Volkswagen Golf R. Inni kierowcy mocno się dziwią!

Niewiele jest samochodów, po przejażdżce którymi nic nie jest już takie samo. Do tej elitarnej grupy należy bez wątpienia... Volkswagen Golf. Wyjaśnijmy - wcale nie upadliśmy na głowę. Nie chodzi nam jednak o zwykłego Golfa...

Nasze postrzeganie świata diametralnie odmieniła jego usportowiona odmiana - niepozorny Golf R.

Fanom motoryzacji podrasowany kompakt z Wolfsburga kojarzy się jednoznacznie z modelem GTI. Moc 245 KM i sprint do setki w 6,2 sekundy robią wrażenie, ale bohater naszego testu zdaje się chodzić w zupełnie innej lidze. Pod maską topowej "eRki" drzemie potwór ziejący mocą aż 310 KM. A - wierzcie na słowo - stado dodatkowych 65 koni robi ogromną różnicę!

Sportowe aspiracje zdradzają 18-calowe obręcze kół z oponami w rozmiarze 225/40 (w prezentowanym egzemplarzu opcjonalne 19 cali), obniżone o 20 mm zawieszenie, przestylizowane zderzaki czy lakierowane na srebrno obudowy lusterek. Nie da się też przeoczyć dwóch podwójnych końcówek układu wydechowego i wieńczącej tylna klapę lotki.

Reklama

Mimo wszystko, największą zaletą tak uzbrojonego Golfa pozostaje... niepozorność. Poszczególne generacje niemieckiego kompaktu tak często stawały się bazą do przeróbek, że oko przeciętnego kierowcy zdaje się zupełnie nie dostrzegać subtelnej muskulatury pojazdu. Zachodzi tu podobne zjawisko, jak z internetowymi reklamami. Przyzwyczailiśmy się do nich tak bardzo, że nie zwracamy już na nie uwagi. W przypadku Golfa R to poważny błąd!

Za miarę tego zjawiska posłużyć może średnica oczu kierowców najnowszych BMW czy Mercedesów, gdy nagle uświadamiają sobie, że z lewego pasa autostrady zgania ich... no właśnie... Golf?! Na jeszcze większy szok przygotować się muszą ci, którzy pędzeni ambicją, postanowią pokazać kierowcy "eRki", "gdzie jego miejsce". Możliwości auta mieliśmy okazję sprawdzić m.in. na niemieckich autostradach i - chociaż nie ma się czym chwalić - nie mamy wątpliwości, że wpędziliśmy w depresję kilku nazbyt pewnych siebie miłośników herbaty z mlekiem...

Pod maską Golfa R drzemie znany z innych modeli Grupy Volkswagena silnik 2,0 l TSI. Doładowana jednostka z bezpośrednim wtryskiem rozwija moc 310 KM (dostępną w zakresie 5500-6500 obr./min) i maksymalny moment obrotowy 400 Nm. Wartość osiągana jest już przy 2000 obr./min i pozostaje na niezmienionym poziomie aż do 5400 obr./min! W efekcie kierowca liczyć może na świetną reakcję na gaz w całym zakresie prędkości obrotowej, potęgowaną dodatkowo przez ultraszybką, dwusprzęgłową, siedmiostopniową przekładnię DSG. Co więcej inżynierowie Volkswagena zadbali o to, by para nie szła w gwizdek. Auto standardowo oferowane jest z układem napędu na obie osie 4MOTION (z międzyosiowym sprzęgłem typu Haldex) i elektroniczną blokadą mechanizmu różnicowego (XDS).

Efekt? Porażający. Dozwolone na wielu obwodnicach 80 km/h pojawiają się na prędkościomierzy po skromnych 3,3 s od startu. Osiągnięcie pierwszej setki zajmuje autu zaledwie 4,6 s. To zaledwie o pół sekundy wolniej niż w topowym BMW M3! Prędkość maksymalna to  ograniczone elektronicznie 250 km/h.

Dech w piersiach zapiera jednak nie sprint do 100 km/h, ale to, z jaką lekkością Golf R przyspiesza w zakresie prędkości autostradowych. Turbodoładowanie i reagująca w mgnieniu oka przekładnia DSG sprawia, że sadystyczne "upokarzanie" kierowców wyprzedzanych samochodów jest wręcz dziecinnie proste. Wciskamy prawą nogę w podłogę, zapieramy ręce o kierownicę i... już po kilku sekundach widzimy w lusterku punkcik wielkości muchy. Auto nie przez przypadek dorobiło się tytułu najszybszego drogowego Golfa w historii!

Trzeba też dodać, że dzięki bezpośredniemu układowi kierowniczemu i bardzo sprawnym hamulcom, kierowca nie ma poczucia balansowania na krawędzi. Oczywiście ofensywna jazda po krętych drogach wymaga doświadczenia i umiejętności, ale nie ma się co oszukiwać - samochody o mocy przeszło 300 KM nie trafiają raczej do garaży emerytów.

Najpiękniejszą cechą Golfa R nie jest jednak jego sportowy charakter lecz pragmatyzm. To wciąż wygodny, dobrze "skrojony" i funkcjonalny kompakt, który równie dobrze sprawdzi się na torze, jak i w codziennych dojazdach do pracy. Fakt, w bagażniku zmieści się nieco mniej bagażu, niż w standardowych odmianach (konieczność zamontowania tylnego dyferencjału ograniczyła pojemność kufra do 343 l), ale na tym - w zasadzie - wyrzeczenia się kończą. Co najwyżej pamiętać trzeba jeszcze o większej średnicy zawracania (10,9 m) i niskoprofilowych oponach. Nie są to jednak cechy degradujące auto do roli weekendowej zabawki. Z codziennej eksploatacji nie wyklucza również zaskakująco rozsądne zużycie paliwa. Szybka jazda autostradowa skutkuje wynikami na poziomie 12-14 l/100 km. W normalnej eksploatacji uzyskiwaliśmy średnio około 11 l/100 km, co uznać należy za niezły wynik, biorąc pod uwagę, że samochód prowokuje do dynamicznej jazdy. Fakt - obiecywane przez Volkswagena 7 l/100 km można raczej wsadzić między bajki, ale wyniki na poziomie 8,5-9 l/100 km są już zupełnie realne.

Mało tego - możliwość skonfigurowania ustawień auta i wyboru trybu jazdy (SPORT, NORMAL, ECO, Individual) sprawia, że daleka podróż autostradą nie musi wcale skutkować bólem głowy. Odmiana R jest też zaskakująco rozsądnie wyposażona. Już w standardzie zyskujemy takie elementy, jak np.: automatyczną, dwustrefową klimatyzację, adaptacyjny tempomat (działa do 210 km/h), nastrojowe oświetlenie wnętrza Ambiente czy pełny pakiet elektryczny. Żadnych dopłat nie wymagają też: sportowe fotele, wielofunkcyjna, trójramienna kierownica, tapicerka z elementami z alcantary i komputer pokładowy z kolorowym wyświetlaczem.

Tak skonfigurowane auto oznacza konieczność rozstania się z kwotą 165 990 zł. To blisko o 100 tys. więcej, niż zapłacić trzeba za bazowego Volkswagena Golfa z silnikiem 1,2 l TSI o mocy 85 KM. Jeśli zdecydujemy się na kilka dodatków pokroju: nawigacji satelitarnej z 9,2-calowym wyświetlaczem (8100 zł), skórzanej tapicerki (8320 zł), adaptacyjnego zawieszenia ACC (4410 zł) czy większych felg w rozmiarze 19 cali (3190) łatwo przekroczymy pułap 200 tys. zł. Testowany przez nas egzemplarz wyceniony został na nieco ponad 216 tys. zł.

Oczywiście - nie zamierzamy się spierać. Jak za "plebejskiego" Volkswagena Golfa kwota może się wydawać astronomiczna. Musicie jednak zdawać sobie sprawę, że nie kupujecie za nią samochodu, ale mobilne laboratorium zmieniające benzynę w mililitry endorfin. To wasza prywatna fabryka używek, których dostaniecie legalnie, ani na litry!

 Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy