Yamaha Majesty S - idealna do miasta

Dzięki nowym przepisom posiadacze prawa jazdy kategorii B mogą jeździć teraz motocyklami z silnikami o pojemności do 125 ccm. Tylko jak zupełny żółtodziób poradzi sobie na skuterze, który jedzie ponad 100 km/h?

Niedawno miałem okazję po raz pierwszy spróbować swoich sił w prowadzeniu jednośladu. Chociaż może "jednoślad" to nie do końca precyzyjne określenie, ponieważ jeździłem Yamahą Tricity - skuterem wyróżniający się tym, że ma z przodu aż dwa koła. Nie potrafi on co prawda sam ustać, ale zapewnia większą stabilność i lepsze hamowanie, niż tradycyjny motocykl.

Pomimo tego, że nigdy wcześniej nie jeździłem jednośladem, z marszu poczułem na czym polega jazda skuterem i bardzo szybko lekki strach i obawy, przerodziły się w przyjemność i frajdę z jazdy. Chociaż moje doświadczenie nadal należałoby określić jako "niemal zarowe" z niecierpliwością czekałem na możliwość przetestowania kolejnego skutera.

Reklama

Tym razem w moje ręce trafiła o wiele bardziej tradycyjna konstrukcja - Yamaha Majesty S. Dwukołowy skuter, pozbawiony takich udogodnień, jak połączone ze sobą hamulce (używanie przedniego powoduje również lekkie hamowanie tyłem i na odwrót), ABS czy dodatkowa stabilność dwóch kół, jakie zapewniał model Tricity.

Różnicę w stabilności odczułem natychmiast - chociaż trójkołowiec przechyla się jak każdy jednoślad, manewrując nim czujemy się o wiele pewniej. Majesty sprawia wrażenie o wiele bardziej "żywotnego" i wymagającego silniejszej ręki. Natychmiast po ruszeniu jednak przestajemy to odczuwać, a doceniamy lepszą dynamikę - pojedyncze koło z przodu oznacza mniejsze opory toczenia.

Ponadto Majesty S napędzane jest nieznacznie mocniejszym silnikiem - 12 KM i 11,6 Nm maksymalnego momentu obrotowego (Tricity 11 KM i 10,4 Nm), a także waży odrobinę mniej - 148 wobec 156 kg. Wszystkie te różnice są drobne, ale przekładają się na większą przyjemność z jazdy.

Jak to w skuterze, moc przenoszona jest na tylne koło za pośrednictwem bezstopniowej skrzyni CVT. Pracuje ona bardzo płynnie i szybko reaguje na dodanie gazu i chęć przyspieszenia. W efekcie możemy bez problemu ruszać jako pierwsi spod świateł i bez obaw wyprzedzać wolniej jadące samochody. Trzeba jedynie pamiętać, że prędkość maksymalna Majesty S to 112 km/h, więc gdyby ktoś miał ochotę wybrać się nim poza miasto, to musi pogodzić się z tym, że będzie co chwilę wyprzedzany.

Na plus należy zaliczyć także zużycie paliwa - w ruchu miejskim wynosi ono koło 2,5 l/100 km, co przy baku o pojemności 7,4 l pozwala na pokonanie całkiem długiej trasy, bez konieczności odwiedzania stacji benzynowej.

Gdyby ktoś jednak chciał sobie zrobić wycieczkę Yamahą Majesty S, to będzie zadowolony z wyboru skutera. Pozycja za kierownicą jest wygodna - siedzimy wyprostowani i mamy dużo miejsca na nogi, a przed wiatrem chroni dość duża owiewka.

Nie da się jednak ukryć, że jest to skuter typowo miejski. W takich warunkach docenimy jego zwrotność, łatwość manewrowania między samochodami w korku, a także niezłe możliwości transportowe, dzięki dwóm schowkom - pod siedziskiem oraz przed kolanami prowadzącego (z haczykiem na siatkę). Na kilkudniowe zakupy wystarczy w zupełności (sprawdzone!).

Pochwalić należy również niezłe warunki podróżowania dla pasażera. Co prawda wyprofilowanie kanapy nie jest przesadnie komfortowe (typowe dla większości jednośladów), ale za to osoba siedząca z tyłu może liczyć na wysuwane podnóżki oraz bardzo solidne uchwyty, których może pewnie trzymać się w czasie jazdy.

Rzeczą natomiast, która mi przeszkadzała, był przeciętny komfort jazdy. W przypadku jednośladów jest to zwykle nie do uniknięcia, ale zawieszenie Majesty S zestrojono dość twardo. W większości sytuacji to nie przeszkadza, ale tak się składa, że podczas codziennych dojazdów do pracy mam do pokonania wyjątkowo wyboisty fragment drogi, na którym zwykle, chcąc nie chcąc, sprawdzam komfort resorowania samochodów testowych. Jadąc skuterem Yamahy musiałem ograniczać prędkość do około 40 km/h, a i tak trzęsło dość mocno.

Zastrzeżeń nie mam natomiast do układu hamulcowego. W przeciwieństwie do testowanego przeze mnie wcześniej Tricity, tutaj każda "klamka" działa w pełni niezależnie, ale dają one dobre wyczucie. Nawet ktoś, kto dopiero uczy się prawidłowo zatrzymywać jednoślad (używając obydwu hamulców, ale z większym naciskiem na przód), nie powinien mieć problemów z odpowiednim dozowaniem siły hamowania.

Jeśli chodzi o cenę, to Majesty S nie jest najtańszym skuterem na rynku, ale jak na Yamahę wcale nie jest przesadnie drogi. Oficjalna cena to 11 590 zł, co jest rozsądną propozycją. Szkoda tylko, że nie dostaniemy ABSu, nawet za dopłatą. Seryjnie możemy liczyć natomiast na przednie światła pozycyjne i tylną lampę wykonane w technologii LED oraz na felgi ze stopu metali lekkich.

Ponieważ nigdy nie zajmowałem się testowaniem jednośladów, trudno mi obiektywnie ocenić Yamahę Majesty S. Głównym założeniem jednak było sprawdzenie na ile przyjazny i łatwy w prowadzeniu jest on dla osoby bez doświadczenia. Test ten wypadł jak najbardziej pomyślnie - to dynamiczny i pewnie prowadzący się skuter, idealnie sprawdzający się podczas codziennej jazdy po mieście. Dzięki płynnie pracującej skrzyni bezstopniowej pozwala nawet zupełnemu nowicjuszowi poczuć się trochę jak kierowca "prawdziwego" motocykla. Manetkę gazu można przy ruszaniu bez obaw przekręcać do oporu (nie ma obaw, aby Majesty chciał podnosić przednie koło), a zestaw wskaźników obejmuje również obrotomierz (zupełnie niepotrzebny, ale miły bajer).

Michał Domański

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Yamaha | test
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama