspomagania nie powinien różnic się znacząco do tego stosowanego chociażby w rowerach elektrycznych. W praktyce okazało się, jednak, że by akumulator nie rozładowywał się na trasie i nie wspomagał konia na płaskich odcinkach, gdy nie jest to niezbędne, należałoby zabrać na wóz dodatkową osobę, która sterowałaby wspomaganiem. Oprócz turystów konie musiałyby więc ciągnąć akumulatory, silnik elektryczny i zarządzającego elektrycznym układem pomocnika woźnicy.

Reklama

Czy konie znikną z trasy na Morskiego Oko?

W czwartek, 9 maja, klub parlamentarny Lewicy złożył projekt ustawy dotyczącej "zakazu zarobkowego przewozu osób pojazdami zaprzęgowymi z użyciem siły pociągowej zwierząt służących do przewozu powyżej sześciu pasażerów". Projekt wywołał jednak oburzenie środowisk obrońców praw zwierząt, które chcą całkowitego wyeliminowania koni z obsługiwania trasy do Morskiego Oka.

Samego projektu ustawy nie sposób traktować jeszcze jako zapowiedzi zmian. Tym bardziej, że rządząca koalicja nie mówi w tej sprawie jednym głosem. W przeszłości górali wykorzystujących konie do transportu turystów na Morskie Oko broniły chociażby urodzona w Zakopanem Jagna Marczułajtis-Walczak czy Joanna Kluzik-Rostowska, czyli obecne posłanki Koalicji Obywatelskiej. Problemem jest m.in. głęboko osadzona w tatrzańskiej świadomości tradycja. 

Orzeł zamiast konia? Szansa dla polskiego producenta samochodów

Co - teoretycznie - mogłoby zastąpić fasiągi? Najprostszym rozwiązaniem jest sięgnięcie po pojazdy elektryczne. Na myśl nasuwają się oczywiście jeżdżące m.in. po Krakowie Melexy, które na jednym ładowaniu pokonać mogą nawet 130 km. Ładowność Melexa z przyczepą jest podobna do ładowności fasiąga, a pojazd posiada możliwość łatwej i szybkiej wymiany akumulatorów.

Ale firma z Mielca nie jest jedynym polskim producentem pojazdów elektrycznych, który mógłby rozwiązać bulwersujący opinię publiczną problem. 

Przypomnijmy - firma, która w ramach konkursu NCBiR stworzyła kilka jeżdżących prototypów samochodów dostawczych eVan - zbudowała je w oparciu o autorską platformę EAGLE (Orzeł). 

Szef Innovation A.G przekonuje, że dysponując własną platformą firma może w ekspresowym tempie rozwiązać problem transportu turystów na Morskie Oko, bo jej technologia daje możliwość zbudowania praktycznie dowolnego pojazdu elektrycznego o charakterze użytkowym. 

I dodaje, że według wstępnych wyliczeń inżynierów ze Zgorzelca zbudowany w oparciu o platformę EAGLE pojazd elektryczny na jednym ładowaniu mógłby nieprzerwanie wozić turystów na trasie do Morskiego Oka i z powrotem nawet przez 20 godzin. 

Konie znikną z trasy na morskie Oko? "To skomplikowane"

Przedstawiciele Tatrzańskiego Parku Narodowego podkreślają, że konie wożące turystów na trasie do Morskiego Oka, przed rozpoczęciem sezonu, są cyklicznie badane (od 12 lat). Oprócz samych górali, z tezami organizacji ekologicznych mówiących o pracy w zbyt ciężkich warunkach nie zgadza się m.in. Związek Hodowców Koni. Jego przedstawiciele tłumaczą, że każda para koni (pojedynczy wóz ciągną dwa konie rasy śląskiej) pracuje realnie raz na 2-3 dni. Po każdej podróży "w górę" zwierzęta pojone są do woli i mają zapewniony co najmniej 20 minutowy odpoczynek. Po zjeździe "w dół" - przerwa w pracy to nie mniej niż dwie godziny. 

Górale przypominają też przeprowadzone w 2019 roku badania weterynaryjne, z których wynikało, że jedynie dla 3 proc. koni praca w zaprzęgu była wysiłkiem "bardzo forsownym". W przeszło 70 proc. przypadków lekarze weterynarii (m.in. na podstawie badań krwi) określili ją jako wysiłek "lekki do umiarkowanego". 

Trzeba też pamiętać, o alarmujących danych fundacji Viva!, która od lat zajmuje się lobbowaniem na rzecz zakazu wykorzystywania koni na trasie do Morskiego Oka. Jeszcze w ubiegłym roku jej przedstawiciele alarmowali, że 61 proc. koni wycofanych z pracy na tej trasie na przestrzeni 10 lat trafiło do rzeźni. Problem jest więc niezwykle delikatny, a starania fundacji mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego, gdy tylko konie przestaną na siebie zarabiać. Na ten argument obrońcy zwierząt odpowiadają, że chodzi o to, by żadne inne, następne konie, nigdy nie trafiły na trasę do Morskiego Oka. I tak dyskusja trwa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Morskie Oko | eVanPL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy