Porsche panamera, czyli ekscytujące sprzeczności

​Nazwa Porsche jednoznacznie kojarzy się z samochodami sportowymi: szatańsko mocnymi, diabelnie szybkimi i piekielnie drogimi. Budzącymi nieziemskie emocje, lecz nieludzko słabo nadającymi się do codziennego użytkowania.

Już wprowadzenie na rynek potężnego SUV-a cayenne, a później mniejszego macana zostało uznane przez ortodoksyjnych wielbicieli legendarnej marki za zdradę jej tradycyjnego charakteru. A co dopiero myśleć o panamerze - luksusowej, mierzącej ponad 5 metrów długości limuzynie?

Pięcioro drzwi, kabina swobodnie mieszcząca cztery dorosłe osoby, pojemny bagażnik (445 litrów), umieszczony z przodu silnik, który w dodatku może być dieslem, tak jak w pojeździe udostępnionym nam do aut testowych... Zeusie, ty widzisz i nie grzmisz?! Nic dziwnego, że sam producent  reklamuje ten model hasłem "Ekscytujące sprzeczności".

Reklama

Odmienności jest sporo, jednak już pobieżny ogląd wystarczy, by przekonać się, że mamy do czynienia z przedstawicielem marki z Zuffenhausen, nosicielem cech, które spece od PR nazywają wdzięcznie "DNA designu". Świadczy o tym choćby  charakterystycznie ukształtowana przednia część pojazdu z typowymi dla Porsche reflektorami. Twórcy panamery bardzo starali się również, aby ich dzieło przy całej swojej "limuzynowatości" sylwetką przypominało rasowy samochód sportowy. Nadali mu zatem linię coupe. Dynamikę auta podkreślają "skrzela" w błotnikach, 20-calowe koła z czarnymi zaciskami hamulców, sportowe, czarne końcówki wydechu i ledowe światła.

Ogromne wrażenie robi wnętrze panamery. Jasnobrązowa (w oficjalnej nomenklaturze kolor ten określa się jako "cognac"), naturalna skóra, podsufitka z alcantary, drewniane wstawki z mahoniu jachtowego, chrom na detalach, które w pojazdach innych marek wykonane są zazwyczaj z najzwyklejszego, taniego plastiku. Nie ma chyba nikogo, kto zasiadłszy po raz pierwszy w tak eleganckiej i fantastycznie wykończonej kabinie nie stracił choćby na chwilę oddechu.

Gdy dojdziemy już do siebie, nie będziemy jakichkolwiek wątpliwości, że wsiedliśmy do porsche. Kierowca ma przed oczami klasyczny dla tej marki zestaw pięciu okrągłych, częściowo zachodzących na siebie "zegarów" z umieszczonym centralnie, największym spośród nich obrotomierzem. Jest też znany z innych modeli Porsche stoper, zlokalizowany na szczycie deski rozdzielczej. Silnik uruchamia się niby-kluczykiem (ten właściwy możemy trzymać w kieszeni) w stacyjce znajdującej się oczywiście po lewej stronie kierownicy.

Jako się już rzekło, panamerą mogą komfortowo podróżować cztery dorosłe osoby. Każda z nich ma do dyspozycji własny, świetnie wyprofilowany, elektrycznie ustawiany fotel ze zintegrowanym zagłówkiem. Zarówno przednią, jak i tylną parę siedzeń oddziela masywna konsola. Oszałamia mnogość elementów sterujących rozmaitymi funkcjami auta. Próbowaliśmy policzyć te wszystkie pokrętła, guziki i dźwignie. Gdy doszliśmy do 80, zadzwonił telefon i musieliśmy zaczynać od początku. Dobrnęliśmy do 120, ponownie odezwała się komórka i... daliśmy sobie spokój. Co ciekawe, żadnych przycisków nie znajdziemy tam, gdzie najprędzej byśmy się ich spodziewali, czyli na kierownicy. Zostały one zastąpione dyskretnie ukrytymi za nią dźwigniami. Takie rozwiązanie z pewnością przydaje kokpitowi elegancji, ale wydaje się raczej mało praktyczne.

Testowaną panamerę napędzał sześciocylindrowy turbodoładowany silnik wysokoprężny o pojemności 2967 ccm, współpracujący z automatyczną skrzynią biegów Tiptronic S.  Byliśmy ciekawi jak ta nieprzesadnie w porównaniu z innymi modelami Porsche jednostka (300 KM) spisze się w bądź co bądź dużej i ciężkiej limuzynie. Katalogowe osiągi - prędkość maksymalna 259 km/godz., przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w 6 sekund - wyglądały wielce obiecująco. Rzeczywistość absolutnie nie rozczarowała. Maksymalny moment obrotowy na poziomie 650 Nm, osiągalnych już od 1750 obrotów na minutę, tylny napęd i adaptacyjne pneumatyczne zawieszenie z elektronicznym systemem regulacji amortyzatorów PASM robią swoje. Pomimo słusznych rozmiarów, masy i diesla pod maską panamera nie przynosi wstydu marce. Jeździ jak każde rasowe, sportowe Porsche. Fantastycznie trzyma się drogi, daje poczucie pełnej kontroli nad pojazdem, jest zrywna i szybka. Silnik V6 imponuje osiągami, kulturą i elastycznością pracy. I to wszystko przy nader umiarkowanym apetycie na paliwo, którego średnie zużycie na pozamiejskiej trasie nie przekraczało 7,5 litra na 100 km.

Kierowca może regulować prześwit auta, zmieniać nastawy układu napędowego i zawieszenia.  Ponieważ mamy jednak do czynienia z luksusową limuzyną, nawet w ekstremalnym trybie sport plus i przy wskazówce obrotomierza dochodzącej do czerwonego pola we wnętrzu auta jest niezmiennie cicho. Kto kocha ryk, bulgot i chrapliwe rzężenia dobywające się z potężnych silników sportowych superfur, będzie nieco zawiedziony. 

O wyposażeniu panamery z zakresu bezpieczeństwa, komfortu, informacji, łączności i pokładowej rozrywki nie warto się rozpisywać - jest więcej niż kompletne. Wystarczy powiedzieć, że wartość opcjonalnych dodatków obecnych w testowanym egzemplarzu wynosiła, uwaga, dokładnie 282 098 zł. Po dodaniu tej kwoty do bazowej ceny modelu, czyli 387 800 zł, otrzymamy ostateczny rachunek opiewający na prawie 667 000 zł. Dziękujemy, można usiąść...

   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy