Groźny przekręt handlarzy. Możesz stracić samochód!

W 2013 roku pan Zbigniew z Poznania kupił w komisie używany samochodów marki Volkswagen. Podpisał umowę "in blanco" popularnie nazywaną umową "na Niemca". Co było dalej?

Pan Zbigniew miał pewne wątpliwości co do legalności i ewentualnych konsekwencji podpisania takiej umowy. Jednak kiedy zapytał o to handlarza, usłyszał, że: "nie ma się o co martwić, wszystko jest zgodne z prawem, poza tym w ten sposób sprzedaję auta od wielu lat i jeszcze nigdy nie miałem przez to żadnych problemów".

Handlarz, przynajmniej po części, mówił prawdę. Rzeczywiście nie mógł mieć żadnych problemów, ponieważ na żadnej wystawionej przez niego umowie nie było jego danych. Problemy miał za to pan Zbigniew. Pod koniec 2016 roku w jego domu pojawiła się policja, która poinformowała go, że auto, którego jest właścicielem, zostało kilka lat temu skradzione w Berlinie.

Reklama

Ponieważ samochód pochodził z kradzieży,pan Zbigniew musiał wykazać prawo własności. Zgodnie z kodeksem cywilnym nabywa się je poprzez trzyletnie posiadanie auta nabytego "w dobrej wierze", czyli bez jakiejkolwiek wiedzy czy podejrzeń, że mogło ono być wcześniej skradzione.

 Tak właśnie było w przypadku pana Zbigniewa. Na jego szczęście był on właścicielem auta od ponad 3 lat. Musiał jednak udowodnić, że nie miał świadomości, iż samochód pochodził z kradzieży. Stwierdzenie, czy pojazd ma zatarte oryginalne numery nadwozia zostało wydane w postępowaniu karnym na podstawie opinii policyjnego biegłego. Cały proces trwał ponad trzy miesiące. W tym czasie samochód musiał być "do dyspozycji policji" - prokurator wydał nakaz zatrzymania dowodu rejestracyjnego. W praktyce oznaczało to nie tylko zakaz korzystania z pojazdu, ale też uniemożliwiło jego ewentualną sprzedaż.

Na  szczęście sprawę udało się zamknąć po czterech miesiącach od momentu odwiedzin policji w domu pana Zbigniewa. Dla właściciela historia skończyła się happy endem, zostało po niej jedynie kilka siwych włosów i pewność, że nigdy więcej nie kupi on auta z umową "Na Niemca". 

Mogło być jednak znacznie gorzej. Jeśli policyjny biegły orzekłby, że numery samochodu zostały "przebite", auto straciłoby walor pojazdu dopuszczonego do ruchu po drogach publicznych. Mówiąc krótko - pan Zbigniew nie mógłby legalnie wyjechać samochodem poza obręb własnej posesji.

Historia pana Zbigniewa jest jedną z wielu, które w ostatnich latach przytrafiły się Polakom. Ocenia się, że rocznie nawet kilkaset tysięcy aut sprowadzonych do Polski ma sfałszowaną umowę zakupu i jest sprzedawanych na umowy "in blanco", czyli popularnie "na Niemca".

Na czym polega sprzedaż samochodów używanych z taką umową? Nierzetelni handlarze (czasem nawet nie prowadzący oficjalnej działalności gospodarczej) kupują samochód za granicą (najczęściej właśnie w Niemczech) i od sprzedającego - osoby prywatnej bądź firmy-pośrednika - otrzymują fakturę lub umowę zakupu wystawioną na siebie. 

Następnie, by uniknąć płacenia podatków, nie rejestrując auta, szukają w Polsce nabywcy. Ten kupuje auto na podstawie umowy "in blanco", często nie zdając sobie z tego sprawy, fałszując informacje o transakcji. W umowie jako sprzedawca widnieje bowiem mityczny "Niemiec", a reszta danych sugeruje, że umowa została zawarta poza granicami Polski. Nie trzeba chyba dodawać, że w zdecydowanej większości przypadków dane lub podpisy "Niemca" na umowie są sfałszowane.

Dlaczego klienci zgadzają się na takie fałszerstwo? Bo oszczędzają kilkaset złotych opłaty akcyzowej na zaniżonej wartości pojazdu i nie płacą 2 proc. podatku od czynności cywilnoprawnych. Ale ryzykują o wiele, wiele więcej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama