Wybierzmy samochód dla fabryki w Tychach!

On zapewnia, że ją kocha i nigdy nie przestanie kochać. Jest przecież piękna, mądra, zaradna, wykształcona, pracowita i wierna.

Niestety, rodzina chce, by związał się z inną. Rozkapryszoną, zaniedbaną, leniwą, nie pierwszej młodości, a jednocześnie mającą o sobie wielkie mniemanie i wymagającą. On odchodzi z bólem serca, ale cóż, rodzina jest rodziną i zawsze pozostanie najbliższa jego sercu...

Aha, i jeszcze jedno. Na odchodnym musi zabrać podarowany kiedyś wybrance najcenniejszy klejnot. Aby jednak nie wyjść na niewdzięcznego gbura, na otarcie łez przywiózł jej inny, trochę mniej efektowny. A ona? Nadrabia miną, udaje, że nic się nie stało. Obiecuje, że będzie czekać. Może w przyszłości los znów odmieni się na jej korzyść...

Ta scena, niczym wzięta wprost z 4587 odcinka latynoamerykańskiej mydlanej telenoweli, przychodzi na myśl, gdy obserwujemy losy fabryki Fiata w Tychach. Władze włoskiego koncernu od lat uważają ją za perłę w koronie. Prezes Sergio Marchionne przy każdej okazji chwali za wydajność, jakość produkcji, potwierdzaną przez międzynarodowych audytorów, przyznających tyskim zakładom zaszczytne tytuły. Obiecuje też, że nigdy o nich nie zapomni. Jednak produkcję trzeciej generacji przebojowej pandy powierzył fabryce koło Neapolu, pakując w nią mnóstwo pieniędzy i przełamując opór roszczeniowo nastawionych miejscowych związków zawodowych. Zachwyt zachwytem, biznes biznesem, ale trzeba też pamiętać o rodzinie i racji stanu...

Kierownictwo Fiat Auto Poland zachowuje urzędowy optymizm, chociaż wiadomo przecież, że lancia ypsilon, samochód niszowy, przeznaczony dla bogatych zachodnioeuropejskich emerytek i córek zamożnych przedstawicieli tamtejszej klasy średniej, który pojawił się zastępczo na tyskich taśmach montażowych, nie wypełni luki po pandzie.

Reklama

Trudno uwierzyć, by szefostwo w Turynie nie zdawało sobie sprawy z obecnej tymczasowości sytuacji swojej polskiej fabryki. Stawiamy zatem komplet nowiutkich szesnastoszprychowych srebrnych alusów przeciwko zardzewiałej feldze ze szrotu, że w nieodległej przyszłości zostanie zwołana wielka konferencja prasowa, podczas której prezes Marchionne z dumą ogłosi, że w Tychach będzie produkowany nowy model samochodu. Jaki? Tego nie wiemy. Całkiem możliwe, że nie zapadły jeszcze żadne konkretne decyzje. Zanim ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania w tej sprawie ogólnonarodowego referendum, podsuńmy w czynie społecznym własne propozycje.

Żadne tam szpanerskie kabriolety czy gadżeciarskie cudeńka za 100 tysięcy złotych sztuka. Nie ulega wątpliwości, że wspomnianym samochodem powinien być model popularny, chętnie kupowany przez tzw. masowego klienta, bo tylko taki pojazd zapewni odpowiednią wielkość produkcji i stałe dochody wytwórcy, jak również trwałe miejsca pracy załodze. Powyższe kryteria spełniałaby na przykład oczekiwana kolejna generacja fiata punto.

A może pójść jeszcze odważniej i spróbować podbić rynek autem całkowicie nowym? Tanim w produkcji i użytkowaniu, lecz nie prymitywnym. Taką współczesną wersją legendarnego 126, wyśmiewanego, ale i kochanego, lekceważonego i pożądanego. Polsko-włoską odmianą dacii logan (choć pewnie o mniejszych gabarytach), która choć skonstruowana z myślą o motoryzacyjnym trzecim świecie, zrobiła zaskakującą karierę również w bogatych państwach Zachodu.

To byłby prawdziwy hit. Nie tylko gwarantujący na długie lata byt tyskiej fabryce, lecz także poprawiający pozycję Fiata w Polsce. Włosi, kiedyś niekwestionowany lider, dzisiaj na naszym rachitycznym rynku zajmują miejsce szóste. I prawdę mówić trudno się dziwić, skoro aż 98,3 proc. spośród wyprodukowanych w ub. r. w Tychach fiatów i lancii powędrowało na eksport.

poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy