Budowa autostrad

A1 za darmo aby "warszawce" ułatwić wypad nad morze. A co z A2 i A4?

Kampania wyborcza - czas obietnic i prezentów. Te pierwsze są domeną opozycji, zgodnie z hasłem, że "nikt ci tyle nigdy nie da, ile my ci obiecamy". Czy takie postępowanie nie jest jednak obarczone nadmiernym ryzykiem, bo ktoś może obiecujących w przyszłości z owych szumnych zapowiedzi rozliczyć? Spokojna głowa.

Po pierwsze, pamięć ludzka jest krótka, a poza tym po dojściu do władzy zawsze będziemy można sięgnąć po wygodną wymówkę, że chcieliśmy jak najlepiej, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, że poprzednia ekipa rządząca zostawiła kraj w aż tak opłakanym stanie. Więc sami wiecie, rozumiecie i wybaczycie...

No właśnie - ekipa rządząca... Ta, również nie stroniąc od obiecywania, specjalizuje się w rozdawnictwie podarków. Niekiedy czyni to w sposób planowy, umiejętnie rozkładając w czasie wydarzenia i decyzje, które powinny przysporzyć jej popularności. Nie ma przecież żadnego przypadku w tym, że w ostatnich miesiącach przed wyborami samorządowymi masowo kończy się ważne dla lokalnych społeczności inwestycje, otwiera nowe odcinki dróg itp.

Reklama

 Bywa też jednak, że czując na plecach oddech opozycji i widząc gwałtownie malejące sondażowe słupki poparcia, aktualna władza wpada w panikę i podejmuje nie do końca przemyślane kroki. Tak jest z decyzją, że podczas wakacyjnych weekendów, w określone dni i godziny, kierowcy będą mogli jeździć za darmo autostradą A1.

Najpierw króciutka powtórka z historii. W ubiegłorocznym sezonie urlopowym telewizja co i raz pokazywała gigantyczne korki, tworzące się przed punktami poboru opłat na prowadzącej nad Bałtyk rodzimej "autostradzie słońca". W krytycznych sytuacjach osobiście interweniował ówczesny premier Donald Tusk, nakazując okresowe podnoszenie szlabanów na bramkach dla rozładowania zatorów. Zapowiedział także rychłe kompleksowe załatwienie sprawy poprzez zmianę dotychczasowego systemu poboru opłat za korzystanie ze zbudowanych w ostatnich latach dróg. Z obecnego, anachronicznego, opartego na ręcznym inkasowaniu należności w kasach przy autostradowych bramkach, na nowoczesny, elektroniczny.  We wrześniu 2014 r. szefowa resortu infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska poinformowała, że może to nastąpić już w roku 2016 r. Zapowiadała, że taki system zostanie wprowadzony pilotażowo latem 2015 r. na odcinku autostrady A1 z Torunia do Gdańska.

Minister Bieńkowska, która wkrótce wyjechała do pracy w Brukseli, okazała się nadmierną optymistką. Jej następczyni na wspomnianym urzędzie, Maria Wasiak, stwierdziła bowiem, że realnym terminem wprowadzenia zapowiadanych zmian jest rok 2018. Wcześnie nie można ponoć tego uczynić ze względu na warunki umowy z firmą Kapsch, która obsługuje funkcjonujący od 2011 r. na drogach krajowych system viaToll. W radiowej wypowiedzi minister Wasiak na ten temat padło wiele mądrych i nie do końca zrozumiałych dla laików słów o otwartości nowego systemu na odcinki koncesjonowane, ale bez narzucania koncesjonariuszom określonych partnerów biznesowych,  o interoperacyjności europejskiej itd. Podsumowując: "Sorry, ale nie da się".

Minister Maria Wasiak mówiła o ekonomicznej racjonalności działań i konieczności unikania prowizorki. Jak w ten kontekst wpisuje się decyzja o czasowym, okazjonalnym podnoszeniu szlabanów na autostradzie A1? Czy o ma być ów anonsowany przez Elżbietę Bieńkowską "system pilotażowy"? Pytań i wątpliwości jest zresztą więcej...

Dlaczego z owego przywileju mają korzystać tylko użytkownicy tej jednej autostrady? Przecież Polacy jeżdżą na urlop nie tylko nad Bałtyk, a korki na bramkach są zmorą także na A2 i A4. Czyżby chodziło, jak sugerują internauci w swoich komentarzach, o ułatwienie życia "warszawce" podczas jej letnich weekendowych wypadów nad morze?

Nie ma nic za darmo. Ktoś musi zrekompensować zarządcy autostrady A1 szacowane na 40 mln zł straty wynikłe z czasowego zwolnienia użytkowników tej drogi z opłat. Kto? Budżet państwa. Rząd zdecydował o przekazaniu Krajowemu Funduszowi Drogowemu na ten cel kwoty nawet nieco większej, bo 50 mln zł. Oznacza to, że koszt ulgi przyznanej grupie kierowców pokryje ogół podatników. Nie wiadomo także, co podnoszą niektórzy komentatorzy, czy za jakiś czas o swoje nie upomni się fiskus, dochodząc do wniosku, że zwolnienie z opłaty autostradowej  stanowi dla kierowcy przychód, który winien być uwzględniony w rocznym zeznaniu PIT i opodatkowany.

Szlabany na A1 mają być podnoszone, jak to stwierdziła premier Ewa Kopacz, "w razie oceny, że natężenie ruchu jest nadmierne, będzie lub występuje korek". To znaczy kiedy? Jaka jest definicja drogowego korka? Jak oceniać nadmierność natężenia ruchu? Minister Maria Wasiak podkreśliła, że nie będzie tu żadnych szczegółowych wytycznych. O otwarciu przejazdu "będzie decydował podmiot zarządzający A1 na odcinku Gdańsk-Toruń". Jednocześnie zostanie on zobowiązany do składania sprawozdań, poddawanych następnie weryfikacji w celu sprawdzenia "czy formuła podnoszenia bramek nie jest nadużywana." Niejasność kryteriów, pozwalających na wydawanie publicznych pieniędzy z KFD, grozi aferami. A na pewno rozrostem biurokracji.

Na koniec przytoczmy kilka komentarzy internautów...

"Oni pojadą "za darmo", ja mając 35 lat nigdy nie byłem na wakacjach, bo mnie nie stać... i [ja] i inni za to zapłacimy" - pisze "warzywo".

" (...) żenująca populistyczna zagrywka..." - ocenia "gość".

"Jakim prawem jakiś urzędas decyduje o przeznaczeniu moich podatków na otwarcie bramek autostrady, którą nigdy nie jeżdżę? Złodzieje i oszuści" - gorączkuje się "qq".

"Kiełbasa wyborcza. Spartolili system poboru opłat, teraz każą za to płacić wszystkim. Jak zwykle..." - podsumowuje "tichy".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy