Pożyczasz samochód zagranicą? Uważaj!

Mamy początek lipca, a więc sezon wakacyjny się rozkręca. Większość osób jeszcze raczej z utęsknieniem czeka na urlop, niż ma już go za sobą. Wielu z nas wyjedzie za granicę, często korzystając np. z samolotów. Do zwiedzania przydaje się jednak samochód, dlatego dużą popularnością cieszą się ich wypożyczalnie.

Okazuje się jednak, że wypożyczając samochód, można stać się ofiarą oszustwa. Taki właśnie przypadek opisał w liście do redakcji jeden z naszych czytelników, który wybrał się do Norwegii i na miejscu korzystał z wypożyczalni Europcar. Jego historię należy traktować jako ostrzeżenie, a główny wniosek, jaki można wyciągnąć, to konieczność wnikliwego oglądania wypożyczanego samochodu i natychmiastowego zgłaszania ewentualnych, dostrzeżonych usterek.

Drugim, mniej ryzykownym, ale droższym rozwiązaniem jest wykupienie dodatkowego ubezpieczenia.

Reklama

Oddajemy głos naszemu czytelnikowi (pisownia oryginalna):

"18-20 maja byliśmy w Stavanger w Norwegii. Wypożyczyliśmy auto w Europcar, zapłaciliśmy za wypożyczenie z góry. Jedynie do dopłaty miały być drogi lokalne.Przy odbiorze samochodu nikogo nie ma przy aucie.

Pani w biurze bardzo uprzejmie wciska dodatkowe ubezpieczenie. Nie braliśmy go, bo wiedzieliśmy, że autem będziemy jeździć bardzo spokojnie, tak się jeździ zresztą w Norwegii. Od 20 lat nie miałem ani kolizji, ani zadrapania, więc stwierdziłem, że podstawowe ubezpieczenie mi wystarczy.

W tzw. "damage log" czyli raporcie uszkodzeń Pani zaznaczyła 1 rysę i powiedziała, że jeśli są inne prosi o zdjęcia. Przy aucie okazało się, że rys jest więcej, ale maluteńkich, które sfotografowaliśmy. Pod auto się nie wczołgaliśmy, w końcu to Norwegia, każdy każdemu ufa, ludzie tacy mili, etc.

Po 2 dniach oddaliśmy auto w tym samym stanie, nawet się nie pobrudziło, zrobiliśmy 70 km. Mam 2 dorosłych świadków na to. Poinformowano nas, że auto odstawia się na parking, a kluczyki odnosi do pracownika. Zdziwiło to nas, ale znowu, ufni w norweskie standardy, zostawiliśmy auto i oddaliśmy klucze, INFORMUJĄC jednak pracownika, że rysek było więcej. Pani sympatycznie odpowiedziała, że nie szkodzi, ona wie i że finalna faktura dojdzie do mnie.

Po 2 tygodniach dostałem rozliczenie autostrad, a karta została obciążona, zgodnie z tym co oczekiwałem.

Po prawie 2 miesiącach, dostałem fakturę na 9500 NOK = 4300 zł za rzekome zniszczenia, których nie zrobiłem. Wyglądają wg nich one tak jak na zdjęciu, gdzieś pod przednim zderzakiem. Oczywiście ja ich nie mogłem zrobić, gdyż poruszałem się jedynie po drogach publicznych asfaltowych. Nigdy do niczego nie dojeżdżałem. Parkowałem na płatnych parkingach na co mam kwity. Mam też świadków potwierdzających moją wersję.

Myślałem zatem, że to pomyłka i szybko poprosiłem o cofnięcie transakcji (karta już została obciążona).

Po 4 dniach bez odpowiedzi poprosiłem znajomego inżyniera, który pracował w Norwegii, by ze swojej norweskiej komórki zadzwonił do Europcar, bo mojego telefonu ciągle nikt nie odbiera. Jemu udało się od razu dodzwonić i poprosił o kontakt ze mną. Od tego czasu Europcar uparcie stara się dowieść, że to ja zrobiłem rysę.

Nie posiadają, lub nie chcą mi pokazać, właśnie tego damage log, czyli raportu. Sami przyznali, że nie wiedzą kiedy zrobiono tę rysę, ale skoro nie było jej w moim raporcie, a pojawia się w następnym jest ona przypisana do mnie. Szkodę wycenili na 11.000 NOK i 9500 pobrali ode mnie. Na prośbę o wyjaśnienia po prostu piszą, że we are sorry, but we don't agree.

Przesyłają mi natomiast email z wiadomością z programie Word, którą rzekomo do mnie wysłali - nic takiego nie dostałem. Nigdy przed 4.07 nie dostałem od nich nic dotyczące tej sprawy. 4.07 gdy dostałem od nich fakturę już 03.07 potrącono środki z mojej karty kredytowej. Sprytnie, tak abym nie mógł zareagować w banku, bo jest to oczywiste oszustwo.

Pisałem w tej sprawie do nich, do ambasady w Norwegii, wszędzie. Znikąd pomocy. Próbuje zablokować tą transakcję w banku, jako nieautoryzowaną.

4300 za zadrapanie, którego nie zrobiłem boli podwójnie. Widać nadal podwójne standardy. Polaków bez dodatkowego, drogiego ubezpieczenia łatwo jest naciąć i iść w zaparte.

Sprawą na ten moment zajmuje się prawnik, od jutra również polska Policja. Próbujemy zgłosić tę sprawę do lokalnej Policji w Stavanger.

Sprawa również śmierdzi na kilometr, bo pracownik Europcar prosił, że jeśli znajdziemy cokolwiek innego przy aucie (nikt nigdy nie wydawał auta przy nim, ani nie odbierał przy nim) to powinniśmy zrobić zdjęcia i zgłosić. Praktyką ich firmy zatem jest naciąganie poprzednich klientów, przy zgłoszeniu przez następnych i tak w kółko, ponieważ mam raport ich firmy, gdzie nie pokazują innych mikro uszkodzeń, a potem chętnie o nich słuchali."

(imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy