​Volvo V90. Na miejscu szefów Mercedesa, Audi i BMW nie spalibyśmy spokojnie

Jest słoneczny poranek. Do wspólnego śniadania w jasnym, przestronnym, urządzonym "po skandynawsku" domu, zasiada rozradowana rodzina. Uśmiechnięta, pełna wdzięku i ciepła mama, uśmiechnięty, zabójczo przystojny tata (w białej koszuli i pod krawatem, co sugeruje, że zaraz wybiera się pracy) i dwójka uśmiechniętych dzieci, o urodzie jak z obrazka. Po zjedzeniu płatków z mlekiem i paru grzanek, oczywiście w wersji "BIO" i "ekologisk", wsiadają do pięknego i lśniącego samochodu, który rozwiezie ich do codziennych zajęć.

W kolejnym ujęciu widzimy tę samą radosną czwórkę, która tym samym autem jedzie na niedzielną wycieczkę - z bagażnikiem wypełnionym sprzętem niezbędnym do uprawiania zdrowych sportów. Scena trzecia i ostatnia: pogoda nagle się załamała, grzmi, leje i wieje, ale nasza wracająca z wycieczki rodzina zachowuje całkowity spokój, bo przecież  podróżuje pojazdem w pełni godnym zaufania, ultrabezpiecznym... Tak mogłaby wyglądać reklama nowego Volvo V90, którym szwedzka marka chce naruszyć tradycyjną dominację niemieckich liderów segmentu Premium w tej klasie samochodów osobowych. I ma na to wszelkie szanse...

Reklama

Niedawno zdawaliśmy relację z jazd Volvo S90. Po sedanie przyszła teraz kolej na kombi V90. Obie wersje aut, jak to w rodzeństwie, wykazują mnóstwo podobieństw. Są też jednak różnice, choćby, co oczywiste, w wyglądzie zewnętrznym. Czarny S90 to wytworna limuzyna, która przywiodła nam na myśl park pojazdów służbowych, z których korzystają... kardynałowie watykańskich kongregacji. Wizerunek białego V90 kojarzy się z większym luzem, wakacyjnymi, rodzinnymi eskapadami. Co wcale nie znaczy, że kombi jest brzydsze od sedana. Przeciwnie - naszym zdaniem prezentuje się naprawdę doskonale. Żegnajcie, niezgrabne, kanciaste kształty poprzedników...

Wnętrza obu testowanych samochodów są praktycznie identyczne. Przestronność, wystrój, szlachetne materiały, nienaganne wykończenie, dbałość o detale... W V90,  tak samo jak w S90, znajdziemy zestaw wirtualnych instrumentów, duży,  pionowo zorientowany, tabletopodobny ekran dotykowy, za pośrednictwem którego steruje się większością  funkcji pojazdu, stylizowane na oszlifowane diamenty pokrętła na centralnej konsoli (jedno z nich służy do uruchamiania silnika), świetne fotele, pokryte elegancką tapicerką wykonaną z miękkiej skóry itp.

Podobne jest także wyposażenie obu siostrzanych modeli. Już w standardzie wersji Inscription - bardzo bogate. A tu dodatkowo uzupełnione m.in. o pakiety: Business Premium Sound (asystent parkowania równoległego i prostopadłego, nawigacja Sensus, audio Bowers & Wilkins z możliwością przekształcenia świetnie wyciszonej kabiny auta w salę filharmonii w Goeteborgu), Winter Pro (podgrzewane siedzenia tylne, podgrzewana kierownica, ogrzewanie parkingowe z możliwością programowania czasu, Volvo On Call z hotspotem WiFi), Versatility Pro (dostęp bezkluczykowy, elektrycznie składane siedzenia tylne i zagłówki tylne), Xenium (dach panoramiczny, wyświetlacz HUD , rolety przeciwsłoneczne w drzwiach, skórzane pokrycie deski rozdzielczej, kamera parkowania 360° - rozwiązanie bardzo przydatne przy manewrach parkingowych prawie pięciometrowej długości samochodem). Uff...

Różnice tkwią w tylnej i przedniej części pojazdów. Bagażnik sedana ma pojemność 500 litrów i niewielki otwór załadunkowy, kufer kombi jest nie tylko większy (560 l), ale i zdecydowanie, co akurat nie zaskakuje, bardziej funkcjonalny.

Zajrzyjmy teraz pod maskę. I tu, i tam pracowały czterocylindrowe silniki wysokoprężne o pojemności 1969 ccm, zespolone z ośmiostopniową przekładnią automatyczną. Testowane Volvo S90 D4 było napędzane turbodieslem o mocy 190 KM.  Nie dawał on żadnych powodów do narzekań, jednak jednostka w Volvo V90 D5 sprawia jeszcze lepsze wrażenie. Dysponuje większą mocą (235 KM) i wyższym momentem obrotowym (maksymalnie 480 Nm, wobec 400 Nm w S90 D4). Jest zrywniejsza (7,2 sekundy od 0 do 100 km/godz., w S90 - 8,5 s.), a dzięki  dwóm turbosprężarkom i wspomagającemu je kompresorowi pracuje niezwykle płynnie.

Na same pochwały zasługuje również zawieszenie, w którego konstrukcji, z tyłu, zastosowano, uwaga - resor piórowy. Jednak w wersji godnej XXI wieku, bo wykonany z kompozytu. Umieszczony poprzecznie z powodzeniem zastępuje sprężyny amortyzatorów. To wszystko, w połączeniu z napędem na obie osie, powoduje, że  wielkie szwedzkie kombi jest nie tylko dynamiczne, ale i bardzo pewne w prowadzeniu.

Duży, ładny, dynamiczny, komfortowy, świetnie wyposażony, pakowny, bezpieczny, oszczędny w zużyciu paliwa samochód renomowanej marki, z eleganckim, by nie rzec wysmakowanym, funkcjonalnym wnętrzem... Czego można by tu sobie jeszcze życzyć? Niższej ceny. Volvo V90 D5 AWD Inscription kosztuje bazowo 242 900 zł. Za testowany przez nas egzemplarz należałoby zapłacić prawie 100 tys. zł więcej. To mnóstwo pieniędzy, ale kto je ma i postanowi wydać na  zaprezentowany wyżej samochód - nie będzie żałował. Na miejscu szefów Mercedesa, Audi i BMW nie spalibyśmy spokojnie. Oj, nie...    

Aha, i jeszcze jedno. Kombi, w przeciwieństwie do sedana, nie miało na tylnych błotnikach idiotycznego ozdobnika w postaci miniaturowych szwedzkich flag i napisu "made by Sweden". Brawo wy!                  

Jacek Jurecki

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama