Wracając autem z Chorwacji...
Od początku lat 90. niemal co roku jeżdżę samochodem na urlop z Polski do Chorwacji. Najczęściej na półwysep Istria, zazwyczaj przez Czechy, Austrię i Słowenię.
Z zainteresowaniem i podziwem (a także z zazdrością, bo większość z nich następuje, niestety, poza terenem naszego kraju) obserwuję zmiany, jakie zachodzą na tej trasie. Ostatnią, bardzo ważną, jest ukończenie i udostępnienie drogi ekspresowej, skracającej i ułatwiającej przejazd przez Wiedeń. Co jednak ciekawe, pomimo coraz to nowych udogodnień, podróż trwa praktycznie równie długo, jak przed dwudziestu laty. Głównie z powodu wciąż rosnącego ruchu. (*)
Na granicy dwie godziny...
Korki doskwierają zwłaszcza w drodze powrotnej. Pokonanie około 60-kilometrowego odcinka z nadmorskiej miejscowości Vrsar do granicy Chorwacji ze Słowenią (przejście Kastel - Dragonja) w poniedziałkowe przedpołudnie zajęło nam dwie godziny. Całe szczęście, że kontrola graniczna sprowadza się do leniwego machnięcia ręką (choć to przecież zewnętrzna granica Unii Europejskiej!). Obywatele Polski nie muszą nawet pokazywać paszportów. Być może przez tę część Chorwacji będzie jechało się płynniej po oddaniu drugiego pasa ruchu na przecinającej Istrię tranzytowej trasie A 9, co zmieni tę drogę w autostradę.
Wielokilometrowe korki tworzą się także przed Lublaną, a także na remontowanej w kilku miejscach autostradzie A 2 w Austrii. Nawiasem mówiąc, ten ostatni szlak, kiedyś imponujący rozmachem (tunele, wiadukty...) nie tylko Polakom, przybladł na tle niedawno oddanych do użytku, supernowoczesnych autostrad w Chorwacji i Słowenii.
Gdzie kupować paliwo?
W kwestii zakupu paliwa też w ciągu lat nastąpiły zmiany. Kiedyś obowiązywała następująca strategia: do Czech z Polski wjeżdżało się z pełnym bakiem, dotankowując pod korek w Mikulovie, na ostatniej stacji przed granicą z Austrią. Potem, w razie potrzeby, zajeżdżało się jeszcze pod dystrybutor w Słowenii. Dzisiaj jest inaczej. Najtańsza jest benzyna w... Austrii. Za litr bezołowiowej 95 w miejscowości Hobersdorf (między Mikulovem a Wiedniem) płaciliśmy 1,174 euro, czyli ok. 4,70 - 4,80 zł. To sporo taniej niż w Czechach i nieco taniej niż w Słowenii, gdzie na stacjach przy autostradzie litr LO 95 kosztuje nieco ponad 1,2 euro. W Chorwacji na stacjach INA to samo paliwo kosztowało w połowie sierpnia ok. 8,3 kuny, czyli mniej więcej tyle, co w Austrii.
Drogie winiety
Istotny wpływ na koszty podróży mają ceny winietek autostradowych. Na polsko-czeskim przejściu granicznym w Cieszynie za 65 zł kupiliśmy ważną przez miesiąc winietę na Czechy, choć chyba bardziej opłacało się płacić koronami (350 CZK). Z powodu niekorzystnego przelicznika walutowego zrezygnowaliśmy z kupna winiety austriackiej, w którą zaopatrzyliśmy się na przejściu Mikulov - Drasenhofen. 10-dniowa kosztuje 7,90 euro. Drugą, identyczną, nabyliśmy w drodze powrotnej. To korzystniejsze rozwiązanie niż jednorazowe kupno winiety dwumiesięcznej za 22,90 euro.
Mocno zdzierają ze zmotoryzowanych turystów Słoweńcy. Za 30-dniową winietę uprawniającą do korzystania z tamtejszych autostrad - jak wspomnieliśmy, świetnych - każą sobie płacić 30 euro (są też winiety tygodniowe, za 15 euro). Sporo, choć z drugiej strony tyle, co opłaty za cztery przejazdy tam i z powrotem kawałkiem naszej, wiecznie remontowanej autostrady A 4 między Krakowem a Katowicami...
Do powyższych wydatków należy doliczyć 14 kun (ok. 8 zł) za płatny odcinek drogi A 9 w Chorwacji (fantastyczny wiadukt Mirna!).
Reasumując: przy planowaniu wakacyjnego budżetu w pozycji: "opłaty drogowe" trzeba wpisać kwotę ok. 250 zł. Jadąc kamperem lub z przyczepą oczywiście odpowiednio więcej.
W domu... najgorzej
Na koniec jeszcze jedna, smutna, konstatacja: wszędzie dobrze, ale w domu... najgorzej. Spośród wszystkich przejść granicznych najwięcej czasu zmarnotrawiliśmy w Cieszynie. Jego przekroczenie w powszedni dzień, około godz. 22, zajęło kwadrans. Konwoje ciężarówek, zaniedbane, porośnięte wysokimi chaszczami pobocza, jakieś bariery, poprzewracane pachołki; wrażenie wszechobecnego bałaganu, ciemno, ponuro, do tego kuriosum w postaci płatnego (na przejściu granicznym!) parkingu... Zgroza.
Potem chwila oddechu na fajnej ekspresówce, ale za Bielskiem Białą znowu horror - udająca trasę szybkiego ruchu krajowa "jedynka" z licznymi przejściami dla pieszych, kolizyjnymi skrzyżowaniami, co chwila wstrzymującą ruch sygnalizacją świetlną i licznymi budkami fotoradarów.
A propos fotoradarów - na liczącej ponad 2000 kilometrów szlaku nigdzie, poza Polską, nie spotkaliśmy choćby jednego takiego urządzenia. A jeździ się tam bez porównania bezpieczniej...
(*) - list do INTERIA.PL
Chcesz i ty podzielić się własnymi doświadczeniami z wakacyjnych wyjazdów samochodem za granicę? Czekamy na wasze teksty i zdjęcia. Na wspomnienia z minionych lat, ale przede wszystkim na relacje jak najbardziej współczesne. Na uwagi i rady, które mogą przydać się zmotoryzowanym internautom, wybierającym się na urlopy w różne strony świata.
AUTORZY WAKACYJNYCH TEKSTÓW, KTÓRE TRAFIĄ NA ŁAMY SERWISU MOTORYZACJA OTRZYMAJĄ OD NAS UPOMINKI.