Na Dakarze dzień bez ścigania. Ale też męczący
W środę po południu do argentyńskiego Chilechito zjechały pojazdy uczestniczące w Rajdzie Dakar. Z powodu odwołania etapu kilkusetkilometrowy dystans z Salty kierowcy pokonali drogami publicznymi. W czwartek wystartują do San Juan.
Jako pierwsi do Chilecito przybyli motocykliści. Wśród nich Adam Tomiczek, który wyraźnie zmęczony palącym słońcem od razu położył się w cieniu na trawie i zasnął.
Kilka godzin później na biwaku pojawił się Jakub Przygoński (Mini). Także po nim było widać trudy ostatnich dni. "Po tej lawinie błotnej wszyscy zaczęli się trochę gubić. Dostaliśmy nową mapę i na biwak dotarliśmy o trzeciej nad ranem. Wczoraj siedzieliśmy w samochodzie prawie 21 godzin. Wstaliśmy o ósmej i przyjechaliśmy tutaj. Teraz musimy się zregenerować" - powiedział zawodnik Orlen Teamu.
Dodał, że w nocy mechanicy będą się musieli zająć jego samochodem, m.in. profilaktycznie wymienić skrzynię biegów. W klasyfikacji generalnej Przygoński zajmuje ósme miejsce. Na czele są trzy Peugeoty, a walkę o zwycięstwo w rajdzie powinni stoczyć Francuzi - Sebastien Loeb i tracący do niego tylko niewiele ponad półtorej minuty Stephane Peterhansel.
Organizatorzy odwołali środowy etap, ponieważ w miejscowości Volcan doszło do osuwiska i droga dojazdowa została zasypana. Wyznaczono trasy objazdowe, ale wielu uczestników nie zdołało do rana dotrzeć do Salty i nocowało w zaimprowizowanych biwakach, tak jak quadowcy Rafał Sonik i Kamil Wiśniewski.
Czwartkowy etap z Chilecito do San Juan będzie liczył 751 kilometrów, z czego 449 to odcinek specjalny, zwłaszcza na początku o charakterze trialowym. Zakończenie rajdu w sobotę w Buenos Aires.