Biopaliwo a oszczędności. Czy warto je tankować?

Bijące rekordy ceny paliw i kiepska sytuacja na rynku pracy sprawia, że wielu Polaków - nie zawsze legalnie - stara się obniżyć koszty związane z użytkowaniem samochodu.

Rzadziej korzystamy z usług warsztatów samochodowych wykonując część napraw we własnym zakresie, policja odnotowuje lawinowy wzrost kradzieży paliwa ze stacji. Podobnie jak pod koniec lat dziewięćdziesiątych do baków aut z silnikami wysokoprężnymi znów trafiać zaczynają przeróżne mikstury. Właściciele starych diesli coraz częściej zwracają się w stronę oleju opałowego, rzepakowego a nawet transformatorowego...

Pamiętajcie jednak, że oszczędności na paliwie mogą odbić się czkawką na kondycji technicznej naszego pojazdu.

Oto list, jaki otrzymaliśmy od jednego z naszych czytelników:

Reklama

Podobnie jak większość moich znajomych, na paliwo wydaje miesięcznie 1/3 zarobków. Oprócz samochodu, na głowie mam jeszcze kredyt hipoteczny - nie ukrywam, że wizja zmniejszenia wydatków na auto jest dla mnie kusząca.

Mam te szczęście, że jeżdżę starym (auto z 1993 roku) ropniakiem, którego jedynym wyposażeniem elektronicznym jest (zepsuty notabene) termometr. W przeciwieństwie do wielu kolegów nie muszę się więc obawiać o common-raile, przepływomierze czy inne koła dwumasowe - po prostu leje i (wolno, bo wolno), ale jadę.

Chociaż mam wrażenie, że państwo okrada mnie na każdym kroku, wychowano mnie w przeświadczeniu (oj, mam za to żal do rodziców!), że kradzieże i oszustwa to domena gangsterów i polityków. Nie potrafię więc kupić "oszczędności" od pana Zenka z Dafa, sumienie nie pozwala mi też wlać do baku oleju opałowego.

Na moje nieszczęście, przez przypadek, trafiłem jednak na rozwiązanie stworzone najwyraźniej specjalnie z myślą o mnie - tańsze od ropy i zupełnie legalne "Bio 100" (paliwo na bazie biokomponentów - przyp. red) sprzedawane na stacjach Orlenu.

Zanim zdecydowałem się zatankować wszedłem na internetową stronę producenta, gdzie dowiedziałem się, że Bio 100 spełnia wszelkie normy i bez obaw można stosować je do starszych generacji silników. Ok - skoro końcówki wtryskiwaczy czyścić mogę szczotką drucianą (nie żartuje, taką formę naprawy przewidział producent!) postanowiłem zaryzykować.

Niestety, nic nie dało mi do myślenia ostrzeżenie pracownika stacji benzynowej, który z rozbrajającą szczerością stwierdził "niech pan tego nie tankuje!". Mimo tego, zalałem do pełna. Wrażenia?

Początkowo było całkiem pozytywnie. Samochód pracował zauważalnie ciszej, nie odczułem żadnego spadku mocy. Kolejnego dnia rano zauważyłem jednak, że auto "ciężej" pali, a paliwo nie spala się całkowicie - zanim silnik złapał temperaturę roboczą wyraźnie "przykapcał" na niebiesko (objaw nie występuje na oleju napędowym). Zauważyłem też nieco inny zapach spalin. Przez kolejne 700 km nie działo się nic nadzwyczajnego.

Sytuacja uległa zmianie, gdy w wskazówka poziomu paliwa osiągnęła pozom 1/4 baku. Wracając nocą do domu silnik zaczął tracić moc i przerywać, gdy doturlałem się pod dom, auto zgasło.

Uruchomienie zajęło mi kilka minut (przepraszam sąsiadów za natarczywe mielenie rozrusznikiem o północy) z nogą w podłodze (samochód zupełnie stracił ochotę do jazdy) doturlałem się do stacji benzynowej, gdzie - pod korek - zatankowałem zwykły olej napędowy. Po kilku "przegazówkach" silnik znów nabrał wigoru - szarpanie i "dziury w mocy" zniknęły.

Po powrocie do domu siadłem do komputera, gdzie "wujek Gugl" poinformował mnie, że polecane przez Orlen paliwo cechuje się "doskonałymi właściwościami czyszczącymi". Przekładając na nasz - rozpuszcza wszelkie syfy z układu paliwowego... Cóż - za głupotę trzeba płacić - w budżecie na kolejny miesiąc zaplanowałem więc wymianę filtrów (głównego i wstępnego) paliwa. Przeszła mi też ochota na oszczędzanie na paliwie. Tankując przeliczyłem spalanie - auto spaliło litr więcej niż w przypadku zwykłej ropy. Przy oszczędności rzędu 15 groszy na litrze tankowanie Bio 100 jest więc zupełnie nieopłacalne.

Na tym, niestety, nie skończyła się moja przygoda z ekologiczną technologią w motoryzacji. Po kolejnych dwóch dniach poczułem w aucie smród ropy. Po otwarciu maski okazało się, że "doskonałe właściwości myjące" wyczyściły korek przelewu na ostatnim wtryskiwaczu i na silnik wylał się dobry litr paliwa. Usterkę usunąłem na szczęście kosztem 0 zł, ale tylko dlatego, że silnik mojego auta zaprojektowano z myślą o busach z lat osiemdziesiątych...

Reasumując, chciałbym przestrzec wszystkich właścicieli (nawet tych starszych diesli) przed eksperymentowaniem z paliwem. W moim przypadku skończyło się (miejmy nadzieję) na wymianie filtra, myciu silnika i obudzeniu sąsiadów. Konsekwencje mogły być jednak gorsze - biopaliwo mogło np. rozszczelnić przewody paliwowe i pompę wtryskową i pozatykać wtryski. W takim przypadku, koszt naprawy nawet w tak starym aucie, jak moje oznaczałby finansową katastrofę dla domowego budżetu. Uczcie się więc na moich błędach i omijajcie dystrybutor z biopaliwem szerokim łukiem!

Jeździłeś swoim autem na biopaliwie? Podzielasz opinię naszego czytelnika?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sytuacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy