Spadł śnieg. Jesteś w grupie "zaskoczeni panikarze" czy "zaskoczeni fataliści"

W wielu miejscach Polski spadł śnieg. Zapewne większość kierowców była przygotowana na ten atak zimy, choć zapewne nie wszyscy. Jak zwykle ujawniło się tutaj kilka charakterystycznych, zróżnicowanych postaw.

Zaskoczeni panikarze

- Rany boskie, spójrz za okno, zima! Nie wiesz, gdzie jest skrobaczka do szyb?

- Przecież złamała się jeszcze w marcu! Miałeś kupić nową.

- Nie zdążyłem. A zmiotka? Gdzie jest zmiotka?! Trzeba odśnieżyć auto!

"Zaskoczony panikarz" na widok pierwszych spadających płatków śniegu jedzie zakładać zimowe opony. I nie zrażają go długie kolejki w zajmujących się tego typu usługami warsztatach. Do bagażnika, tak na wszelki wypadek, wrzuca przeciwśnieżne łańcuchy na koła. Natychmiast wymienia płyn w spryskiwaczach na mrozoodporny. Wyjeżdżając w dalszą trasę przezornie zabiera ze sobą saperkę, ciepły koc i termos z gorącą herbatą. Pierwszy śnieg szybko znika i "zaskoczony panikarz" równie szybko o nim zapomina. Zaczyna się wtedy martwić, że zimówki na kołach nie bardzo pasują do 10 stopni powyżej zera...

Reklama

Zaskoczeni fataliści

- O, spójrz za okno, śnieg spadł! Nie ma się czym przejmować, na pewno zaraz stopnieje...

Przedstawiciele tej grupy podchodzą do nagłych zmian w pogodzie ze stoickim spokojem. W razie konieczności, śnieg z karoserii odgarniają gołymi rękami, bo przecież ich rękawiczki wciąż leżą w walizce na pawlaczu. Przednią szybę w samochodzie odladzają metodą "na czołgowy wizjer", zwaną również sposobem "na judasza". Byle cokolwiek widzieć przed sobą. O zmianie opon jeszcze w ogóle nie myślą.  Wiedzą przecież z doświadczenia, że po nagłym ochłodzeniu zawsze przychodzi nagłe ocieplenie. Wystarczy trochę poczekać.

Gotowi na wszystko  Idealni kandydaci na kierowników służb odpowiedzialnych za zimowe utrzymanie dróg. Nic i nigdy ich nie zaskoczy. Pilnie śledzą prognozy pogody. Gdyby to od nich zależało, nigdy nie doszłoby do skandalu z niezasuniętym dachem Stadionu Narodowego.

Co najmniej dwanaście godzin przed zapodziewanym przez meterologów atakiem chłodu i śniegu sięgają po złożony w jednym miejscu, starannie oczyszczony i zakonserwowany zestaw wyposażenia zimowego z szerokim wyborem skrobaczek i zmiotek.

Opony zmienili już wcześniej, gdy średnie dobowe temperatury spadły do określonego poziomu. Do zbiorników spryskiwaczy zawczasu wlali zimowy płyn, przesmarowali uszczelki drzwi i klapy bagażnika, zadbali by wycieraczki nie przymarzły do szyb. Można ich stawiać za wzór przezorności i zorganizowania

Chronicznie rozleniwieni

Ich też nagły atak zimy nie zaskoczy. Niezależnie od pory roku wożą w samochodach skrobaczki do szyb, odmrażacze do zamków i zmiotki do odśnieżania, bo po prostu nie chce im się tych przyborów wyjmować z auta. Na kołach mają zimowe opony, bo z nadejściem zeszłej wiosny nie wymienili ich na letnie. Ze spryskiwaczy w ich pojazdach zawsze tryska płyn zimowy, bo innego nie wlewają. A niby po co? Kierują się w swym zmotoryzowanym życiu  zasadą, że co masz zrobić dziś, zrób pojutrze, a będziesz miał dwa dni wolnego. Albo za pół roku lub wcale, wówczas wolne się przedłuży.

Jaka jest różnica między czarnym kominiarzem a białym śniegiem? Otóż taka, że kominiarz musi wstać o piątej rano do roboty, a śnieg może sobie dłużej poleżeć. 

j

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama