"Fachowcy od ruchu" sabotują rozsądne i oryginalne pomysły

Od wielu miesięcy toczymy bój o upowszechnienie sekundników przy sygnalizacji ulicznej. Chodzi u urządzenia, które odmierzają i pokazują, na specjalnych wyświetlaczach, czas pozostający do zmiany świateł z zielonego na czerwone i odwrotnie.

Jesteśmy przekonani, że takie rozwiązanie, stosowane z powodzeniem w wielu innych krajach Europy (i nie tyko Europy) poprawia płynność ruchu i bezpieczeństwo. Dzięki czasomierzom kierowcy otrzymują informację, która umożliwia im odpowiednio wcześnie przygotować się do kontynuowania jazdy, a z drugiej strony pozwala ocenić, czy zdążą sprawnie, bez niepotrzebnego ryzyka przejechać przez skrzyżowanie.

Nasze starania są wspierane działaniami niektórych parlamentarzystów. Niestety, wciąż trafiamy na opór ze strony ludzi odpowiedzialnych za organizację ruchu. Pozostają oni niechętni wobec postulatów szerszego wprowadzania sekundników. Ba - zapowiadają ich całkowite usunięcie z polskich miast. Powołują się przy tym na kontrowersyjne opinie ekspertów, wedle których uliczne czasomierze w niczym nie pomagają kierowcom i wręcz powodują wzrost zagrożeń na drogach. Są też ponoć niemożliwe do zastosowania w tzw. inteligentnych systemach sterowania ruchem.

Reklama

Sojusznikiem w walce o czasomierze jest również Ryszard Kownacki, który przygotował animowany film, ukazujący pożytki płynące z instalowania sekundników, zwanych przez niego "czasolicznikami przyświatłowymi".  Jego zdaniem są one znacznie większe i ważniejsze niż "możliwość przygotowania się do ruszenia z miejsca (włączenia biegu ) czy też eliminacji gwałtownych hamowań."

W nadesłanym do nas obszernym liście Ryszard Kownacki dzieli korzyści wynikające z montażu sekundników na bezpośrednie i pośrednie. Te pierwsze "wiążą się głównie ze spadkiem energochłonności mechanicznej ruchu, zapotrzebowań na moce chwilowe oraz sił napędowych i hamujących". Do tej grupy benefitów zaliczamy spadek zużycia paliwa, emisji spalin, hałasów i pyłów, mniejsze zużycie elementów pojazdów, "zmniejszenie prawdopodobieństwa kolizji dzięki precyzyjniejszej regulacji ruchu, zmniejszenie skutków ewentualnych kolizji dzięki możliwości stosowania niższych limitów prędkości bez obniżania prędkości średnich, lepsze wykorzystanie powierzchni dróg, dzięki możliwości skrócenia czasów pośrednich w cyklach sygnalizacji."

Korzyści pośrednie wynikają ze zmian parametrów przyszłych pojazdów, głównie miejskich. Ze względu na mniejsze zapotrzebowanie na energię podczas ruchu mogłyby być one lżejsze i krótsze. Na powszechnym wprowadzeniu "czasoliczników przyświatłowych" zyskałby także transport zbiorowy i taksówki. Tańsza komunikacja publiczna byłaby bardziej kuszącą alternatywą dla samochodów prywatnych.

Jest warunek - sekundniki musiałyby mieć inną konstrukcję. Być po prostu dużo większe niż obecnie, tak, aby wyświetlane na nich informacje były czytelne z dalszej odległości.

Drugim warunkiem jest zdyscyplinowanie kierowców, którzy powinni bezwzględnie przestrzegać limitów prędkości w okolicach sygnalizacji.

Ryszard Kownacki ostro krytykuje, jak ich określa, "fachowców od ruchu", sabotujących rozsądne i oryginalne pomysły.  Faktycznie, stawiają oni na inne rozwiązania. Oto Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie planuje zmienić organizację ruchu na jednej z głównych, przelotowych arterii miasta - Alei Trzech Wieszczów. Efektem ma być, jak czytamy w komunikacie ZIKiT, "zwiększona przepustowość, poprawa płynności jazdy, usprawnienie przejazdu komunikacją zbiorową i być może dopuszczenie rowerów do jazdy buspasem". 

Główna zmiana polegać będzie na obniżeniu dopuszczalnej prędkości na wspomnianym ciągu ulic z obecnych 70 km/godz. do 50 km/godz. Pozwoli to na zmianę "geometrii pasów ruchu" przeznaczonych dla samochodów (czyli, choć nie mówi się o tym wprost, zapewne ich zwężenie). Poszerzone za to zostaną buspasy, "dzięki czemu autobusy będą poruszać się sprawniej". "Być może szersze buspasy sprawią, że uda się na nie wpuścić również rowerzystów" - mówi Łukasz Franek, zastępca dyrektora ZIKiT ds. transportu.

Dowiadujemy się także, że proponowane rozwiązania to efekt wypracowany przez ekspertów od transportu drogowego podczas "Forum na rzecz czystego powietrza".

 - To jakiś absurd - komentuje pomysły "fachowców od ruchu" jeden ze znajomych krakowskich kierowców. - Jeszcze chyba nigdy w ciągu dnia nie udało mi się rozpędzić na Alejach do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Są przecież stale zakorkowane. Podejrzewam, że zasadniczą przyczyną zapowiadanych zmian jest chęć dostarczenia policji bata na motocyklistów i innych szaleńców za kierownicą, którzy urządzają sobie na tej drodze nocne, nielegalne wyścigi. Po obniżeniu limitu prędkości wystarczy, że pojadą 101 km/godz. i już będą mogli pożegnać się z prawem jazdy. Zwężenie pasów spowoduje wzrost liczby kolizji, obcierek, uszkodzonych lusterek. Co to ma wspólnego ze zwiększeniem przepustowości i poprawą płynności jazdy? A rowerzyści na buspasach? Trzeba być chyba idiotą albo samobójcą, żeby zaryzykować pedałowanie wyjątkowo ruchliwą ulicą, w smrodzie spalin, co chwila będąc wyprzedzanym przez autobusy MPK, karetki na sygnale, busy i taksówki.    

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy